ROZDZIAŁ22

26.1K 831 3.1K
                                    



Rozdział 22 – Odrodzenie Ciemności

Ani trochę nie lubiła nocnej zmiany, prawdę mówiąc, absolutnie jej nienawidziła. Były tak strasznie nudne, że aż czasami szczerze pragnęła, by miało miejsce jakieś włamanie albo napaść, albo cokolwiek, byle tylko ta wykańczająca umysł nuda nareszcie się skończyła.

Na szczęście, tej nocy przynajmniej lubiła swoich kompanów. Nie licząc Kingsa, pozostali członkowie oddziału byli ludźmi, których lubiła, nawet jeśli nie byli sobie specjalnie bliscy.

- Wyglądasz, jakbyś zaraz miała zasnąć – odezwał się Kingsley, siadając obok niej.

- Nie mów mi, że sam się tak nie czujesz – burknęła Tonks.

- Nic takiego nie powiedziałem – odparł Kingsley z rozbawionym błyskiem w oku. - Ukrywam to jednak lepiej niż ty.

- Jestem pewna, że to efekt wielu lat doświadczenia – zażartowała w odpowiedzi.

Zanim Kingsley mógł odpowiedzieć, w pokoju zabrzmiał alarm, sprawiając, że wszyscy poderwali się do pełnej gotowości.

- To alarm z Azkabanu – wyszeptał jeden z aurorów, wyglądając na równie zszokowanego co większość obecnych w pomieszczeniu.

- Myślisz, że to ćwiczenia, Kings? - spytała Tonks.

- Nie liczyłbym na to – odparł ponuro. - Dobra, uwaga wszyscy, przygotujcie się do podróży świstoklikiem! - zawołał, patrząc, jak wszyscy ruszyli szybko w stronę awaryjnych światoklików, które już odliczały czas. - Tonks, to może być prawdziwy alarm. Bądź ostrożna – wyszeptał do niej, zanim dołączyli do pozostałych przy świstoklikach.

Tonks wzięła głęboki oddech i chwyciła świstoklik, tuż zanim odliczanie dobiegło końca. Mogła jedynie mieć nadzieję, że jeśli to rzeczywiście był prawdziwy alarm, kolejne oddziały wkrótce przybędą.

Po czasie, który zdawał się przeciągać w nieskończoność, wylądowali pośrodku czegoś, co mogło być nazwane jedynie polem walki. Minęła zaledwie chwila, krótka chwila, a dwóch aurorów stojących obok niej leżało na ziemi, spoglądając na nią z dołu pustymi, martwymi oczami.

- Tonks, padnij! - usłyszała okrzyk Kingsleya i jak to robiła niezliczoną ilość razy wcześniej, posłuchała, nie zastanawiając się nawet nad tym, co robi. Jedyną różnicą było to, że wcześniej zdażało się to podczas treningów, a teraz była to naprawdę kwestia życia i śmierci. - Tonks! Tonks, spójrz na mnie! - Zajęło jej sekundę, zanim zareagowała, sekundę, która kosztowała życie kolejnego stojącego obok niej aurora. - Skup się, Tonks! - Kingsley złapał ją za ramię i niemal zaciągnął za głaz. - Hej, Tonks, musisz się skupić. - Spojrzała w końcu na niego, zauważając jego ponure spojrzenie.

- Przepraszam – wymamrotała. - Jestem skupiona.

Kingsley przez chwilę przyglądał jej się uważnie, po czym skinął głową.

- Dobrze. Musimy się ruszyć, jeśli tu zostaniemy, znajdą nas w ciągu kilku sekund. Trzymaj się blisko mnie. Nie próbuj pomagać tym, którzy już upadli, to może cię tylko zabić. Unikaj zaklęć tarczy, rób uniki i oszczędzaj energię na póżniejsze zaklęcia – poradził Kingsley. - Gotowa?

- No – przytaknęła, choć nie czuła się ani trochę gotowa.

Gdy tylko opuścili swój bezpieczny zakątek, wszędzie wokół zaczęły latać zaklęcia i nie zastanawiając się nawet, zaczęła odsyłać swoje własne. Nie była nawet pewna, czy w ogóle powaliła kogokolwiek spośród Śmierciożerców, ale nie miała czasu sprawdzić, bardziej zajęta unikaniem klątw pędzących w jej stronę.

Narodziny Czarnego PanaWhere stories live. Discover now