6.

665 51 4
                                    

justin

Patrzyłem bezmyślnie w sufit, leżąc okryty po samą brodę ciepłą kołdrą. Miałem wrażenie, że moja wyobraźnia tworzy właśnie jakąś historię, którą projektują moje oczy na śnieżnobiałej farbie.

- Ja i ty... - szepnąłem, rysując palcem w powietrzu serce. - Tomorrow.

W chwili gdy usłyszałem skrzypnięcie drzwi, natychmiast zacząłem udawać, że śpię. Wybadałem damskie kroki. Poczułem delikatną dłoń na moim przedramieniu. Zadrżałem mimowolnie. Poznałem tę dziewczynę. Słodka pielęgniarka... Otworzyłem niepewnie oczy, gdy ta posłała mi śliczny uśmiech. Zagryzłem policzki od środka, nie chcąc pokazywać żadnych emocji, szczególnie tych pozytywnych, gdy ją ujrzałem.

Była taka piękna. Przypominała mi Tomorrow... Tak. To dlatego, czuję ten przyspieszony rytm serca...

Cały miesiąc spędzała ze mną każdą chwilę, ale ja ją ignorowałem. Widzę w jej oczach, że mnie pokochała...

Ale czy ja ją także?

Nie.

Chociaż... nie wiem.

To nie ta sama osoba co Tomorr...

Nie, jej nie ma, przestań!

Wiedziałem jak przeraźliwie wygląda moje zachowanie z zewnątrz, kiedy biję się z własnymi myślami. Nie panowałem nad tym, ale pozwalało mi to na szybkie skupienie i odciągnięcie od siebie negatywnych emocji. Ciągnięcie włosów, gwałtowne kręcenie głową, zaciskanie mocno zębów, regularne napinanie mięśni na całym ciele, bawienie się palcami, niekontrolowane ruchy kończynami... wszystko to dopełniała zgarbiona postawa mojej wychudzonej osoby.

- Hej - szepnęła, a ja się krzywo uśmiechnąłem.

Po raz kolejny moje ciało przeszedł niekontrolowany dreszcz, który sprawił podejrzane ruchy. Mrugałem szybko oczami, gdy tylko patrzyłem na Cindy.

NIE KOCH...

To słowo nawet nie chce mi przejść przez gardło.

- Dzisiaj przychodzi twoja nowa opiekunka... - odchrząknęła, w celu zabicia dobijającej ciszy.

"CO? Nie! Nie odchodź!"  Drżałem cały, krzycząc w myślach.

- Przez najbliższy czas to ona będzie twoją towarzyszką. Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnisz... - zacisnęła wargi w jedną linię, splatając nasze dłonie.

Jej głos zrobił się cichy, jednak nadal był bardzo uroczy. Usiadłem powoli.

- Pamiętasz co się działo kiedy się tu pojawiłem? - mówiłem zachrypniętym głosem.

Pierwszy raz się do niej odezwałem, na dodatek tak złożonym zdaniem. Czułem powracające siły, czułem rozpierającą mnie pewność siebie! Wracałem prawdziwy ja!

Dziewczyna skinęła nikle głową, spuszczając wzrok na podłogę.

- Żadna inna osoba nie uspokoi mnie tak jak ty - dotknąłem czule jej podbródka, po czym nachyliłem się nieudolnie do pocałunku.

- Justin, ja chciałam ci powiedzieć... Ja, odchodzę - te słowa szybko opuściły jej usta, zanim zdołałem wykonać zamierzony czyn.

"CHYBA ROBISZ SOBIE ZE MNIE JAJA!!!" Gryzłem dolną wargę, dopóki kubki smakowe nie rozpoznały posmaku krwi.

- Jestem w ciąży... z moim narzeczonym.

Zamarłem. Zaufałem pierwszej, lepszej durnej blondynce. Miałem wrażenie, że mnie pokochała. Była taka troskliwa i uprzejma... Tylko dla niej byłem tutaj tak życzliwy! Tylko ona uspokajała moje emocje!

Wstałem gwałtownie. Zrzuciłem wszystkie rzeczy z półek. Chwyciłem MAŁĄ, DURNĄ, FAŁSZYWĄ, OBRZYDLIWĄ pielęgniarkę za ramiona i wypchnąłem na korytarz, nie zważając na jej "CIĄŻĘ", cieszyłem się wewnętrznie widząc jak leży na podłodze. Trzasnąłem drzwiami marnując na to wszystkie moje siły. Waliłem po ścianach, darłem pościele, przewracałem łóżka robiąc sobie przy tym niemałą krzywdę. Do pomieszczenia wpadła uzbrojona ochrona. Przygwoździli mnie do łóżka, by lekarze mogli wkuć kilka strzykawek ze środkami uspokajającymi, dopóki nie odpłynąłem.

Witaj Justinie, znalazłeś się na początku swojej terapii. Możesz być z siebie dumny.

VOLUNTEERWhere stories live. Discover now