11.

406 39 2
                                    

- Blair, wychodzisz już? - usłyszałam głos swojej przyjaciółki za plecami, gdy pakowałam swoje rzeczy.

- Tak - zerknęłam w między czasie na elegancki zegarek na moim nadgarstku. - Już pora kończyć.

- I... wracasz tak po prostu do domu? - dopytała, dość nietypowym dla niej tonem głosu, więc odkręciłam się w jej stronę.

- Taaak - przeciągnęłam, mierząc ją podejrzliwym spojrzeniem. - Jestem naprawdę zmęczona dzisiejszym dniem...

- Ale są twoje urodziny! Chciałam cię wyciągnąć na jakąś imprezę - posmutniała zawiedziona, że nie wyprawiłam żadnego przyjęcia z tej okazji.

Kompletnie o tym zapomniałam. Jakoś nie miałam ochoty świętować. Byłam zbyt przejęta rozpoczęciem praktyk, żeby myśleć o celebrowaniu rocznicy dnia moich narodzin. Jednak zrobiło mi się obrzydliwie głupio, że nie zaprosiłam nikogo z moich przyjaciół nawet na jedną, głupią filiżankę herbaty.

- Przepraszam Meg... - westchnęłam, ocierając zmęczoną twarz otwartymi dłońmi. - Jutro mamy pracę, więc nie zabiorę cię do baru, ani klubu, ale jeśli masz ochotę, zapraszam cię do siebie na rodzinną kolację.

- Z wielką przyjemnością - natychmiast na jej pulchniutkiej twarzy zawitał szczery uśmiech. - Będę miała okazję w końcu wręczyć ci prezent.

Przewróciłam teatralnie oczami, śmiejąc się pogodnie i wróciłam do zbierania moich rzeczy.

- Czekaj na mnie przy samochodzie - dodałam szybko, gdy Megan opuszczała prawie pusty pokój lekarski.

Większość studentów zmyło się stąd już wcześniej, ponieważ i tak oficjalna godzina zakończenia pracy wybiła około 30 minut temu. Ubrałam się w kurtkę i wyszłam na szeroki, cichy korytarz, odwracając się automatycznie w stronę sali mojego podopiecznego. Siedział skulony na zimnej posadzce. Postanowiłam podejść.

justin

- Czemu jeszcze pan nie śpi? - ktoś kucnął przy mnie.

- Nie ma jeszcze 19. - zacisnąłem wargi, zerkając na kobiecą dłoń dotykającą moje ciało przez cienką bluzę, którą miałem na sobie.

Przeniosłem wzrok na wolontariuszkę, gotową do wyjścia ze szpitala. Miałem ochotę kompletnie ją zignorować, jednak na to było już za późno. Popatrzyłem prosto w jej hipnotyzujące, ciemne oczy. Przez chwilę walczyłem ze sobą, żeby nie zrzucić jej ręki z mojego ramienia, jednak tylko przez chwilę... Poczułem ciepło rozlewające się po moim zimnym sercu. Było mi, o dziwo... trochę przyjemnie.

"Nie ufaj jej. Nie popełniaj znowu tego błędu" - podpowiadała mi moja chora podświadomość, z którą rozpocząłem kolejną walkę.

Pomimo moich dziwnych tików, dziewczyna nawet na chwilę nie odsunęła się ode mnie, ani przez sekundę nie popatrzyła na mnie krzywo. Uśmiechała się cały czas.

Pięknie się uśmiechała...

- Wygląda pan na zmęczonego - szepnęła, co wyrwało mnie z bitwy moich myśli.

Wzruszyłem nikle ramionami, odpowiadając:

- I tak nie mogę spać...

- Tak jest, ponieważ pan sobie to ubzdurał - zachichotała, lecz szybko opanowała swoją nadmierną radość, widząc, że niewiele tym zwojuje. - Dobrej nocy panie Justinie.

- Nie... - burknąłem. - Nie! - wstałem szybko, a dziewczyna zaraz szybko za mną. - Jestem Justin, nie żaden "pan". Tak będzie... tak będzie mi lepiej, Blair.

Jąkałem się. Nie zawsze tak dużo mówiłem.

- Dobrze... - brunetka oczyściła gardło, trochę zaskoczona moją reakcją. - ...Justin.

Wykrzywiłem wyraz swojej twarzy, usiłując się uśmiechnąć.

- Dobranoc. - powtórzyła odchodząc zmieszana całą sytuacją.

Wróciłem powoli do swojej sali. Tam uderzając mocno pięścią o jedną ze ścian, delikatnie się krzywdziłem.

"Jestem Justin" - przedrzeźniałem się przez kilka minut, czując okropne zażenowanie swoją nachalnością.

Wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że przecież ona jest tutaj dla zaliczenia praktyk, a nie żeby stać się moją przyjaciółką na zawsze. Znowu poczułem się ważny i znowu zaczynałem żałować moich pochopnych decyzji. Znałem ją zaledwie dwa dni...

Moja naiwność nie znała granic od kiedy zaczynało brakować mi czyjejś bliskości. Bałem się pozytywnych uczuć, ponieważ samotność była moim chlebem powszednim. Wmawiałem sobie, że tak jest o wiele lepiej dla wszystkich i dla mnie samego... gdy jestem sam.

Gdy tylko łapałem się na odczuwaniu przyjemności i miłości, natychmiast zastępowałem to ogromną nienawiścią. Jakby w moim sercu rozwijał się wirus zabijający wszystko, co w człowieku jest piękne.

Położyłem się na swoim łóżku, kiedy nagle pod moją dłonią poczułem dziwny przedmiot. Chwyciłem go, nie spoglądając wcześniej, by móc mu się przyjrzeć dopiero z bliska. W moich palcach znalazł się srebrny pierścionek z kamieniem o pokaźnych rozmiarach. Musiał należeć do mojej wolontariuszki.

"Mojej" - powtórzyłem...

~

VOLUNTEERWhere stories live. Discover now