- Już jestem. Wybacz, że czekałaś! - z zamyślenia wybudziła mnie Megan trzaskająca drzwiami mojego samochodu, po czym bez zastanowienia się włączyła dość głośno radio.
- Gdzieś ty się podziewała? Wyszłaś wcześniej ode mnie...
Odpaliłam auto i ruszyłam w stronę mojego domu, gdzie już wszyscy "goście", czyli moi rodzice oraz Mike, byli gotowi do rozpoczęcia skromnej kolacji urodzinowej urządzonej dla mojego brata oraz dla mnie.
- Jak ci idzie w pracy? - zapytała dziewczyna. - Nie mówiłaś mi nic o swoim pacjencie.
Zerknęłam kątem oka na zaciekawioną przyjaciółkę, po czym westchnęłam zaciskając automatycznie mocniej ręce na kierownicy.
- Aż tak źle? - spotykając moją reakcję, nie oczekiwała odpowiedzi.
- A jak u ciebie? - odbiegłam od tematu pana Biebera jak najszybciej się dało.
On był... bardzo tajemniczy. Nawet za bardzo, żeby to było realne. Cały był jak jedna, wielka nierozwiązana zagadka, którą niby ja - przeciętna studentka - miałam rozwiązać. To nie tak, że chciałam poddać się już na samym początku, ale ja najzwyczajniej w świecie byłam przerażona. Nie znałam go prawie wcale, ponieważ z podstawowych pytań zaleconych do zadania pacjentom przez wykładowcę, nie dowiedziałam się nic...
NIC.
Patrzył na mnie pustym wzrokiem, lekceważąc moją obecność, chociaż kilka razy miałam wrażenie, że w końcu zechce powiedzieć coś więcej. Gdy tak się działo, kończył niespodziewanie, zamykając swoją postawę razem z ustami.
- Dostałam salę, w której mieszka bardzo miła, dojrzała kobieta... - mówiła, lecz ja nie mogłam skupić myśli na tym co mi przekazywała, tylko przytakiwałam.
Myślałam całą drogę powrotną o moim podopiecznym... Z każdą mijającą minutą postrzegałam go jako pewnego rodzaju wyzwanie, coraz mniej jako kogoś, kto zechce mnie złamać i pozwolić na zniszczenie moich marzeń pracowania w tym zawodzie.
"Powaga to klucz do sukcesu. Nie dajcie się zmanipulować, nie pokazujcie swoich słabości, swoich negatywnych emocji..."
- Już jesteśmy! - krzyknęłam na cały głos po przekroczeniu progu domu.
Od razu nasze nozdrza wypełnił przyjemny zapach potraw przygotowanych na wspólny, rodzinny posiłek. Rozebrałyśmy się z kurtek i skierowałyśmy do salonu, gdzie powoli kończyło się nakrywanie do stołu.
- Może w czymś pomożemy? - wtrąciła się Megan.
- Już kończymy. - Mike pocałował mnie delikatnie w usta na powitanie.
- To my na chwilę pójdziemy na górę się odświeżyć. - dodałam, kierując się z przyjaciółką na piętro.
Tam w moim pokoju w szybkim tempie przebrałam się w bardziej odświętne ubrania i poprawiłam makijaż. Po chwili byłam już w salonie w otoczeniu najbliższych mi osób, gdzie oficjalnie zaśpiewano mi i bratu "Happy Birthday". A później... zasiedliśmy do jedzenia. Wszystko przebiegało w świetnej atmosferze, dopóki mama nie wpadła na "genialny" pomysł przypomnienia dzisiejszej, porannej sytuacji.
- Moi drodzy. - wstała, biorąc w dłoń kieliszek z czerwonym winem. - Chciałabym wznieść toast za siedzącą tutaj dwójkę młodych ludzi...
Wszystkie spojrzenia pokierowały się na mnie i Mike'a, który dumnie chwycił moją dłoń. Moje oczy w ułamku sekundy zrobiły się dwa razy większe. Z ledwością przełknęłam resztę jedzenia, która znajdowała się w moich ustach...
- Za wasze zaręczyny!
Megan nie dowierzała w to co właśnie usłyszała. Nie chwaliłam się jeszcze tym nikomu, ale to nie było moim największym zmartwieniem...
- Gratulacje Blairie! - dziewczyna rzuciła się na mnie z wielkim uściskiem, a następnie na mojego... narzeczonego. - No już! Pokazuj mi ten pierścionek!
Nie zdołałam ukryć swoich dłoni za plecami. Szatynka wyciągnęła je w swoją stronę z nadzieją, że zauważy tam to, na co czekała... Ja również miałam nadzieję, ze magicznym sposobem pojawi się on na mojej dłoni.
- Umm, Blair? - zestresowany Mike poprawił nerwowo zaciśnięty na szyi krawat. - Gdzie masz pierścionek?
- Chwila, zapewne mam w torebce. Zdjęłam go w pracy, żeby go nie zgubić. - szukałam jak najlepszego wyjścia z krępującej sytuacji.
Pobiegłam do swojego pokoju, chociaż dobrze wiedziałam, że nie znajdę tam poszukiwanej biżuterii. Wrzucałam go przecież do kitla, który musiałam zeprać z ciasta w sali pana Biebera. Są dwie opcje - albo nadal jest w kitlu albo zgubiłam go gdzieś na terenie szpitala.
Postanowiłam złapać wszystkich na litość. Wymusiłam płacz i zalana łzami zeszłam do wszystkich na parter oznajmiając, że nie posiadam przy sobie zguby.
Musiałam go znaleźć jak najszybciej...
YOU ARE READING
VOLUNTEER
Fanfiction"Miałem dziewczynę. Kochałem ją ponad całe swoje życie..." Justin trafia do szpitala psychiatrycznego z zaawansowaną depresją. Nikt nie ma do niego cierpliwości, każdy unika jego sali jak ognia, dlatego do opieki nad nim przypisują Blair - now...