Rozdział 4

4.1K 228 84
                                    

Pov Toby

Po powrocie, Slendy oznajmił, że Jeff znowu kłócił się z Benem, i BEN zamknął go w jakiejś grze, i mamy go przekonać, żeby wypuścił Jeffrey 'a. No naprawdę, nie mógł sam tego zrobić? Albo poprosić o to Sally? Eh... No to misimy się zająć obrażonym krasnalem? A co my? Opiekunki?
- Toby, jesteście moimi proxy, i macie robić o co was poproszę tak? - Usłyszałem w mojej głowie.
- Tak
- Więc, macie skłonić Ben'a do wypuszczenia Jeff'a. Ja nie mogę tego zrobić gdyż... Muszę coś załatwić.
- A kiedy wrócisz panie? - Masky. Musisz? Chce to szybko załatwić i iść do miasta. Mam ochotę na gofry. Jak zawsze.
- Nie wiem kiedy wrócę, ale jak wypuścicie Jeff'a, macie iść i dalej pilnować tej dziewczyny. - No to nici z gofrów...
- Poradzimy sobie, panie. - Łał. Bluzo, łał. Dużo mówisz.
Slendy poszedł, a my do Ben' a.
- Ben! - Krzyknąłem kopiąc w drzwi krasnala.
- Nie ma mnie!
- Aha. No to załatwione, nie? Skoro go nie ma, to musimy przyjść, kiedy wróci nie?
- Toby, jesteś naprawdę taki głupi, czy tylko udajesz?
- A ty..
- Chłopaki, możemy już to załatwić? - Oj, Hoodie, Hoodie.
- Dobra - odpowiedzieliśmy naraz.
Weszliśmy do pokoju. Ben siedział na podłodze, grając w jakąś grę, z psychicznym uśmieszkiem. Z głośników co chwila było słychać krzyki. Głos Jeff'a. Czyżby elf był aż tak złośliwy? Podszedłem bliżej, i tak, rzeczywiście w grze biegał Jeff, próbując uciec przed jakimiś... Bo ja wiem? Małymi potworami? Wyglądało to dość komiczne, gdyż Ben ciągle próbował nakierować Jeff'a aby szedł w ich stronę, a Jeff starał się uciec. No i masky odezwał się pierwszy.
- Ben, Slender mowi żebyś wypuścił Jeff'a.
- A co jak tego nie zrobię?
- Nic, tylko zabiorę i wszystkie gry, a potem może spalę...
- żartowałem! Zaraz go wypuszczę.
Rzeczywiście, kilka chwil potem Jeff stał obok nas. Przez kilka minut drżał, a potem wyszedł klnąc pod nosem.
- To wieczorem idziemy szukać tej dziewczyny? - Masky, a mamy wybór?
- Chyba tak. Zaraz. JUŻ CZWARTEK?!
- Tak
- Ło.
O mniej więcej 23, staliśmy pod blokiem dziewczyny. Było późno, i światło paliło się tylko w kilku oknach. Chłopaki powiedzieli, że będą rozglądać się po okolicy, a ja mam wejść do środka, i spróbować znaleźć jakieś o niej informacje, a potem spotkamy się w lesie. Gdy dostałem się do pokoju, poczułem zapach gofrów. Popatrzyłem na stolik, a tam leżał talerz z dwoma Goframi. Nie byłbym sobą, gdybym nie zaczął ich jeść. Nagle usłyszałem głos.
- Ty! Jak śmiesz jeść moje gofry?! -Em, no dobra, jest dość odważna. Zaraz moment! To ona?!
- To ty?! Ups będzie źle, to może ja już pójdę.- co? To jedyne co mogłem wymyślić. Już chciałem sobie iść gdy..
- Czekaj! Widziałam cie juz gdzieś! - co?! Pamięta mnie?! O Nie!
- W-widziałaś mnie?!
- No tak...
- Kurna.. No to będzie opieprz. - Po tych słowach wyskoczyłem przez okno i pobiegłem do lasu. Masky i Hoodie już tam na mnie czekali. Powiedziałem im co się stało, a oni zareagowali tak jak ja.
- to będzie opieprz - Masky, czy ty przypadkiem nie jesteś synem Slendera? Bo chyba czytasz mi w myślach
- tak właśnie powiedziałem! 
- Dobra, narazie musimy iść do domu, bo jutro będzie trzeba ją obserwować cały dzień.
- Oke, no to... Czekajcie. Coś tam leży.- pod drzewem leżała kartka. Podszedłem, i ja podniosłem. To była ta dziewczyna i dwóch chłopaków. Jeden miał brązowe włosy i zielone oczy, drugi był blondynem z niebieskimi oczami. Podpis...   "Willow. W ".  Zabiorę to do Slendera, może on będzie coś wiedział. Oczywiście pokazałem rysunek chłopakom, a oni zgodzili się, by przekazać rysunek Panu. Prawdę mówiąc, nie mam już ochoty na gofry. Te które podkradłem dziewczynie były najlepsze jakie w życiu jadłem. Jestem trochę śpiący. Jutro będziemy musieli od rana lazic za dziewczyną. Skoro to ona była na obrazku, to chyba ma na imię Willow.
- No to wracajmy, bo jutro będzie trzeba wcześniej wstać!
- Masz rację, Masky. Łał, nie myślałem, że kiedykolwiek to powiem.
- Eh, po prostu wracajmy.

( Tym razem udało się dodać zdjęcie Willow! )

Mój Goferek | Ticci Toby Where stories live. Discover now