Rozdział 5

3.9K 220 9
                                    

Pov Willow

Tak jak myślałam, kolejny beznadziejny dzień. Wszyscy się że mnie nabijali, Sandra, na mojej szafce białą farbą napisała " morderca ", czyli dzień jak każdy inny. Chociaż nie, dziś od rana czuję się jakoś inaczej. Jakby ktoś mnie obserwował. Znaczy, codziennie ktoś się na mnie gapi jak na chorą psychicznie, ale tym razem to coś innego. Ciągle czuję na sobie jakiś obcy mi wzrok. Siedząc na lekcji w mojej ławce, czasem za oknem mignęła mi jakąś żółtawa kurtka, a gdy wyszłam na przerwę na dwór, by odetchnąć, kątem oka zauważyłam brązową bluzę. Oczywiście nie mogę nikomu nic powiedzieć, bo uznają mnie za wariatke czy coś. Ok, muszę przetrwać jeszcze dwie lekcje, i mogę wrócić do domu. Znaczy do lasu. Tam jest mój dom. Eh, tak się zamyśliłam, że nawet nie zauważyłam, że właśnie dostałam piłką w nos. Tak, jest wf. Gramy w siatkówkę. Nigdy nie byłam w tym dobra, a wszyscy uczniowie specjalnie grają w moją stronę, przez co ciągle obrywam. Nauczyciele zawsze gdy piłka mnie uderza, udają że nic nie widzą. Ale do takich rzeczy jestem przyzwyczajona odkąd pamiętam. Tym razem jednak po uderzeniu upadłam na ziemię, i tak twarzą po boisku troszkę pojeździłam. Nic dziwnego, ponieważ piłkę zaserwował najsilniejszy chłopak z klasy. Dzisiaj graliśmy na dworze na boisku szkolnym do siatkówki, które zamiast piasku, jest wyłożone chropowatym gumopodobnym tworzywem, więc gdy wstałam poczułam jak coś spływa mi po twarzy. Chyba wiem co to jest. Krew. Nauczycielka i tak nigdy nie pozwoli mi zejść z boiska, więc nie mogę z tym nic zrobić. Po chwili poczułam metaliczny posmak. Krew ściekła mi na usta. Powiem szczerze, że jest nawet smaczna. O nie, już słyszę krzyki Sandry, że "ona się boi, że ja wypije jej krew" a co ja jestem, wampir? Mniejsza o to. Spędziłam w łazience kilka minut, ale udało mi się tylko przemyć ranę. Nie miałam jak jej zamaskować, gdyż nie noszę do szkoły żadnych kosmetyków czy czegoś, a nawet pielęgniarka jest do mnie uprzedzona, i nawet nie wiem czemu! Po wyjściu z łazienki udałam się do sali, na ostatnią w tym dniu lekcję. Na szczęście była to plastyka, z której zawsze miałam same piątki i szóstki, a tylko nauczycielka plastyki była dla mnie miła. Ale to właśnie ta lekcja zawsze mija mi najszybciej. Więc gdy usłyszałam dzwonek, złapałam plecak i pobiegłam do szafki. Cóż, jest jesień, ale mi nigdy nie jest zimno, chyba że w zimę, więc zmieniłam buty i poszłam do domu. Co mnie na początku roku zdziwiło, nikt z mojej szkoły nie mieszka w tym samym bloku co ja, więc trochę się przestraszyłam, gdy idąc, usłyszałam bardzo ciche szepty. Ledwo zdołałam usłyszeć słowa.
- te, idioto, to ona? - Szepnął jeden głos
- Tak droga maseczko, to ona. - Ten drugi. Mogę przysiądz, że gdzieś go już słyszałam.
- Chłopaki, przestaniecie choć na chwilę? - Trzeci głos brzmiał trochę niepewnie, więc na początku miałam problem z rozpoznaniem słów.
Po tych słowach, natychmiast ucichli. Byłam przestraszona, ale aby nie wzbudzać podejrzeń, że cokolwiek słyszałam, powoli kierowałam się w stronę mieszkania.
Będąc w środku, wyjrzałam przez okno. Nikogo nie było. I wtedy usłyszałam za mną kroki. Nie zdążyłam się do końca odwrócić, bo dostałam czymś w głowę. Gdy mdlałam, usłyszałam jeszcze raz ten znany mi głos
- tak, to na pewno ona.

( od Autorki : jak zawsze odstępy między rozdziałami są okropne, ale to spowodowane jest niestety moją weną, która uciekła w Bieszczady. Ponadto, wattpad nie chciał mi opublikować rozdziału. Gomen!)

Mój Goferek | Ticci Toby Where stories live. Discover now