Rozdział 4

6.7K 291 11
                                    

Tony oprowadził mnie po dostępnych do mnie i najbardziej przydatnych piętrach. Wszystko zajęło nam ok. 2 godzin, ale nie żałuje. Dzięki temu na nowo mogłam zapoznać się z bratem. Muszę przyznać, że początkowo dziwnie mi było ze świadomością iż znany na całym świecie Anthony Stark jest ze mną spokrewniony. Jednak całość przyświecała piękna wizja w miarę normalnego życia u boku rodziny. Podczas oprowadzania na chwilę zapomniałam o Hydrze i o źle jakie wyrządziłam. Cieszyłam się momentem.

-Muszę wyjaśnić wszystkim całą tą sprawę. Idziesz ze mną czy gdzieś się zaszyjesz?-zapytał Stark gdy weszliśmy do windy.

-Pójdę na salę treningową, trochę odreagować to wszystko. A rozmowa z Avengersami to twoja robota. Na mnie rzuciliby się od razu dostrzegając, że nie mam kajdanek czy coś-rzuciłam. Tony przytaknął po czym wysiadł na odpowiednim piętrze.

Na następnym wysiadłam ja i trzymając w dłoni torbę z ubraniami, którą dał mi miliarder, ruszyłam do sali treningowej. Drogę do niej wskazał mi wcześniej wspomniany mężczyzna. Będąc już blisko zobaczyłam jak wychodzi z niej Czarna Wdowa. Wywróciłam zirytowana oczami, dlaczego musiałam wpaść akurat na nią... Miałam nadzieję, że bezproblemowo ją minę, ale moje nadzieje nie zostały spełnione. Gdy tylko znalazłam się w zasięgu jej ręki, momentalnie przyszpiliła mnie do ściany wykręcając ramię do tyłu.

-Nie radziłabym ci kombinować. Nie powinno cię tu być-powiedziała. Ponownie wywróciłam oczami i kopnęłam ją w nogę lekko dezorientując. Następnie odepchnęłam się od ściany, uderzając kobietę łokciem w brzuch, tym samym uwalniając się z jej uścisku.

-A ja nie radziłabym ci napadać na siostrę miliardera. Tony jest na piętrze mieszkalnym, wszystko wytłumaczy-odparłam po czym jak gdyby nigdy nic weszłam do sali treningowej.

Omiotłam wzrokiem całe pomieszczenie dostrzegając w rogu zwisający z sufitu worek. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam do łazienki, gdzie się przebrałam. Gotowa wyszłam i podeszłam do sprzętu, uprzednio jeszcze związując włosy w kitkę. Odstawiłam torbę na bok, by potem stanąć naprzeciwko worka. Zaczęłam w niego uderzać i myśleć. Czy to wszystko sen czy dzieje się naprawdę? A może tak jak większość jest to złudzenie tak realistyczne, że mój mózg myli to z prawdą? Niedługo się obudzę w tej samej, ohydnej dziurze i będę działać na rzecz Hydry. Nie będę wiedziała o swojej przeszłości, nie będę wiedziała o swojej rodzinie, nie zyskam szansy żyć normalnie. Czy reszta avengers mnie przyjmie czy wyrzuci na bruk? Zapewne nie będą mnie darzyć przyjaźnią, ale może chociaż będą mnie szanować... Kogo ja chcę oszukać! Nie będą mnie szanować, bo w ich oczach jestem mordercą! Osobą bez uczuć, która jedyne co umie to robić krzywdę innym i zabijać. Uważać za maszynę do zabijania, której nie należy się druga szansa, bo według nich takie osoby się nie zmieniają.

-Oszczędź już ten worek, zobacz ledwo wisi-usłyszałam za sobą czyjś głos.

-Trudno-odparłam nie przerywając uderzeń. W końcu worek zerwał się z uprzęży i upadł na ziemię. Uprzednio dziwnie się odwinął i uderzył we mnie powodując, że i ja wylądowałam na podłodze.

-A nie mówiłem-zaśmiał się nieznajomy. Szybko podniosłam się do pionu, obdarzając w końcu spojrzeniem ową postać. Okazał się nią być jedyny w swoim rodzaju Kapitan Ameryka.

-Bardzo zabawne-mruknęłam-Chcesz czegoś? Na przykład tak jak Wdowa mnie zaatakować?

-Wybacz jej, ona nie darzy sympatią nowych osób, które właśnie...

-Które właśnie przestały działać dla złej organizacji? Nie dziwię się, pewnie myśli, że już kombinuje jak was pozabijać-powiedziałam.

-Musisz postawić się w naszej sytuacji. Nie każdego dnia okazuje się, że agent Hydry jest spokrewniony z Iron Manem-odparł blondyn krzyżując ramiona na piersi. Przewróciłam oczami słysząc ową uwagę, lecz nic nie odpowiedziałam. To oni powinni się postawić w mojej sytuacji-Ale nie po to tu jestem. Chciałem cię przeprosić za trafienie tarczą wczoraj, nie miałem wyboru.

-Czyli to ona mnie tak załatwiła, warto wiedzieć. Spokojnie, będę miała jeszcze okazję się odegrać-rzuciłam uśmiechając się lekko. Rogers momentalnie przybrał poważny wyraz twarzy, więc szybko dodałam-To był żart.

-Masz tak samo słabe żarty jak Tony-przyznał na co uniosłam lewą brew w górę.

-Czego się spodziewasz po osobie, która ¾ dotychczasowego życia spędziła w Hydrze. Zresztą z tego co wiem, to ty masz tendencje do nie rozumienia żartów.

-Stark ci już nagadał o mnie?-zapytał Steve unosząc jeden kącik ust do góry.

-Coś wspomniał, ale niewiele-odparłam po czym usiadłam na podłodze i poklepałam miejsce obok siebie-Skoro będziemy się teraz widywać to możesz mi coś o sobie opowiedzieć.

Blondyn początkowo się zdziwił na moje zagranie, ale po chwili uśmiechnął się i zajął wskazane miejsce. Mimowolnie na moją twarz również wpłynął uśmiech, którego nie mogłam powstrzymać dostrzegając idealne, błękitne tęczówki kapitana. Ten zaczął opowiadać o co nieco o swoim życiu podczas drugiej wojny światowej oraz tym, które toczy obecnie. Żeby nie było, że tylko on się produkował, również opowiedziałam coś o sobie. Nie było tego wiele, ale zawsze coś. Nie wiem czemu, ale zebrałam się na podzielenie się z blondynem paroma swoimi odczuciami np. po wizytach w laboratoriach. W pewien sposób ulżyło mi na duszy. Steve z uwagą słuchał moich wywodów, podczas których na razy zbaczałam z tematu i gadałam bez sensu. Mimo to rozmowa przebiegała w porządku, a ja nie odniosłam wrażenia, że kapitan jest wrogo do mnie nastawiony. Wręcz przeciwnie, jakby chciał nawiązać ze mną kontakt.

-Katty wszystko załatwione...-zaczął Tony wchodząc do pomieszczenia, ale natychmiast przerwał dostrzegając mnie i Rogersa. Przybrał na twarz cyniczny uśmieszek i rzucił-Żołnierzyk już wyrywa mi siostrę.

-My tylko rozmawiamy-odparł mężczyzna wstając z podłogi. Wyciągnął w moim kierunku dłoń, którą przyjęłam i pomógł stanąć na równe nogi-Mógłbym się założyć, że gdyby nie była twoją siostrą i miała normalną przeszłość to byś ją zasypywał swoimi sprośnymi podrywami.

-Wow. Tony z ciebie jest taki kobieciarz?-zapytałam śmiejąc się cicho. Miliarder jedynie wywrócił oczami na to pytanie.

-Katty idziemy. Pokażę ci twój pokój-powiedziawszy to zniknął za drzwiami.

-Na pewno by flirtował-zapewnił mnie Rogers. Odpowiedziałam mu szczerym śmiechem po czym ruszyłam za bratem. Odwróciłam się jednak jeszcze przez ramię i pomachałam lekko na pożegnanie.


Hej! Są tu maturzyści? Jak wam poszły egzaminy? Mieliście z czymś problem? Jestem ciekawa czy nie tylko ja uważam, że nie było tak źle jak myślałam :D

Jesteśmy jednością | Steve Rogers/Kapitan AmerykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz