Rozdział 16

3.6K 172 15
                                    

Pov Katty

-Szefie, nie możemy jej już zabić?-zapytał jeden z bandziorów patrząc na mnie z ukosa. W jego oczach można było dojrzeć nutkę niepewności, a mowa ciała wskazywała, że czuł się niekomfortowo będąc pod moim czujnym okiem.

Siedziałam na ziemi w milczeniu obserwując poczynania złoczyńców. To była tylko kwestia czasu, aż odbiorą mi życie. Nie miałam szans na samodzielne uwolnienie się. Morgan wstrzyknął do mojego organizmu substancję, która zniwelowała moje zdolności i pozbawiła szansy na uratowanie się. Oprócz tego zniszczyli moje buty. Wiązało się to z tym, że mój los spoczywał w rękach Felixa. Logicznym było, że mężczyzna nie zamierzał puścić mnie żywej. Szczerze mówiąc byłam na to gotowa śmierć. Nie bawiłam się już w złudną nadzieję, że Avengers zdążą mnie uratować. Z każdą chwilą oddalaliśmy się od Nowego Jorku, ale zbliżyliśmy do dopełnienia zemsty Morgana. Nie czułam się źle z samą myślą, że zginę. Prędzej czy później by do tego doszło. Było mi jednak ciężko z faktem, że odejdę z tego świata w złych relacjach z Tonym i Stevem. Chciałabym przeprosić za wszyscy co ich spotkało z mojej winy...

-Dopiero jak będziemy nad oceanem, bo przecież trzeba pozbyć się ciała. Chyba, że chcesz całą drogę do Monako oglądać martwą sylwetkę i zaciągać się zapachem krwi, a potem szorować podłogę-mruknął Morgan wpatrując się w ekran laptopa leżącego na jego kolanach.

-Jeśli moje zdanie się liczy to zgadzam się z brzydalem. Zabijcie mnie już, mam dość oglądania waszych szpetnych twarzy-wtrąciłam uśmiechając się słodko. Mężczyźni spojrzeli na mnie na ułamek sekundy, ale potem wrócili do swoich zajęć-Oh czyli się nie liczy...

-Możesz się zamknąć?-warknął stojący parę metrów ode mnie facet.

-Teoretycznie tak, ale tu chodzi o mnie. Chciałabym mieć jakiś wpływ na swoje ostatnie kilka minut. Wiesz ostatnia wola czy życzenie-rzuciłam spoglądając na niego. Jego szczęka zacisnęła się, a oczy przymknęły jakby liczył, że w ten sposób się uspokoi. Morgan jakby również miał dość wstał z krzesła i podszedł w moją stronę. Uśmiechnęłam się pod nosem na tę reakcję.

Ukucnął przede mną lustrując uważnie moją twarz. Chwycił mocno moje policzki w jedną dłoń i uśmiechnął lekko.

-Szkoda takiej ładnej buźki. Mogłaś jeszcze tyle zdziałać w Hydrze...

Nie mogąc słuchać jego słów, splunęłam mu w twarz. Ten natychmiast mnie puścił i zaczął z niesmakiem wycierać swoją twarz. Zadziałało to niczym płachta na byka. Felix wyciągnął zza paska pistolet i wymierzył w moją stronę.

-Chyba jednak szybciej się pożegnamy-odparł.

Nagle w pomieszczeniu zapaliło się czerwone światło, a z głośników wybrzmiał komunikat o nieprzyjacielu na pokładzie. Morgan natychmiast skierował swoje kroki do laptopa, na którym najprawdopodobniej miał obraz z kamer. Westchnął przeciągle, po czym wydał jednemu ze swoich zbirów rozkaz przygotowania drogi ucieczki. Ponownie do mnie podszedł i szarpnął do góry. Pociągnął na drugi koniec pomieszczenia przystawiając pistolet do głowy. Skupił uwagę na drzwiach, przez które w każdej chwili ktoś mógł wkroczyć. Ku mojemu zdziwieniu razem z nami zostało zaledwie dwóch bandziorów. Stwierdzając, że nie mam nic do stracenia, wyrwałam się z uścisku Felixa, skutecznie pozbawiając broni. W tym samym momencie do pomieszczenia wparowali Kapitan Ameryka oraz Zimowy Żołnierz. Walcząc ramię w ramię zdawali się nie zauważyć naszego towarzystwa. Chwyciłam wytrącony pistolet i schowałam się za stertą desek. W ten sposób zyskałam chwilę na uwolnienie swoich nóg z węzła. Gdy to zrobiłam wyszłam z ukrycia wzrokiem szukając sylwetki Morgana. Dostrzegłam go jak próbował się wymknąć. Bez zawahania nacisnęłam spust, trafiając mężczyznę w nogę. Ten upadł na ziemię krzycząc do swoich ludzi, aby któryś mnie stamtąd zabrał. Obróciłam się w celu zlokalizowania najbliższego bandyty, lecz nagle poczułam bardzo silny uścisk na gardle. Odruchowo puściłam pistolet, łapiąc na rękę oprawcy, którym okazał się Zimowy Żołnierz. Jego metalowa dłoń skutecznie odbierała mi możliwość oddychania, przez co stawiałam mniejszy opór, kiedy ciągnął mnie w stronę wyjścia. Starałam się wyrwać, ale to jedynie wzmacniało uścisk na moim gardle.

Jesteśmy jednością | Steve Rogers/Kapitan AmerykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz