Hannawald/Schmitt

364 42 8
                                    

Stoisz w ciemnym korytarzu, trzymając w drżącej dłoni nóż. Patrzysz z nadzieją na wielkie, dębowe drzwi z metalowymi zdobieniami. Mogą być twoim ratunkiem lub zgubą.
Serce staje ci w gardle. Podchodzisz do wrót. Nie masz innego wyjścia. Stąpasz cichutko i ostrożnie. Za sobą słyszysz kroki. I wiesz, że jeśli nie wydostaniesz z tego przeklętego miejsca, to skończysz jak inni. Ich wrzask łupi ci w czaszce. Przed oczami widzisz rozczłonkowane, nadgryzione ciała oraz sufit i ściany malowane krwią.

Naciskasz klamkę i mocniej ściskasz nóż.

Otwierasz drzwi i zamierasz.
Już wiesz, że nie uciekniesz.
Właśnie wszedłeś do rzeźni.
Nagie ciała są podwieszone do sufitu na hakach. Są wygolone, wypatroszone, pozbawione krwi.
Na stole widzisz, że jedno jest porcjowane i wkładane do pojemników próżniowych.

Nawet nie słyszysz, jak drzwi się zatrzaskują.

Nie masz już drogi ucieczki.

Marny nożyk nie obroni cię przed maczetą.

Żałujesz, że dałeś się zauroczyć jego blond włosom i niebieskim oczom i że mu zaufałeś.

Stoi za tobą.

Jego oddech muska twój kark.

I nawet nie zdążyłeś się pomodlić, a pada cios.

Twoja głowa toczy się po marmurowej posadzce, a ciało stoi samodzielnie przez kilka sekund i również pada na ziemię.

Jesteś ofiarą.
Będziesz w niej złożony.

Nie możesz się przecież zmarnować.

--------------------------------
I znów narracja drugoosobowa. Chyba będę Was nią katować, dopóki się nie znudzę.

A to jest przymiarka do horroru. Drugim Kingiem nie będę, aczkolwiek podobno mam szansę.

Pozdrawiam.

Skok po miłość || ski jumping one-shotsWhere stories live. Discover now