D.Prevc/K.Stoch

373 49 22
                                    

Delikatny dotyk.

Zadygotałem. Nie lubiłem, kiedy ktoś mnie dotykał. Czekałem na uderzenie w policzek, kopnięcie w brzuch, przyszpilenie do ściany... Na ból, który był nieodzowną częścią mojego życia. Dzieciństwa, młodości. Kiedy rówieśnicy przeżywali pierwsze miłości, u mnie w domu miał miejsce koszmar. Osoby mi najbliższe zniszczyły mi życie. Brat i ojciec. Matka udawała, że nic się nie dzieje. Dla osób postronnych byliśmy idealną rodziną.

Szept.

Wzdrygnąłem się. Ojciec zawsze szeptał, delikatnie mnie dotykając, aby potem skatować do nieprzytomności i wziąć moje ciało w posiadanie. Mocno, brutalnie i bezlitośnie.

Pocałunek w czoło.

Wstrzymałem oddech. Przykładał brzytwę do mojej szyi, a brat się śmiał. Mówili, że jestem słaby. Że nie nadaję się do czegokolwiek. Że nic ze mnie nie będzie. Że jestem śmieciem. Że jestem dziwką stworzoną, żeby zaspakajać ich potrzeby.

Gładzenie włosów.

Po moich policzkach spłynęły łzy. Strata. Brat pociął mojego misia, którego zabierałem ze sobą wszędzie. Mojego jedynego przyjaciela, który wysłuchiwał mój płacz.

Mizianie po kolanie.

Zdrętwiałem, przygotowując się na najgorsze.

W moich żyłach krążyła adrenalina, a mimo to serce zamarło, nie będąc w stanie pompować krwi.

— Domen...

Skuliłem się w pozycji embrionalnej, nie zważając, że wszystko mnie boli.Zacisnąłem powieki najmocniej, jak umiałem, bojąc się je rozchylić.

— Nikt cię nie skrzywdzi...

Chciałem krzyczeć. To było wierutne kłamstwo. Wszyscy krzywdzili. Słowem, myślą, uczynkiem i zaniedbaniem. Nikt nie wyciągnął do mnie ręki, żeby mi pomóc. Nikt. Wszyscy udawali, że tak ma być.

Uścisk.

Pętla, zaciskająca się na mojej szyi.

Miauczenie.

Kot. Miałem kiedyś kota. Uratowałem go spod kół samochodu i przygarnąłem. Ale moje szczęście nie trwało długo. Mój brat razem z kolegami powiesili go na drzewie.

— Otwórz oczy.

Rozkaz. Rozchyliłem powoli powieki, wiedząc, że nieposłuszeństwo będzie karane.

Lazurowe oczy.

Odetchnąłem z ulgą. Kamil. Bezpieczeństwo.

— Nikt cię nie skrzywdzi — obiecał.

— Gdzie ja jestem? — zapytałem, nie poznając otoczenia.

— W szpitalu.

Nie zapytałem czemu. Wiedziałem. Peter.

Rozległ się krzyk i na salę wtargnął on.

— Domi... Powiedz panom, że to było drobne nieporozumienie. — Wskazał ręką na policjantów. Nachylił się i szepnął mi do ucha. — Inaczej twój kochaś, skończy jak kot. Chyba tego nie chcesz?

Uśmiechnął się i wyszedł w towarzystwie policji.

— Kamil, boję się — szepnąłem.

Maska nie opadła. Jeszcze nie. Została skruszona, kiedy był świadkiem incydentu. Naprawiałem ją. Polak nie miał prawa się o niczym dowiedzieć. Zostawiłby mnie i znienawidziłby.

— Jestem przy tobie.

"Ale jak długo?" — pomyślałem, zapadając w niespokojny sen i zastanawiając się, gdzie w szpitalu mógłby być kot.

---------------------------

einsamekirsche, pamiętasz to jeszcze. A jaki był płacz, jak zabiłam Bastiana. Czy ty nie zbierałaś ekipy, by mnie spalić na stosie za to?

Skok po miłość || ski jumping one-shotsWhere stories live. Discover now