Część 10.

64 1 0
                                    

     Sara przytłumiona życiem obudziła się w końcu ze śpiączki. *czyli zaspała na 8:00 do szkoły* Szybsza od tornada, wstała z krainy snu i wyszykowała się w 5 minut. *dosłownie szybsza* Kolejny dzień szkoły, który miał ją czymś zaskoczyć, a raczej dopuścić do kolejnej próby zabicia się. Sara jest osobą bardzo dosłowną. Mówiąc: ZARAZ SIĘ ZABIJĘ, mówi całkiem poważnie. Taką osobę to trzymać wyłącznie na wylot. Schodząc na sam dół hotelu oddała kluczę na czas jej nieobecności. Pogoda jak ich mało. Słońce chyba dało znać, że żyję. Sam początek dnia zapowiadał się nie kończącym koszmarem. LEKCJA WYCHOWANIA FIZYCZNEGO. WOW. JEDEN Z NAJLEPSZYCH PRZEDMIOTÓW NA ŚWIECIE. KAŻDY KOCHA ZAPACH POTU, DUCHOTY I DEZODORANTU, KTÓRY SPRAWIA, ŻE TWOJĄ OSTATNIĄ DESKĄ RATUNKU JEST WODA. Co prawda, nie lubi go tylko Sara. Jej wymówki brzmiące ciągle tak samo "zapomniałam stroju". Co z tego, że to dziesiąty raz w miesiącu.

     Dziewczyna idąc do damskiej szatni usłyszała za sobą znajomy głos.
- Ej Sara, czekaj! - krzyknął Max. Najwyraźniej gonił ją po całej szkole, bo jego widok mówił sam za siebie.
- O cześć, coś się stało? - zapytała.
- Słuchaj może ty, ja i kino dzisiaj? Co ty na to?
- Nie wiem jak się wyrobię z czasem. Ostatnio mam trochę rzeczy na głowie.
- To może zadzwonię do Ciebie jakoś o 17:00 i dasz mi odpowiedź?
- No dobra. To zapisz *** *** ***.
- Dzięki! To do zobaczenia! - powiedział ostatnie słowa, po czym po całym korytarzu rozległ się dźwięk dzwonka.

*Myśli Sary*
Czy ja właśnie podałam numer Maxowi? O kurde mój pierwszy kontakt w telefonie! Będę musiała zapisać gdzieś tą datę!

     Gdy nastolatka była już przebrana, usłyszała docinki w jej stronę.
- Ej laski patrzcie! Nasza kochana Shirley w końcu ćwiczy!
- Nie dziwię się, że wolała grzać ławę. Wyglądając jak wieloryb nigdy nie pokazałabym się ludziom na oczy. Hahaha.
- Ej przestańcie! Przecież ona ma bardzo dobrą dietę! Codziennie pięć kilogramów więcej! Hahaha. - niemal wszystkie zaczęły dusić się śmiechem. Sarzę jednak nie było do śmiechu. Było jej przykro. WĄTPIĘ, ŻE KTOKOLWIEK Z NAS CHCIAŁBY USŁYSZEĆ: JESTEŚ GRUBY JAK WIELORYB. No, ale cóż..dziewczyna zachowała silną wolę i zlewała ich słowa. Gotowa do lekcji ruszyła w stronę sali gimnastycznej. Dawno nie czuła parkietu pod swoimi sportowymi butami. Widząc swoje kółko wzajemnej adoracji, a raczej bandę nieposkromionych przygłupów przygotowywała się do rozgrzewki. NIESAMOWITE, ŻE JESZCZE WIE JAK TO SIĘ NAZYWA. PANIE I PANOWIE, BRAWA DLA SARY. Dzisiejsza lekcja polegała tylko i wyłącznie na gimnastyce. Rozciąganie to krok do sukcesu. Gdy tylko Sara zaczęła pierwsze ćwiczenie od razu w jej stronę poleciał chamowaty tekst.
- I Ty się jeszcze schylasz? Widzisz w ogóle swoje stopy, czy brzuch Ci zasłania? Hahahahaha. - Sara nie odezwała się nawet słowem. Wolała to ignorować. Gdy tylko wstała się napić usłyszała po raz kolejny hejt.
- Już pijesz? Aż tak się zmęczyła królewna? Przed Tobą jeszcze cały rok. Przynajmniej będę miała z czego się śmiać. - dziewczyna po dłuższym namyśle postanowiła się bronić.
- Nie po prostu ten tekst był tak suchy, że woda była moim niezbędnikiem. *Sara Shirley - mistrz ciętej riposty* Ta słysząc jej słowa krokiem napalonej dziewicy opuściła salę. Słychać było tylko szmery pozostałych dziewczyn, które najwyraźniej obgadywały zaistniałą sytuację. Sara była z siebie dumna. Przeważnie miała szacunek do innych, no ale czasem trzeba pozwolić sobie na odrobinę wyższości.

     Lekcja powoli się kończyła. Trener wyraźnie nakazał udanie się do szatni. Szczerze mówiąc Sara nie czuła jakiegoś takiego ogromnego zmęczenia. Bardziej pot spływający po jej twarzy wydawał się być wykończony. Podkreślam "pot". Ona w porównaniu do innych nie wyglądała jak "krwawa mery", czy "potwór z loch ness", albo chociażby pani od biologii. Tony tapety spływającej strumykiem po twarzach "fejmików". Twoje oczy nagle zamieniają się w czarne zło i nie mają już tak wyrazistego koloru jak 45 minut temu. Dlatego właśnie nauczyciele zalecają nie malować się do szkoły. Alee..mamy XXI wiek..kogo obchodzi zdanie nauczyciela? Teoretycznie sami zakazują malowania paznokci, a ich szpony wyglądają gorzej niż paznokcie przeciętnej nastolatki. GDZIE SPRAWIEDLIWOŚĆ?

     Sara czekając na dalsze lekcje swojego dzisiejszego dnia, usiadła pod klasą i czytała nudne zadania dla 98% ludzi tej szkoły. Pozostałe 2% to Sara i nauczyciele innych przedmiotów. KTO CO LUBI.

Dryyyyyyyyń!

Jeden ze znienawidzonych przedmiotów dzisiejszego pokolenia. BIOLOGIA. Dlatego właśnie zrobiono ją w środku planu zajęć. Gdyby była na samym końcu to lista uczniów liczyłaby z cztery osoby. Pozostali symulowaliby ból brzucha, głowy lub po prostu uciekłaby stąd jak najdalej. A no...mus to mus. Wszyscy stojąc grzecznie pod klasą wyczekiwali na facetkę. I tak każdy był myśli, żeby było zastępstwo albo po drodzę napadło ją stado goryli lub po prostu przejechał autobus. Marzeeeniaaa. Jej kroki na schodach było słychać już z kilometra. Może nie tyle co słychać, ale czuć. Cała szkoła się trzęsła pod jej ciężarem. Wyobraźcie sobie, że biega koło was stado słoni. Czujecie zagrożenie, a podłoga i tak cała się trzęsie. Mniej więcej takie wrażenia są stojąc pod klasą biologiczną. Nagle smoczyca wyłoniła się zza zakrętu. Po jej minie nigdy nie dało się stwierdzić, czy będzie dzisiaj pytać. WRÓĆ... Po jej minie nie widać żadnych emocji. Gdy tylko otworzyła klasę wszyscy zajęli swoje miejsca, a ona zaczęła sprawdzać obecność.
- Jack Cooky. - zatrzymała się na chłopaku, którego dziwnym trafem nie było w klasie.
- JACK COOKY. - podniosła głos.
- Nieobecny proszę pani. - powiedział chórem rząd pierwszych ławek. Po chwili drzwi do klasy się otworzyły, a w nich stał Jack.
- Dobry. - powiedział obojętnie i zajął miejsce w ostatniej ławce.
- COOKY! WSTAŃ! - to właśnie jest ten moment, kiedy ludzie czują napięcie. Chłopak posłusznie wstał.
- Dlaczego się spóźniłeś? Dobrze wiesz, że nie toleruję spóźnień. - opanowała już nie co głos.
- Podobno dzwonek jest dla nauczyciela. - prychnął.
- SŁUCHAM? TO NIE ZMIENIA FAKTU, ŻE SIĘ SPÓŹNIŁEŚ I NAWET BEZCZELNIE BRAKOWAŁO CI ODWAGI, ŻEBY CHOCIAŻ PRZEPROSIĆ! JESTEŚ PRAWIE DOROSŁY, A ZACHOWUJESZ SIĘ JAK DZIECKO! - to chyba jedyna emocja jaką umiała pokazać.
- Przepraszam za spóźnienie. - dodał z ironicznym uśmiechem.
- Nie będę się nawet na ten temat wypowiadała.
- Ale! Przecież przeprosiłem! - próbował wywyższyć swoje zdanie.
- SIADAJ!!! - krzyknęła tak głośno, że chyba zdarła sobie gardło. Jack nic już nie dodając usiadł na miejscu. Reszta lekcji minęła w miarę spokojnie. Sara wyczekiwała tylko, żeby jak najszybciej uwinąć się z czasem. Bardzo zależało jej, aby spotkać się z Maxem, a dzisiaj miała na to okazję. Tylko czyyy...zatrzyma ten czas?

CZEŚĆ CZEŚĆ! ✋✋

What if I close my eyes? // Co jeśli zamknę oczy? ZAWIESZONE Where stories live. Discover now