Część 12.

43 2 1
                                    

...tam czekała na nią nie miła niespodzianka

Wchodząc do pomieszczenia zwanego jej "nowym domem" na wejściu spotkała się z wyzwiskami typu "hej suko do nogi" lub "gdzie zgubiłaś księcia księżniczko". Postanowiła jednak głośno to przemilczeć. Prócz dwojga "współlokatorów", którzy postanowili oszczędzić jej wysiłku i niczym muszkieterowie na białych rumakach po brokatowej tęczy przez krainę latających jednorożców przywieźli do zamku swoją damę, byli jeszcze dwa ogromne ogry pochłonięci głupimi serialami. Jak to się czytało w tych różnych nastolatkowych opowieściach "każdy porywacz jest przystojny". No niestety tutaj szału nie było. Chociaż Sara nie zakocha się po uszy, nie zaplanują razem lotu do Los Angeles i nie zamieszkają razem jak kochająca się para!

Idąc przez tysiąca korytarzy, przechodząc przez miliona drzwi natrafiają w końcu na określony cel siedmio minutowej wycieczki. Metalowe drzwi otwierają się z hukiem przed dziewczyną, a z ust jednego z "rycerzy" wychodzą słowa w jej stronę:
- Zapraszam panią do środka. - sarkastycznie i z ironią podkreślił swoją wypowiedź, aby Sara dokładnie usłyszała każde słowo.
- Odrzucam zaproszenie. - czemu by się trochę z nimi nie podroczyć?
- O widzę, że trafiła nam się pyskata ta zaliczka. - odezwał się drugi z nich.
- W takim razie będę musiał pani pomóc. - odrzekł, a następnie z dość dużą siłą popchnął ją ku przodowi. Szczelnie zamknął pomieszczenie, a sam dołączył do oglądania nudnych seriali.

Sara nie wiedziała co ma zrobić. Gdzie stać, gdzie usiąść. Wszystko tutaj wydawało się być takie szare i brudne. Żadnych okien, dostępu do światła...nic. Tak czy siak nie miała zamiaru przedłużać swojej wizyty w tym domu ani minuty dłużej. Podeszła do drzwi i złapała za klamkę. No tak...czego mogła się spodziewać...zamknięte! Zaczęła krzyczeć, kopać i uderzać pięściami w drzwi. Potrzebowała pomocy, tej jednej nadziei, która przytrzyma ją przy byciu silnym i działania do dalszych starań. Zastanawiała się co w tej chwili dzieję się z Maxem. Chciała go zobaczyć, przytulić i czuć się bezpiecznie. Jej rozmyślenia przerwał huk otwierających się bram, w których stał jeden z porywaczy.
- Co ty do cholery robisz!? - widać było, że kipiał ze złości.
- Gówno! Chce wyjść! Nic Wam nie zrobiłam! - krzyczała ukrywając łzy. Nie chciała pokazywać przy nich, że nie ma już sił. Po chwili dołączyła do nich reszta ekipy.
- Zamknijcie te pyski! - wtrącił się drugi z nich. - Po co tak walisz w te drzwi? - powiedział już trochę opanowany.
- A jak myślisz? W tym czasie mogłabym teraz robić wiele innych ciekawszych rzeczy na świecie niż siedzieć tutaj z jakimiś przygłupami, którzy zabrali mi wolność! - wydusiła z siebie wszystko na jednym wdechu.
- Wypuścimy Cię jak twój ojciec odda nam kasę. - odezwał się mężczyzna, który jakąś godzinę wcześniej był pochłonięty telewizorem.
- Żartujesz sobie!? On nawet nie ma pieniędzy żeby dać mi na bułkę do szkoły! Dajcie sobie spokój...zabijcie mnie od razu, bo on i tak nie zdobędzie takiej sumy.
- Możesz nam się jeszcze przydać. Za granicą dużo płacą za dobrą dziwkę. O nasz hajs to ty się maleńka nie martw.
- Że co?! Czy Was wszystkich bóg opuścił?! Prędzej się zabiję niż zacznę machać dupą przed jakimiś dziadami!
- Możesz machać dupą przed nami jak Ci nikt inny nie pasuję. - powiedział z uśmiechem na ustach. Sara głośno przełknęła ślinę. Wiedziała, że jedno słowo za dużo może źle wpłynąć na jej osobę. Zmieniając szybko temat spojrzała na swoje stopy i dodała:
- Jestem głodna. Mogłabym coś zjeść? - czterech "agentów" wymienili się wzrokiem i nic nie dodając skierowali się w stronę kuchni. Oczywiście zamykając za sobą drzwi i zostawiając dziewczynę samą. Sara tylko rozejrzała się po pomieszeniu i zajęła miejsce na jakimś starym, zakurzonym materacu. Po niecałych dziesięciu minutach usłyszała pukanie do drzwi. JESZCZE PRZED CHWILĄ STADO OLBRZYMÓW WPAROWAŁO DO JEJ POKOJU BEZ JAKICHKOLWIEK ZASAD, A TERAZ NAGLE KTOŚ POSTANOWIŁ ZAPUKAĆ. FACEPALM. Ze względu na to, że Sara nie odpowiedziała nieznajomy ktoś zapukał jeszcze raz. Wtedy z ust dziewczyny wydobyło się ironiczne:
- Proszę. - momentalnie drzwi się otworzyły, a w nich stanął mężczyzna z tacką pełną kanapek. Bez słowa podał ją niebieskookiej.
- Nie jest zatrute?
- Po co miałbym dać Ci zatrute kanapki? Jak bym chciał Cię zabić to już dawno bym to zrobił.
- Ehh...dziękuję...eee?
- Mike. Mów mi Mike.
- Dziękuję Mike. *swoją drogą Mike ma 28 lat podobnie jak reszta gangu. Ma piwne oczy i ciemną czuprynę. Jest najwyższy z całej gromadki. Ma swoje zasady, których trzeba się trzymać inaczej igrasz ze swoim życiem*.
- A mogę znać imiona pozostałych? Nie wiem póki co, jak mam się do Was zwracać. - powiedziała biorąc się za pierwszą kanapkę.
- Ten kierowca, który wtedy jechał z nami ma na imię Sam. A Ci co byli na dole to Jorg i Rash. Na ogół są zabawni, ale nie przyzwyczajaj się, bo dokopać też potrafią. - powiedział i wyszedł z pomieszczenia. Sara w tym czasie zajęła się kończeniem jedzenia. Apetyt nie doskwierał, ale nie wiadomo kiedy teraz spotka ją następny posiłek. W ciszy kończyła ostatnią kanapkę, gdy nagle usłyszała krzyki dobiegające zza drzwi. Szybkim krokiem przysunęła ucho do miejsca skąd słychać było odgłosy. Sprawca hałasu najwyraźniej rozmawiał przez telefon. Urywki rozmowy utkwiły dziewczynie w pamięci:
- Nie nie mamy jeszcze kasy....spokojnie szefie zdobędziemy te 20 koła...tak...ŻE CO!?....ALE....NIE MOŻEMY JEJ TERAZ SPRZEDAĆ MUSIMY JAKOŚ NASTRASZYĆ JEJ OJCA!...dobrze...robi się... - i w tym momencie ktoś gwałtownie rzucił telefonem. Nie zdziwiłabym bym się, gdyby nadawał się teraz tylko do kosza. Nagle ktoś zaczął otwierać drzwi. Sara przerażona odskoczyła od nich i z powrotem usiadła na materacu. Czekała tylko na dalszą część wydarzeń i celu tej rozmowy. Co miał na myśli mówiąc "trzeba nastraszyć jej ojca" ? Odpowiedź miała podaną pod sam nos. Do pokoju wparował zdenerwowany Mike, który podszedł do niej i energicznym ruchem ręki uderzył dziewczynę w twarz.
- Z-za coo tt-o. - jąkała się Sara.
- TWÓJ KOCHANY TATUŚ NIE ODDAŁ NAM JESZCZE OKREŚLONEJ KWOTY PRZEZ TO MÓJ SZEF SIĘ PLUJĘ DO MNIE O TO! Z TEGO CO WIEM SIEDZI TERAZ W PUDLE I NIE WYJDZIE PRĘDKO, A JA NIE MAM JAK SPEŁNIĆ SWOJEGO ZADANIA. WIĘC TY PÓJDZIESZ JUTRO ŁADNIE ZE MNĄ NA POLICJĘ I ODWOŁASZ DONIESIENIE. PO PROSTU POWIESZ, ŻE SKŁAMAŁAŚ. JEGO WYPUSZCZĄ, JA SPEŁNIE ROZKAZ SZEFA, A MNIE NIE WYWALĄ Z ROBOTY. JASNE!? - krzyczał jej w twarz jak opętany, a ona próbowała tylko posklejać ze sobą informacje jakie przekazał.
- PYTAM CZY JASNE!? - powtórzył dwa razy głośniej.
- Tt-a-k. - mówiła dalej przez łzy.
- Więc miłej nocy. Widzimy się jutro. - mówił już spokojnie i z uśmiechem wyszedł z pokoju. Sara jednak dalej łkała. Brakowało jej swojej przyjaciółki, która towarzyszyła jej co noc. Żyletka, która poprawiała jej nastrój. Cicho płacząc próbowała zasnąć. Ta noc jednak dłużyła się w nieskończoność...

TROCHĘ BYŁA DŁUGA PRZERWA ZIOMY ✋💕

What if I close my eyes? // Co jeśli zamknę oczy? ZAWIESZONE Where stories live. Discover now