Czy to koniec? #3

611 36 8
                                    

    (Perspektywa Czkawki )
    Lecieliśmy prosto na Berk. Wszyscy co jakiś czas radośnie wykonywali sztuczki, Szpadka i Mieczyk wypuszczali co chwilę gaz i go podpalali. Tym sposobem zniszczyli wiele łodzi, które w pewnych czasach zaginęły, a wikingowie , którzy w nich podróżowali już dawno uciekli z tych statków.
Nie chciałem przerywać bliźniakom zabawy, bo w pewnym sensie sobie zasłużyli. Nie wiem jak to wyjaśnić, ale jestem z nich bardzo...dumny? Tak, dumny. To zdecydowanie to słowo. Jestem dumny z ich postawy, że wtedy,  gdy zaczynało się robić "gorąco", oni nie uciekali. Nie bali się,  tylko walczyli dla słusznej sprawy.
   Ze wszystkich moich przyjaciół jestem dumny. I  wdzięczny. Bo mnie nie opuszczali, bo byli przy mnie kiedy problemy ciągnęły mnie w dół.

(Perspektywa Mieczyka)
   - Woohoo - zawołałem, patrząc jak kolejna łódź staje w ogniu. Ahh, ten ogień. Kocham.
- To co, następna? - spytała mnie moja siostrzyczka. Spojrzałem daleko przed siebie, ale nie zobaczyłem żadnej łajby do zniszczenia. Albo zdewastowania. Albo... do destrukcji.
- Niestety, nie ma dla nas więcej łodzi! Thorze, dlaczego?! Czy tak trudno dać komuś trochę drewna do rozwalenia?! - oburzyłem się, kierując ręce błagalnie do nieba. No bo, Thor jednak mógłby okazać trochę serca, co nie?
Szpadka zamyśliła się na chwilę,  chyba myślała o tym co możemy porobić.  Albo o dzikach. Trudno za nią nadążyć.
Nagle się uśmiechnęła. Wiedziałem,  że wpadła na pomysł.  Wiesz, bliźniaki tak mają. Oczami wyobraźni widziałem jak nad jej głową zapala się światełko.  Rzadki widok, bo to ja jestem ten od pomysłów. Mieczyk - facet od pomysłów.
Moja siostrzyczka ruchem głowy wskazała na Czkawkę i Astrid.   Zrozumiałem, o co jej chodzi. Zaśmiałem się złowieszczo i skierowałem Jota w stronę naszych "kochasiów". Trochę im podokuczamy.
- Co tam u was? - rzuciłem do dwójki, tak jakbym po prostu chciał pogadać. A mieliśmy ze Szpadką plan, i to świetny.

(Perspektywa 3 osobowa)

  - U nas? Nic takiego - odpowiedział szatyn.
- Serio? Nic? - zapytała Szpadka. Na razie wszystko szło zgodnie z planem.
- Tak,  serio.
- Ja jednak myślę, że u was coś jest - oznajmił Mieczyk - Nie powinniście się przypadkiem zastanowić ,jak powiecie swoim rodzicom o waszym tym...związku?
Czkawka i Astrid wymienili spojrzenia.  Rzeczywiście, nie zastanawiali się jeszcze.
- Po prostu powiemy. Nie może to być aż takie trudne, prawda?  - zapytała sama siebie Astrid.
- Samo powiedzenie pewnie nie jest trudne,  ale to co później - oznajmiła Szpadka,  patrząc się na Czkawkę i Astrid ze sztucznym politowaniem. - Te pytania typu: Jak się zeszliście, jaki był wasz pierwszy pocałunek, dlaczego akurat on/ona, kiedy ślub, w co mam się ubrać na wesele, czy jesteś w ciąży,  ile będziecie mieli dzieci...
    Miała zamiar kontynuować,  ale jeźdźczyni śmiertnika jej przerwała.
- Ejejej, nie tak szybko - urwała siostrze Mieczyka, kiedy ta zaczynała brnąć za daleko.
- "Nie tak szybko"? Ja tylko podaję przykłady, musicie się przygotować na tę trudną rozmowę.
- M - Myślę,  że damy sobie radę, dzięki za pomoc - powiedział Czkawka,  który przez dłuższy czas milczał.
- Nie ma za co,  Panie Czkawko Haddock'u Trzeci i Astrid Nieustraszona Hofferson.

         ☆★☆★☆★☆★☆★

    Jeźdźcy wylądowali na trawie obok Smoczej Akademii. Wszyscy zeszli ze smoków i poszli wolnym krokiem szukać mieszkańców wioski. Wreszcie stanęli obok kuźni Pyskacza, przy której było pełno ludzi czekających na zamówienia. Kowal w pocie czoła próbował nadążyć za zniecierpliwionym tłumem.
- Chodźcie, trochę mu pomożemy - rzucił lider jeźdźców do drużyny.  Po chwili wszyscy znajdowali się w kuźni przyjmując i wykonując najróżniejsze bronie.
- Czkawka! Dziecko, ty nie powinieneś teraz tam gdzieś walczyć z tymi swoimi łowcami?  - spytał Pyskacz, zauważając, kto mu się znowu plącze pod nogami. Gdy zobaczył, że to syn wodza, od razu przypomniały mu się dawne czasy...
- No właśnie już nie - stwierdził Sączysmark z uśmiechem na ustach.  - Później Ci wyjaśnimy.
Kowal mruknął coś pod nosem,  ale zgodził się na ten układ. Po jakimś czasie kolejka całkowicie zmalała. Gbur pożegnał się z młodzieżą, która poszła poszukać rodziców. Wszyscy po jakimś czasie już rozmawiali z rodziną, z wyjątkiem Czkawki,  który szukał swojego ojca po całej wiosce i w twierdzy. Jedynym miejscem którego nie sprawdził, a w którym na pewno nie było o tej godzinie Stoicka, który powinien jeszcze pracować w wiosce był ich dom. Szatyn mimo to szedł pewnie do swojego domostwa, ale po chwili ktoś mu przerwał,  wręcz się na niego rzucając i ciasno przytulając.
Astrid - pomyślał Czkawka. Niestety musieli się wyplątać z uścisku,  gdy tylko się zorientowali, że wszyscy ludzie się na nich patrzą z niemałym zdziwieniem.
- Coś się stało? - zapytał szatyn, widząc u blondynki wielki uśmiech. Gdy widział ją w tak dobrym humorze,  na sercu robiło mu się cieplej. Teraz chciał tylko wiedzieć, dlaczego jest taka szczęśliwa.
Niebieskooka pociągnęła go za rękę i zaprowadziła go za jakiś domek, gdzie mogli spokojnie porozmawiać.
- Moi rodzice,  zgodzili się! - oznajmiła dziewczyna, wyczekując jego reakcji.
- To świetnie - skomentował z uśmiechem.
- A twój tata? - zagadnęła chłopaka niebieskooka.
- Nooo... Nie mogę go znaleźć. Miałem zamiar poczekać na niego w domu.
- To fajnie się składa. Razem mu powiemy - stwierdziła dziewczyna ciągnąc Czkawkę za rękę do drewnianego budynku. Gdy doszli do drzwi niebieskooka ustąpiła szatynowi, by ten mógł przekręcić kluczyk. Gdy już to zrobił nacisnął klamkę i oboje weszli do domu. Szczerbatek zapalił ognisko i położył się na starym kocu leżącym na podłodze,  prawdopodobnie należącym do Czaszkochrupa.
- Ładny dom - powiedziała Astrid rozglądając się po domostwie.
- Mówisz to zawsze, gdy tu przychodzisz - zaśmiał się chłopak, kierując się do własnego pokoju.
- Nic tu się nie zmieniło - stwierdził, patrząc na zawalone papierami biurko. Na podłodze też leżało parę papierów, jak i parę narzędzi i nieudanych, niedokończonych protez ogona Szczerbatka.
- No tak...Jest dokładnie tak samo, jak gdy ostatnio tutaj przyszłam. Wiesz, twój ojciec chyba chce, żebyś w końcu posprzątał - oznajmiła śmiejąc się złośliwie blondynka.
- A chcesz mi pomóc? - spytał z nadzieją Czkawka, czując,  że sam nie da sobie z tym bałaganem rady.
- Oh, oczywiście - odpowiedziała dziewczyna z ironią w głosie,  ale po chwili zaczęła sprzątać razem z chłopakiem. Przekazywała mu kolejne papiery, gdy nieszczęśliwie potknęła się i upadła wprost na Czkawkę.
- Ymm...Prze-przepraszam...- wydukała pod nosem.
- Coś ty...Nic się nie stało - wymamrotał Czkawka,  leżąc pod dziewczyną. Astrid uśmiechnęła się i przyjrzała się chłopakowi. Po chwili całkowicie zmniejszyła odległość między nimi i pocałowała go w usta. Szatyn położył swoje ręce na jej plecach. Nigdy jeszcze nie znaleźli się w takiej sytuacji, dość dziwnej dla obojga.
- O mój Thorze...- usłyszeli zduszony głos Pyskacza, który stał obok Stoicka.
- Czy my nie przeszkadzamy? - zagrzmiał wódz,  chcąc by nastolatkowie wreszcie się od siebie odkleili. Tak też zrobili. Popatrzyli na siebie z przerażaniem.
- Astrid,  mogłabyś łaskawie zejść z mojego syna? - "poprosił" Stoick, mierząc syna i dziewczynę surowym wzrokiem. Po chwili, zgodnie z prośbą wodza blondynka niezręcznie wstała z podłogi,  podtrzymując się szafy, która zmniejszała ryzyko ponownego upadku. Gdy już stała stabilnie na podłodze podała rękę Czkawce, by ten też mógł się podnieść.
  Przez cały czas Pyskacz dusił w sobie śmiech. Widok tych dwojga czerwonych jak pomidory i próbujących się podnieść był dla niego bardzo komiczny.
- Proszę o wyjaśnienia - oznajmił ojciec Czkawki poważnym wzrokiem.
- No bo...Eeee...To tak dziwnie wyszło... - próbował wyjaśniać szatyn, ale nie za bardzo mu się udawało.
- No,  dla mnie też to było dziwne.
- Bo wiesz...Ja i Astrid,  Astrid i ja...- zaczął Czkawka.  Stoick podniósł z irytacją brew.
- No bo, ja i Czkawka...My, tak trochę, jakby od dwóch tygodni, my...-  pierwszy raz od dłuższego czasu Astrid z trudem się odezwała.
- My...jesteśmy razem - oznajmili, łapiąc się za ręce, po czym zamknęli oczy, tak jak małe dzieci,  gdy zrobią coś złego.
Stoick z Pyskaczem otworzyli szeroko oczy w zdziwieniu.
- A więc tak...- wymamrotał pod nosem wódz. - Dobrze,  możecie być razem,  ale na razie nie posuwajcie się za daleko.
Astrid i Czkawkę zamurowało. Co oni mają na myśli? - pomyślał Czkawka.
Nagle dwójka wikingów stojących nad nastolatkami zaczęła się szaleńczo śmiać.
- Gdybyście tylko widzieli swoje twarze! - śmiali się oboje, a reszta obecnych w pokoju patrzyła się na nich zdezorientowana.
- Tato...Tato - Czkawka próbował zwrócić uwagę swojego ojca na własną osobę.  - Tato!
- Mhm? Tak, synku? - zapytał ojciec szatyna z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Są jakieś inne rzeczy,  o których chciałbyś porozmawiać...?
- A...a, no tak. Co się stało z tymi twoimi łowcami? - zapytał  wódz Berk.  Szatyn wziął głęboki oddech.
- Ich flota jest zniszczona,  Shellfire został uwolniony, a Viggo i Ryker...oni zginęli - oznajmił Czkawka.
- To znaczy, że...
- Wygraliśmy wojnę, tato.
- To,  to niesamowite! Gratuluję synku! Nareszcie mogę zacząć uczyć cię jak być wodzem! - krzyknął Stoick.
- Trzeba to uczcić! - oznajmił Pyskacz, kierując się do twierdzy, a za nim szła cała reszta w ciszy.
Kowal jedynie szepnął coś wodzowi na ucho.
- Ciekawe, co by było,  jak byśmy doszli do twojego domu trochę później...


Nareszcie skończyłam. Nie jest to mój najlepszy rozdział, może kiedyś go poprawię. Jest to już ostatnia część tej historii,  mam nadzieję, że się podobała.
Do następnego ^^

Jak wytresować smoka 《ONE SHOTS PL》Where stories live. Discover now