Jak przez różowe okulary

986 37 9
                                    

  Otworzyłam oczy. Słońce "walnęło" mi w nie z impetem, oślepiając na chwilkę. "Ślepota". Brrr, od wczoraj nienawidzę tego słowa.
Mrugnęłam parę razy, pozbywając się mroczków przeszkadzających mi w odbiorze wyglądu otoczenia. Spojrzałam na łóżko stojące po drugiej stronie pokoju. Gdy Heathera była jeszcze na Smoczym Skraju, mieszkała ze mną. Lubiłam te nasze pogawędki, chociaż czasami podczas nich miałam ochotę zapaść się pod ziemię z zażenowania.

Cieszę się, że czarnowłosa wyleciała z Dagurem, bo dzięki temu nie musiałam jej się spowiadać z wczorajszego wieczoru...

Położyłam głowę na ramieniu Czkawki, a lewą ręką otoczyłam jego plecy. On otoczył moje ramię prawą ręką,  przytulając mnie do siebie.
Siedzieliśmy tak, obserwując perfekcyjny  zachód słońca i rozpamiętując to, co stało się przed paroma chwilami.
Mimo, że przedtem parę razy już się całowaliśmy, tym razem było inaczej. Wtedy byliśmy tylko dziećmi, a teraz - nie ważne jak bardzo tego nie chcemy - wchodzimy w dorosłe życie.
Zamknęłam oczy i westchnęłam cicho. Po chwili postanowiłam przerwać ciszę między mną i chłopakiem.
- To...to coś zmienia? - zapytałam z lekkim uśmiechem na ustach, kładąc  się wygodniej na jego ramieniu.
- Ch-chyba tak...Znaczy, mam nadzieję. W sensie...A ty? Co ty myślisz? - zaczął się jąkać, co mnie lekko rozbawiło. Zachichotałam cicho,  i zaczęłam zastanawiać się nad odpowiedzią.
- Myślę, że tak. Sądzę, że teraz  będziemy bardziej...razem - powiedziałam, prostując się i wyciągając do niego wolną rękę. On bez zastanowienia ujął moją dłoń i szczerze się uśmiechnął. Ostatnio cały czas się zamartwiał wojną z łowcami smoków, przez co dawno nie widziałam w jego oczach szczęścia.
Patrzyliśmy sobie w oczy, nawet nie zauważyliśmy, gdy słońce całkowicie zaszło i zmieniło się z księżycem.
Nagle usłyszeliśmy czyjś krzyk. Mieczyk wołał nas z góry.
- Ludzie! Śledzik zrobił kolację z przepisu Heathery! Pycha! - zawołał bliźniak. Miałam ochotę ukręcić mu głowę za to, że nam przerwał. Skierowałam gniewny wzrok na Czkawkę, który tylko nieporadnie się uśmiechnął i wzruszył ramionami. Podniósł się, po czym podał mi rękę,  bym i ja mogła wstać. Potem razem ruszyliśmy zgodnie z radą Mieczyka na kolację, która sama się przecież nie zje.

Uśmiechnęłam się szeroko na to wspomnienie i wszystko jakby zaczęło nabierać nowych, pięknych barw. Podniosłam się radośnie z łóżka,  przeciągając się. Podeszłam do zasłoniętego cienką zasłonką okna. Odchyliłam materiał i wpuściłam do pokoju promienie słoneczne, które rozświetliły i tak już jasny pokój. Odetchnęłam świeżym powietrzem i oparłam łokcie na parapecie, nasłuchując śpiewu ptaków i straszliwców straszliwych oraz podziwiając odległy od mojej chaty krajobraz górski Końca Świata. Nigdy nie zwróciłam uwagi na to, że nasza wyspa jest naprawdę piękna. Zawsze liczyła się dla mnie jej dobra lokalizacja i niezłe warunki do obrony przed wrogami.

Odsunęłam się od okna i tanecznym krokiem podeszłam do szafy, którą otworzyłam z zamiarem wyjęcia ubrań. Gdy już wśród sterty różnych materiałów znalazłam mój ulubiony zestaw popędziłam do łazienki się ubrać.
Gdy już się umyłam i ubrałam musiałam jakoś się uczesać, by nie wyglądać jak straszydło.
Wzięłam szczotkę i stanęłam przed lustrem i zaczęłam układać swoją fryzurę.
Jęknęłam cicho, gdy za mocno pociągnęłam szczotką i wyrwałam sobie włosy.
Założyłam buty, wzięłam mój topór i skocznie opuściłam pomieszczenie. Idąc w stronę chaty klubowej natrafiłam na chatę Czkawki. Chyba coś kuł, bo w okolicy rozlegał się metaliczny dźwięk.
Gdy stanęłam przed jego domem, moje serce zaczęło bić szybciej, a umysł zalała fala ciepła i słodyczy. W tym stanie nie sądzę, żebym potrafiła racjonalnie myśleć.  Chciałam śpiewać, tańczyć i pisać epopeje jednocześnie.
Mimo sobie się uśmiechnęłam i postanowiłam odwiedzić szatyna. Chwyciłam z drzwi i je otworzyłam.
- Cześć, mogę wejść? - spytałam, uśmiechając się słodko.
-O, A-Astrid! - krzyknął chłopak, zanim spadł na podłogę. Stał bowiem na skrzyni, próbując zawiesić na ścianie zapasowe ogony Szczerbatka. Oczywiście,  one też zleciały - prosto na Czkawkę.
Szybko podbiegłam w obawie, że coś mogło mu się stać. Przykucnęłam przy nim.
- Wszystko w porządku? - zapytałam, gdy on podniósł się do siadu.
- Tak, przecież to nic. Dobrze spałaś, jak się czujesz? - zapytał się, wstając. Ja też się podniosłam.
- Tak, w sumie dawno nie spało mi się tak dobrze - odpowiedziałam, a on spojrzał na mnie oczekując odpowiedzi na drugie pytanie. - A czuję się lepiej niż zwykle, czuję się...fenomenalnie!
Zaśmiał się. Posłałam mu spojrzenie typu "a ty?". On oczywiście mnie zrozumiał.
- Ja też,  oprócz tego,  że stłukłem sobie plecy - rzekł swoim sarkastycznym tonem. Przywołałam w myślach wspomnienie Czkawki leżącego na ziemi i przykrytego ogonami Szczerbatka.
Nie mogłam się powstrzymać od nagłego napadu śmiechu.
Zaczęłam śmiać się jak wariatka, a szatyn mi w tym wtórował. Gdy się uspokoiliśmy, kontynuowaliśmy rozmowę.
- W ogóle,  to co ty robiłeś? - zapytałam, wskazując na bałagan. On schylił się by pozbierać części. Pomogłam mu, a wszystko upchnęliśmy w skrzyni.
- Dużo rzeczy...Chyba sam się w tym pogubiłem - oznajmił, wskazując na zawalone różnymi projektami i planami. Otworzyłam szerzej oczy i ze zdziwieniem na niego popatrzyłam.
- Ty się czasem nie przemęczasz? - położyłam rękę na jego policzku. Zauważyłam, jak lekko się uśmiecha.
- Nie, coś ty. Większość tych rzeczy już skończyłem, teraz skupiam się tylko na wojnie z łowcami - stwierdził, układając papiery, by wyglądały na w miarę uporządkowane.
- Dobrze więc.  Co chcesz teraz robić? - zapytałam, patrząc mu w oczy.
- Nie wiem. Śniadanie dopiero za pół godziny, więc...- zamyślił się.  Przestał na mnie patrzeć i rozglądał się po pokoju, szukając zajęcia dla naszej dwójki. - Chcesz polatać? Wiesz...wokół wyspy?
- No jasne! Chodź - wzięłam go za rękę i pociągnęłam w stronę stajen.

***

Po chwili oboje już szybowaliśmy nad wyspą, próbując wypatrzeć jakieś zagrożenie. Na okolicznych wodach panował jednak spokój, więc mogliśmy pogrążyć się w rozmowie.
- Myślę, że tutaj i tam powinniśmy postawić strażnicę. Tak dla bezpieczeństwa - stwierdziłam, widząc kompletnie niestrzeżoną plażę. Szatyn pokiwał głową.
- Taak. Masz rację. Szkoda, że wcześniej tego nie zauważyłem, może byłoby mniej kłopotów - stwierdził. Dlaczego on musi się ciągle obwiniać?
- Nie twoja wina. Nie masz oczu dookoła głowy - powiedziałam, na co Czkawka się lekko uśmiechnął.
- Na szczęście mam ciebie - powiedział, uśmiechając się do mnie. Poczułam jak moja twarz się czerwieni. Czkawka jest taki słodki!
- Jesteś kochany - rzuciłam, nie mogąc opanować uśmiechu.
Czkawka zrobił się czerwony jak burak. Zaśmiał się pod nosem i wylądował przed stajnią. Zrobiłam to samo co on.
- Fajnie było - powiedziałam podchodząc do niego.
- Bardzo fajnie - zgodził się ze mną.
Wzięłam głęboki wdech i pocałowałam go w usta. Gdy miałam się odsunąć, on oddał pocałunek i złapał mnie za obie ręce. Nie wiem, ile to trwało, ale chciałam, aby wieczność.
Oboje odsunęliśmy się od siebie w tym samym momencie. Z uśmiechem puściłam jego ręce i poszłam w stronę chaty klubowej. Czkawka dalej stał na miejscu jak zaczarowany.
- Hej! Idziesz czy nie? - zawołałam za nim. On się otrząsnął i pobiegł za mną.

***

Jezu

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Jezu...Dawno nie pisałam. Przepraszam za to. Miałam dużo spraw na głowie,  mało weny i w ogóle nie miałam ochoty na pisanie. 
Teraz też nie sądzę,  bym dużo pisała, ale spróbuję.

Słodkie hiccstrid to najlepsze hiccstrid♥

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 06, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Jak wytresować smoka 《ONE SHOTS PL》Where stories live. Discover now