Bezsilność, porwanie i strach #1

709 40 10
                                    

   Otworzył zamknięte oczy.  Próbował się ruszyć, ale nie mógł.  Zobaczył, że jest na statku. Ręce miał cały czas wzniesione w górę. Próbował je pociągnąć w dół, ale coś go trzymało. Zmęczony podniósł obolałą głowę. Zauważył, że jego ręce przykute są łańcuchem do sufitu. Spanikował. Ciągnął w górę i w dół, ale to tylko spotęgowało ból w odtrętwiałych kończynach.
To samo z nogami. Przykute do podłogi. Nerwowo ruszał w te i we w te nogami i rękami, ale zmęczenie tylko wzrosło.
Słowa nie opiszą uczuć, jakie nim targały. Ból, jego rozciągnięte we wszystkie strony ciało niezdolne do ruchu przez długi drętwiało, a on nie mógł z tym nic zrobić. Bolał go żołądek z głodu, a w głowie miał jakby pulsującą kulę.

Do tego dochodził strach. W takiej pozycji był kompletnie bezbronny. Na nic szarpanie się,  krzyczenie. Ci, którzy go porwali, mogli poodcinać mu kończyny, odciąć ucho, wbić mu topór w płuco, serce czy żołądek. Mogli zrobić wszystko. Porozcinać jego ciało na kawałki i wrzucić do morza. Albo też go torturować, ile tylko chcieli.
Najgorsze było jednak to, że mógł już nigdy nie zobaczyć przyjaciół i rodziny. Roześmianych oczu Szczerbatka,  uśmiechu Astrid, dumnego spojrzenia ojca, czy też twarzy Sączysmarka, bliźniaków, Śledzika, Heathery, Dagura czy Pyskacza.

Szarpał się jak szalony, łudząc się,  że jakoś uda mu się uciec.
Ale jak to mówią "Nadzieja matką głupich".
Po chwili jednak sił na walczenie zabrakło. Przestał ciągnąć i opuścił głowę.  Z jego oczu zaczęły lać się łzy. Cały zaczął się trząść. Chciał schować twarz w dłoniach i skulić się w kącie, tam gdzie nikt go nie zobaczy.
Próbował szlochać tak cicho, jak tylko mógł. Nie potrafił jednak się opanować. Pomieszczenie wypełnił żałosny szloch. Rozpaczliwy, błagający o pomoc,  przepełniony strachem, tęsknotą i niesamowitym bólem. Był to dźwięk,  który skruszyłby nie jedno serce. Płakał jak dziecko,  którym tak naprawdę był. Dzieckiem, które na każdym kroku ktoś chce skrzywdzić.

Nagle usłyszał kroki. Nie podniósł wzroku, za bardzo się bał postaci, która zmierza w jego stronę. Dalej tylko wylewał gorzkie łzy, które opadały n drewnianą podłogę.
Kraty od jego celi się otworzyły. Czuł jak ktoś do niego podchodzi.
- Czkawka Haddock. Całkiem sam. I gdzie ta twoja odwaga? Nieustraszenie? - zapytał kpiąco mężczyzna. - Zniknęły. Razem z tymi twoimi przyjaciółmi i Nocną Furią. Popatrz. Nie masz nawet odwagi na mnie spojrzeć, ani rzucić sarkazmem. Tylko ryczysz jak małe dziecko.  Więcej się po Tobie spodziewałem - zakpił.
- Z-zostaw mnie...- wyłkał cicho chłopak. Porywacz zaśmiał się pod nosem.
- Tylko na tyle cię stać? Myślałem, że jesteś silniejszy. Jesteś bardzo słaby, nie wiem jak udało Ci się dokonać tylu wielkich rzeczy - stwierdził złośliwie. - Nawet nie masz odwagi na mnie spojrzeć. Spójrz na mnie.
Człowiek podszedł do nastolatka. Wyciągnął rękę i chwycił go za podbródek. Podniósł jego głowę do góry,  zmuszając szatyna do popatrzenia na niego.
- To ty...- wyszeptał łamiącym się głosem zielonooki. Z ogromnym strachem i bezsilnością obserwował wroga. To był ten sam człowiek,  który polował na niego,  gdy Viggo wyznaczył cenę za jego głowę. To był ten sam człowiek, który trzymał go na łańcuchu jak psa. Czkawka nigdy nie zapomni jego złowieszczego spojrzenia i ciemnej skóry.
- Dokładnie. Myślałeś, że już nigdy się nie spotkamy. Myślałeś, że po klęsce Viggo już nic ci nie będzie zagrażało. Biedny chłopiec - urwał, puszczając gwałtownie jego twarz. - Tacy jak ty, nigdy nie zaznają spokoju.
- Moi przyjaciele przylecą, by mnie uratować - zdołał wydusić z siebie Czkawka.
- Tak myślisz? Żal mi Ciebie. Ich obchodzi tylko to co zrobiłeś, nie to kim jesteś. Ty ich nie obchodzisz. Wkrótce to zrozumiesz.

Zakończył, po czym wyszedł z pomieszczenia  zamykając kraty. Przed wyjściem jeszcze rzucił:
- Szykuj się.  Jutro znowu się spotkamy.

Astrid pov.

  Dzisiaj rano na śniadaniu na Smoczym Skraju stawili się wszyscy oprócz Czkawki, który nigdy wcześniej się nie spóźniał. Thorze, nawet Mieczyk i Szpadka przyszli punktualnie!
Wszyscy się zdziwiliśmy nieobecnością naszego lidera. Stwierdziliśmy, że teraz pewnie po prostu odsypia, bo całą noc pracował nad piekłem, które wyglądało i działało z każdym dniem i zarwaną nocą coraz lepiej i sprawniej. Ja w sumie już nie widziałam w nim luk, ale Czkawka to kompletny perfekcjonista; dla niego wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.
Mimo,  że martwiłam się o niego, postanowiłam go nie budzić, bo naprawdę mógł być zmęczony. Zjadłam w ciszy śniadanie, cały czas rozmyślając o chłopaku. W końcu jesteśmy razem; to naturalne,  że się o siebie martwimy.
Prawdziwe zmartwienie i przerażenie przyszły, gdy do chaty klubowej wpadł spanikowany Szczerbatek.
A gdy obok Szczerbatka nie ma Czkawki,  to znaczy,  że coś się stało. 
Wszyscy zerwaliśmy się z krzeseł i podbiegliśmy do smoka. Takiego smutku i zmartwienia w oczach nigdy nie widziałam.
Smok zaryczał ze smutkiem. Wskazał łbem na  spokojny ocean. Mimo że nic nie powiedział, my wiedzieliśmy o co mu chodzi. Czkawka został porwany.
Na tę myśl odrazu moją głowę zalały pytania. O jego położenie,  zdrowie i czy wszystko w porządku. Ale nie było odpowiedzi.  Teraz moje zmartwienia zmieniły się w strach. Poczułam jak łzy cisną mi się do oczu. Na trzęsących nogach podeszłam do Nocnej Furii. Usiadłam w siodle.
-  Musimy go poszukać - starałam się brzmieć pewnie,  ale nie potrafiłam, wiedząc, że on tam gdzieś jest. Całkiem sam.
Jeźdźcy wystartowali w powietrze. Mieliśmy teraz jeden priorytet;  znaleźć przyjaciela.
 
***
Wszyscy ostatnio piszą dramaty, więc stwierdziłam, że też napiszę ^^
Ps. Następne części mogą być lekko brutalne,  ale nie wiem kiedy się pojawią.
Więc do następnego :D

Jak wytresować smoka 《ONE SHOTS PL》Where stories live. Discover now