12

27 2 0
                                    

Teryfion 

Do nowiu pozostało trzy dni, jeśli do tej pory nie oddadzą Atyra do Obozu, spadnie na nich gniew Wielkiego. Teryfion do końca nie wiedział, co to znaczy, jednak wolał się o tym nie przekonywać. Galopowali na koniach, które dał im stajenny. Chłopak trzymał potwora przy sobie. Od narodzin minęło parę dni, a Atyr zdążył już urosnąć do rozmiarów czteroletniego dziecka, a ważył tyle co dwunastoletnie. Potrafił utrzymywać się już pionowo i teraz siedział przed Teryfionem na koniu. Jego niebieskawa skóra zrobiła się szara i zniknęły mu żyłki, które wcześniej były widoczne. Pojawiły się nawet ciemne włoski na jego głowie.  

Pędzili przez pustkowia, w okół, oprócz śniegu, nie było niczego, ani nikogo. Wiatr owiewał włosy chłopaka, dzięki czemu nie wpadały mu do oczu. Minusem tego był, że wiecznie spadał mu kaptur i miał przewiane uszy. 

-Ter! - Usłyszał swoją siostrę, która zbliżyła się do niego. - Konie zaraz będą musiały odpocząć! 

Młodzieniec pokręcił jedynie głową. 

-Musimy to zrobić! - Krzyczała, starając przekrzyczeć wiatr. - Inaczej nam padną i wcale tam nie dotrzemy! 

-Dobra! - Zgodził się z nią. 

Zatrzymali konie i zeszli z nich. Chłopak pomógł swojemu bratu zejść z siodła. Ten natychmiast padł na ziemię, jednak wstał na kolanach i zaczął bawić się śniegiem. 

-Zupełnie jak dziecko - skomentowała Hana. - Tylko, że rośnie szybciej. 

-O wiele szybciej. 

Rodzeństwo zaczęło wyciągać zapasy, założyli worki z paszą na pyski koni i sami wzięli sobie coś do jedzenia. 

-Rozsiodłujemy je? - Spytała się dziewczyna, dając kawałek mięsa Atyrowi. 

-Nie ma sensu. I tak zaraz ruszamy. 

Teryfion wziął głęboki oddech i spojrzał w niebo. Niebo było czyste, jednak nie było też czysto niebieskie, lecz szare. Słońce świeciło i odbijało się od śniegu. Na szczęście gwiazda znajdowała się za ich plecami i nie musieli się przejmować promieniami rażącymi w oczy. 

-Teryfion - Powiedziała Hana, w jej głosie słychać było przerażenie. - Chodź tutaj, tylko ostrożnie.  

Podszedł do siostry i spojrzał na nią. 

-Spójrz na dół. 

Chłopak spojrzał na dół i zobaczył coś co go przeraziło. Pod warstwą śniegu był lód. 

-Weszliśmy już na teren jeziora? 

-Najwidoczniej. Miejmy nadzieję, że wytrzyma nas ciężar. Inaczej będzie krucho. 

-I mokro - Dodał jej brat. 

Zdjęli worki z pysków koni i zaczęli dopinać siodła, które wcześniej poluzowali. 

Teryfion podniósł swojego brata z ziemi. 

-Ter - zakrzeczał Atyr. 

Chłopak przestraszył się i upuścił go. 

-Hana! - Krzyknął - Słyszałaś? 

Legendy Telmani - Tom 1Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ