Rodział 6

707 38 3
                                    

-Nie spaliśmy ze soba-mówi cicho nie patrząc w moja stronę.
-Nie?!- hamuje samochód i patrzę na Eve. Jest ciemno. Dochodzi 24 a na osiedlowych ulicach nie ma nikogo. Taka atmosfera jeszcze bardziej mnie dobija bo moja aktualna sytuacja zyciowa to jakiś koszmar.
-Wtedy jeszcze myślałam ze na prawdę jesteś odpowiedzialny za śmierć mojego brata- nerwowo przebierala palcami.-I... w trakcie...naszego calowania ogarnął mnie jakiś lęk ze robię coś nieodpowoedniego.
Odwracam się z boku na plecy i chwytam za kierownice patrzac przed siebie.
-To komiczne Eva. Kurwa , to cholernie komiczne. Bo ta wiadomość niczego nie wniosła. Bo nadal nie wiem czy mam się cieszyć czy żałować ze tego nie zrobiliśmy.
Eva podnosi wzrok i czuję ze mnie obserwuję.
-Ona na prawdę jest w ciąży?-pyta tak cicho jakby to była jakaś tajemnica.
-Nie wiem. Ale myślę ze nie. Nie przejęła się tym jakoś bardzo a dziecko to nie jest byle co więc myślę ze albo już dostała okresu albo go dostanie.
-Żałuję, i ja wiem to na pewno-dziewczyna kladzie reke na moim policzku a na ciele pojawiaja się ciarki. Jej dłoń jest tak delikatna ze prawie jej nie czuję.
-Co?-zwracam twarz w jej stronę.
-Mogę go zostawić Chris. Nawet teraz. Jeśli tylko chcesz-zaczyna płakać-Kocham Cię do szaleństwa i zrobię dla Ciebie wszystko-przeciera oczy-Nie pozwól mi odejść Chris. Nie tym razem.
Patrzę na Eve i zamieram. Czekałem na ta chwilę chyba całe swoje spartaczone życie i kiedy ona nadchodzi nie mogę odpowiedzieć "Pieprzyc to, też Cię kocham". Przygryzam warge i czuję ścisk w gardle.
-Powiedz słowo a zostane-mówi słabo a z jej oczu bez przerwy splywaja łzy.
"Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał"- wypowiadam te słowa ale tylko w myślach. Wiem ze Eva jest kobieta która sprawia ze jestem lepszą wersja siebie. Ze przy niej mogę być sobą i czuję się jak w niebie. Dziewczyna czeka na moją reakcję ale nie mówię ani słowa i próbuje się uspokoić. Ostatnia rzecz jakiej chce to odejścia Evy ale mam żonę i syna. Kocham ich i nie mogę tak po prostu tego wszystkiego rzucić.
-Rozumiem-spuszcza glowe. Po chwili wysiada z samochodu i widzę tylko znikający w oddali cień jej sylwetki. Nie mogę na to patrzeć. Najgorsze jest to ze pierwszy raz w życiu mam wrażenie ze kocham dwie kobiety. Ale miłość do każdej z osobna jest inna. Do Nicole czuję ciepło, przywiązanie i zaufanie. A do Evy pożądanie, radość i namiętność. Ale to Nicole jest moja żona i to z nią mam syna. To nie jest takie proste ze zostawię to wszystko i będę z Eva.
Odpalam silnik i podjezdzam pod dom Williama z którego mam odebrać Jacka.
-Tatooo-chłopiec wybiega i rzuca mi się na szyję.
-Hej synku-uśmiecham się na jego widok.
-Wypatrywal Cię przez okno od jakiejs godziny-dostrzegam Williama w drzwiach który posyła mi uśmiech i krzyzuje ręce na piersi.
-Leć do auta, zaraz pojedziemy do domu-chłopiec posłusznie wykonuje moje polecenie.
-Co się dzieje? Wygladasz okropnie-przyjaciel podchodzi do mnie i poprawia włosy.
-Dzięki stary na Ciebie zawsze można liczyć-parskam.
-Nie udawaj Chris. Chociaż ten jeden raz, powiedz jak jest.
-Eva odeszła-mówię słabo i próbuje nie pokazywać słabości.
-Dlaczego?-widzę zdziwienie na twarzy bruneta.
-Bo jej na to pozwoliłem-zaciskam pięści i próbuje powstrzymać naplywajacy smutek
-Może to i lepiej? Masz juz zone, Eva wszystko komplikuje
-Muszę iść. Jack czeka-nie patrzę na przyjaciela i pospieszniewsiadam do samochodu.

-Tato jestem głodny-słyszę głos Jacka dobiegajacy z tylnego siedzenia.
-Głodny? Em.. Nie jadles nic u wujka Williama?
-Jadlem ale jestem głodny. A ciocia Carin już spala-slysze pretensje w jego głosie i mam ochotę się zasmiac. Zazdroszczę mu bo jego jedynym problemem jest głod albo to ze nie wziął swojej ulubionej zabawki do szkoły.
-Pojedziemy do McDonalda, ale ani slowa mamie-stwierdzam żE to najlepsza opcja bo nie ma mowy żebym wrócił teraz do domu i rozmawiał z Nicole a McDonald jest jedyna siecią z jedzeniem czynna do pozna.
-Taak!!- slysze ucieszny okrzyk chłopca.

Po posiłku w fasfoodzie Jack zamiast wrócić do samochodu siada na hustawce na placu zabaw który leży niedaleko "restauracji".
-Hej mały co jest?-siadam obok i patrzę na chłopca.
-Nic, jest super nie chce wracac do domu-chłopiec patrzy w gwiazdy.
Nie odpowiadam i cieszę się cisza panującą na zewnątrz. Cały czas myślę o Evie i o tym co teraz robi. Zastanawiam się kiedy wyjeżdża z Oslo i na sama myśl o jej ślubie robi mi się niedobrze.
-A Tobie też jest super?
-Nie do konca-posyłam chłopcu smutny uśmiech.
-Dlaczego?
-Wiesz....tata zrobił coś czego...poniekąd załuję.
-Zawsze można coś naprawić. Na przyklad jak zła ocenę w szkole.
-Ale tatuś musiał to zrobić.
-Ktoś Cię zmusił?-chłopiec wlepia we mnie swoje czekoladowe oczy.
-Zrobiłem to bo bardzo Cię kocham-czuję napływające łzy i tym razem już nie mogę ich powstrzymac-Nikogo nie kocham bardziej niż Ciebie lobuzie.-czochram jego wlosy.
-Nie chce zebys przezemnie płakał-jego mina zmienia sie.
-Nie placze-scieram łzy i karce się w myślach za to ze pozwoliłem dac upust swoim emocjom.
-Przecież jeśli to naprawisz , nadal będzie mógł mnie kochać prawda?
-Prawda-łzy leją się ciurkiem po moich policzkach i zdaje sobie sprawę ze jedyną osobą jaka wywoluje u mnie łzy jest Eva. Przez cholerne 7 lat nie płakałem ani raz. Poza tym jednym razem kiedy Jack sie urodził, ale to były raczej łzy szczęścia. A teraz kiedy ona przyjeżdża w ciągu tygodnia poplakalem się już 2 razy bo nie mogę znieść tego ze jestem tak bardzo bezsilny.
-Jestem śpiący.-chłopak ziewa i schodzi z chustawki.-Może naprawisz to jutro tato?
-Naprawie to nawet dziś Jack.-uśmiecham się pod nosem.

SKAM SEASON 4 cz 3 / Eva&ChrisWhere stories live. Discover now