Rozdział 9

581 40 5
                                    

-Co jest...do chuja-przecieram oczy i podnoszę głowę. Czuję ze jestem lekko obolały i słyszę wszystko jak przez mgłę. Ale to uczucie jest tylko chwilowe i zaraz mój słuch wraca do normy. Rozglądam się i widzę Eve która zawzięcie szuka czegoś w torebce.
-Co się...
-Chryste Chris-dziewczyna odrywa wzrok od telefonu- już miałam dzwonić na pogotowie.
-...odjebalo-dokanczam unosząc brwi.
-Przestań-parska-Wstań z tego zasranego trawnika.
-Ej to mój trawnik.
-Ale dobrze się czujesz? Dość mocno dostałeś w głowę.
-Tak-odtracam delikatnie rękę dziewczyny-Gdzie jest Nicole i co się w ogole stało?
-Szarpalysmy sie i kiedy chciałeś nas rozdzielić popchnelysmy Cię i uderzyłeś glowa o krawężnik. Na szczęście tylko zemdlales. Nicole sie przestraszyla, strasznie płakała ale nie wiem gdzie jest.-wzrusza ramionami i unika mojego wzroku.
-Może..wejdzmy do domu. Muszę to wszystko ogarnąć.-łapie się za głowę.
- Okej, wezmę tylko walizke.
Wchodząc do domu zastaje martwa cisze.
-Jack?-krzyczę a raczej pytam, choć jedyne co słyszę to echo własnego głosu.-coś jest nie tak-czuję napływające podenerwowanie.
-Spokojnie, przecież Nicole nie mogła zostawić go samego.-słyszę za sobą głos Evy który zawsze mnie uspokaja.
-Ehh-siadam na kanapie i chowam twarz w dłoniach.
-Wiem ze jest ciezko. Ale razem damy rade-czuję rękę dziewczyny na swoim ramieniu.
-Zaraz. Co tu robi ta torba?-wstaje i podnoszę przedmiot leżący na dywanie. Wszystko nagle dociera do mojej głowy i biegnę do sypialni. Modlę się w duchu żebym zastał szafę bez zmian. Pierwsze co postanawiam zrobić to sprawdzić rzeczy Jacka. Wszystkie ubrania chłopca zniknęły, mojej żony również.
- Kurwa!-krzyczę i uderzam ręka o meble tylko po to żeby później zwijać się z bólu-Jasna cholera-czuję pulsujaca rękę.
-Co się dzieje?-Eva pojawia się w drzwiach.
-Nicole zabrała Jacka-kraze po pokoju dzwoniąc do dziewczyny.

-Jak to zabrała?-widze przerażenie na twarzy Evy. 

-Jeszcze nie odbiera telefonu-kolejny raz wybieram numer do żony choć i tak wiem że jedyne co usłysze to kolejne sygnały oczekującego połaczenia. 

-Pomyśl gdzie mogła go zabrać. 

-W tym jest właśnie problem. Jej rodzice nie żyją, a do Carin nie mogła pojechać bo jest tam William-dalej krąże po pokoju zastanawiając sie co robić. 

-Musiała iść na dworzec, bo samochód nadal stoi przed domem.
-Tak!-krzyczę wybiegajac szybko z pomieszczenia-Jak mogłem o tym nie pomyśleć?-pytam sam siebie zbiegajac po schodach.
-Poczekaj!-słyszę kroki biegnącej za mna brunetki.
Będąc już w aucie biorę głęboki wdech i próbuje opanować nerwy. Przecież to nie żaden film, żeby zaraz Nicole uprowadzala mi syna a mimo to panikuje.
-A jeśli już gdzieś wsiedli ? Co wtedy? Nie mam pojęcia gdzie mogą jechac.
-Przekonamy się na miejscu-Eva chwyta mnie za rękę co nie ukrywam trochę mnie uspokaja.
-Masz rację. Muszę się opanowac-wypuszczam powietrze ust.-To tu-wjezdzam na parking i wysiadam z samochodu jak poparzony.
Rozglądam się po placu i ponownie dzwonię do Nicole.
-Nie ma ich tu. Kurwa mac. Nie ma-chwytam sie za głowę.
-Zaraz się sciemni. Chris może powinniśmy...
-Powinnismy ich znaleźć-warcze.
Eva patrzy na mnie ze smutkiem i zdziwieniem po czym bez słowa spuszcza głowę.
- Jedzmy do parku-proponuję.
Drogę pokonujemy w ciszy. Niebo ma kolor rozu pomieszanego z pomaranczem. Pamiętam ze z Eva zawsze uwazalismy ze zachód słońca to straszny shit ale z wiekiem stwierdzam ze to całkiem ladne zjawisko. Po prostu psuje je otoczka tych wszystkich slabo zrobionych zdjęć na instagramie i pseudo romantycznych filmowych scen z udziałem zachodzącego słońca gdzieś w tle. Zawsze uważałem ze romantycznosc to czyny a nie czynniki zewnętrzne ale być może się mylę, w końcu nie za bardzo się na tym znam.
-Rodzielmy się. Spotkamy sie przy fontannie.-przerywam cisze. Jak powiedziałem tak też zrobiliśmy. Po 40 minutowym krazeniu po parku, placu zabaw i miejscach gdzie może przesiadywac mój syn zrezygnowany usiadlem na ławce obok Evy.
-Już nie wiem gdzie mogą być.-opieram łokcie o kolana i patrzę w ziemię.
-Nie mogli zapaść się pod ziemię. Nawet jeśli ich nie znajdziemy Nicole odezwie się do Carin, a wtedy William da Ci znac.-słyszę troskę w głosie brunetki i moje kąciki ust lekko się unoszą.
-To dość kolorowy scenariusz.
-Może...wrócimy do domu i podzwonimy po waszych znajomych albo...
-Nie Eva-wykonuje reka przerzacy gest-Nie rozumiesz.
-Czego nie rozumiem?-marszczy brwi.
-To moja wina-wstaje i rozkładam rece-Spieprzylem sprawe. Przysiegalem Nicole przed ołtarzem byc z nia na dobre i na źle aż do smierci. Zobowiazalem sie-uderzam się w klatke piersiowa-Jestem odpowiedzialny za rodzinę. Za mojego syna. Jexu-unoszą glowe w górę.
-Co? Spieprxyles? Chcesz powiedzieć ze... zalujesz? Ze to był błąd ? Teraz kiedy zostawiłam narzeczonego i przyszłam pod Twój dom z walizką, nie mam się gdzie podziac , znosze to jak mnie traktujesz szukajac pol dnia Twojej zony i syna Ty mowisz mi takie cos?
-Eva....to ze Cię kocham nie wystarcza.
-Gdybyś mnie kochał wystarczyłoby. Ale nigdy mnie nie kochales dlatego od tego pieprzonego liceum nie mogliśmy być razem bo zawsze miales jakas wymowke!- oczy Evy staje się szklane a echo jej słów odbija się w moich uszach- Czuję się tak żałośnie. Boze-odwraca się i sciera lzy-staram się o Ciebie pół swojego życia ale dopiero teraz uświadomiłam sobie ze zawsze byłam opcją zapasową. Nigdy na pierwszym miejscu-parska a z oczu lecą jej łzy.- Zawsze Cię usprawiedliwialam, zawsze stałam za Tobą murem chociaż Ty nigdy nie zrobiles dla mnie niczego. Nawet zostawilam dla Ciebie narzyczonego dwa razy w czym raz go zdradzilam właśnie z Tobą w jego domu!- policzki Evy sa mokre przez co doskonałe widać jej rumience na policzkach.-Nigdy pierwszą. Zawsze tylko opcją-mówi i odchodzi, wiecej na mnie nie patrząc.
Stoję jak wryty i nie wiem co mam powiedzieć. Patrzę w punkt gdzie przed chwilą znajdowała się Eva i co jest najśmieszniejsze,  dałbym sobie rękę uciąć ze poszla w strone McDonalda. Sam nie wiem czemu ale udaje się w tamtym kierunku i im bliżej jestem tym wyrazniejsza staje się postać siedząca na hustawce na której zawsze siedzę z synem.
-Jasna cholera- przyspieszam kroku kiedy widzę znajoma walizkę. Podbiegam do kobiety i dotykam jej ramienia.
-Chris?-brunetka odwraca się i chwyta za torbe.
-Gdzie jest Jack?-pytam szybko bo nie mam ochoty na pogawędki z Nicole.
-Już go nie zobaczysz. Od kiedy mnie zdradziles nie masz prawa się do niego zbliżyć. Brzydze się toba.
-Nie zdradzilem Cie. Eh..-przeciersm oczy-Ile razy będę Ci powtarzał ze między mną a Eva do niczego nie dojdzie, dopóki nie weźmiemy rozwodu.
-Mam uwierzyc ze zostawiasz mnie dla starszej grubszej dziewuchy bo polubiles ja jak dyskutowaliscie przy herbatce?-ironiczny śmiech Nicole podnosi mi ciśnienie.
-Kocham ja od dawna. Nie potrzebuje seksu żeby to wiedzieć. Gdzie jest mój syn?
-Nie jest Twój. To ja rozstaje się z Tobą nie Ty ze mna-kobieta wstaje i mierzy mnie wzrokiem- Jack nie jest Twój i nigdy nie byl. Masz tydzień na wyprowadzke. Nie chce Cię widzieć w naszym domu.

SKAM SEASON 4 cz 3 / Eva&ChrisWhere stories live. Discover now