Rozdział 8

682 44 8
                                    

Wysiadam z samochodu i pierwszy raz od wielu dni wiem co mam robić. Podchodzę do drzwi własnego domu i otwieram je równocześnie z entuzjazmem ale i potwornym stresem. W środku panuje cisza. Słychać tylko niczym nie zaklocone odgłosy telewizora. Wchodzę do salonu i dostrzegam Jacka zajadajacego chrupki.
-Czesc tato.-chłopiec macha nogami-Muszę Ci coś powiedzieć- znacząco posmutnial.
-Hej-dosiadam się do chłopca.
-Mama pytała wczoraj gdzie byliśmy-spuścił głowę-I...musiałem jej powiedzieć ze byliśmy w McDonaldzie. Wiem ze nie powinienem-krzywi się.
-Ejj-parskam i podnoszę głowę chłopca- To nic. Rozumiem czemu to zrobiles-uśmiecham się.
-Na prawdę?-Jack rozpromienia sie-To dobrze-chłopak zwraca głowę w stronę telewizora-Mama była okropnie zla. Ale nie wiem czy o to. Cały czas pytała gdzie pojechales jak odwiozles mnie do domu ale ja nie wiedzalem-wzrusza ramionami.
-Okej-czochram jego włosy i wstaje z sofy. Mój wzrok przyciąga nieduży biały przedmiot leżący na kuchennym stole. Podchodzę bliżej i zamieram. Na blacie leży pozytywny test ciążowy. Rozglądam się po domu i nie wiem co mam robić. Na wejściu byłem pewien mojej decyzji a teraz mam ochotę uciekać.
-Chris?-słyszę delikatny kobiecy głos za moimi palcami.
-Nicole-gwałtownie się odwracam i nie wiem dlaczego ale pierwsze co robię to spoglądam na brzuch brunetki który dla mnie nie wygląda na ciążowy.
-Nie wiem czy jest sens pytac gdzie byłeś-wzdycha.
Nie wyglądała na złą. Zachowywała się jakby udawała swoje oburzenie, tylko dlatego ze tak wypada. To było dziwne.
-Musimy porozmawiac-chrzakam.
-Ach, doprawdy?-kobieta przenosi ciężar ciała na prawa noge.
-Jesteś w ciąży?-mówię prawie szeptem.
-Interesuje Cię to?-uniosla brew.
-Nicole, jak mogło by nie interesować?-podbiegam do kobiety i chwytam ją za ręce.
-Oh, daj spokój-chowa ręce-To test Carin-kąciki ust brunetki się unoszą.
-Co?-czuję suchość w gardle.
Nagle z toalety wychodzi zaplakana blondynka. Jej rece się trzęsą. Spogląda na kolejny test który również jest pozytywny.
-Boze Chris-rzuca mi się w ramiona i czuję jak ramie mojego podkoszulka moknie.-Nareszcie !
Stoję zszokowany i dopiero po chwili uswiadamiam sobie ze powinienem jej pogratulować i natychmiast powiedzieć o tym Williamowi. A raczej ona powinna mu to powiedzieć.
-Może byś cos powiedział?-Nicole marszczy brwi.
-Emm...muszę...muszę wyjsc-oddalam sie od Carin.
-Chyba kpisz-Nicole gestykuluje swoje zdenerwowanie.
-Myślałam....ze się ucieszysz-Carin nerwowo przebiera palcami.
-Jasne...jasne ze sie cieszę ale...Chryste-wzdrygam rekami- chciałem porozmawiać z Nicole. Ale to nie jest odpowiedni moment i jedyne co teraz czuję to to ze powinienem stąd wyjść.
-Chris mieszkasz tu! A ostatnio w ogole nie ma Cię w domu. Co z pracą, naszym synem i mną? Ostatnio przed wszystkim uciekasz-brunetka łapię się za glowe-Nie mam zamiaru się teraz kłócić.
-Nie, w porządku-blondynka zgarnia torebkę z krzesła i udaje się w stronę drzwi-Ja już pójdę.
-Carin czekaj...-próbuje zatrzymać dziewczynę ale na darmo.
-Nie Chris-uśmiecha się smutno-Myślę ze wolałabym świętować to z Williamem-kwituje i wychodzi.
-Widzisz co zrobiłeś?
-Ja? To Ty na mnie wyskoczylas-uderzam w blat.-To nie ma sensu.
-Nie ma sensu?
-Posłuchaj... ta Eva ktora tu była-próbuje się uspokoić i zacząć to po co tu przyszedłem.
-Nic nie mow-parska- wiedziałam.
-Co?-czuję się zbity z tropu.

-To o niej mówiłes jak sie poznaliśmy. W szpitalu-dziewczyna krąży po kuchni- Mówiłes o rudowłosej dziewczynie która wyjechała. Że to przez nia prawie zacpałeś sie na smierć. Z miłości-parska- Ale nigdy nie wymieniłeś jej imienia. A ja nie dopytywałam bo chciałam uszanować Twoją prywatność-wzrusza ramionami- Ale jak tu przyszła. Patrzyłes na nią... jak na jakąś bogini. Nie skojarzyłam że to ona bo jest ciemną brunetką. Ale nie jestem taka głupia. Czułam jej zazdrość wobec mnie. A przecież włosy zawsze można zafarbować.- chowa twarz w dłoniach- Chris ona cie zostawiła- spogląda na mnie- Teraz Ty chcesz zostawić mnie dla niej? A co z naszym synem? Z domem? Ze mną?

-Zostawiła bo nie znała prawdy...

-Czy to ma znaczenie? To ja byłam z Tobą w najgorszym momencie Twojego zycia. To ja pomogłam Ci z uzależnieniem. Kto wie czy nie zaćpałbys sie na śmierć gdyby nie ja Chris-patrzy na mnie wzrokiem jakby cały jej świat sie zawalił. 

Przez chwile nie wiem co powiedzieć. Wpatruje sie w brunetke i jestem świadomy tego że ma racje. Że wiele dla mnie zrobiła i zapewne lezałbym teraz w jakiejś melinie bez chęci do zycia gdyby nie ona. 

-Ale ja ją kocham-to  jedyne co przychodzi mi do głowy. 

-Chris ile Ty masz lat. Miłośc to nie wszystko. A zaufanie, rodzina ? Nie mów że nic do mnie nie czujesz.

-Czuje...ale... coś na kształt przywiązania. Nie czuje do Ciebie tego co do Evy.

-I stwierdziłeś tak po 7 latach? Chcesz mi powiedzieć że zmarnowałam 7 lato życia dla kogos kto mnie nawet nie kocha? 

-To nie tak-wzdycham.

-A jak? Nie rozumiem. Zostawiasz mnie dla starszej, niskiej, niezgrabnej rudej dziewczyny. 

-Na tym własnie polega miłość Nicole...

-A co z Jackiem?- brunetka zaczyna płakać a ja czuje sie jak ostatni dupek-Zostane samotną matką tak?

-Nie zostaniesz. Boże Nicole... jesteś wspaniałą kobietą i na pewno kogoś znajdziesz. Nie jesteś mi obojętna. Przeżyliśmy 7 wspaniałych lat i nie skreśle ani Ciebie ani Jacka z mojego zycia. Zawsze będziecie jego częścią. 

-Chce wiedzieć dlaczego. Chce wiedzieć co zrobiłam źle. 

Boli mnie serce kiedy widze Nicole w takim stanie. Czuje sie jak dupek. Sam nie wiem czy dobrze robie bo dziewczyna w dużej mierze ma racje ale wiem też że Eva czeka na mnie z walizką przed domem. Wyglądam przez okno i widze jak siedzi na schodach opierając głowe o walizke. Kieruje wzrok na Nicole i orientuje sie że nie ma jej w pomieszczeniu. Słysze krzyki dobiegające z korytarza. 

-Ty dziwko!-Nicole wręcz szarpie Eve za włosy. 

Próbuje je rodzielić ale nagle dostaje w twarz i widze tylko ciemność. 

SKAM SEASON 4 cz 3 / Eva&ChrisWhere stories live. Discover now