9. Samantha Clayton - wstęp

51 7 2
                                    

Siedziałam w samolocie i zastanawiałam się, dlaczego Owen zaprosił mnie na wyspę. Znudzona stukałam paznokciami o podłokietnik. Przez wykupiony priorytetowy bilet, wsiadłam jedna z pierwszych. Miejsca zapełniały się, a ja dyskretnie wpatrywałam się we wchodzących pasażerów. Byłam ciekawa, kto będzie mi umilał lot. Po chwili, obok mnie usiadł przystojny mężczyzna. Elegancki garnitur opinał się na jego umięśnionym torsie.

Z takimi to mogłam pracować.

Zarzuciłam włosy do tyłu, uśmiechając się zalotnie, co ucieszyło mojego sąsiada. Kto wie, może jeszcze coś zarobię przed przyjazdem na wyspę?

Podczas całego lotu, prowadziłam rozmowę z Leonem, jeśli można to tak nazwać. Mężczyzna zamówił Cabernet Sauvignon, które sączyliśmy z plastikowych kieliszków. Nawet one nie zepsuły smaku tak dobrego, czerwonego wina. Kiedy zaczęłam fantazjować, co mogłabym mu pokazać oraz wodzić po jego ręce, Leon położył serwetkę na kolanach, z wiadomego powodu. Poczułam satysfakcję. Zmysłowo wyszeptałam mu do ucha propozycję wspólnego wieczoru, na co się ochoczo zgodził.

Kiedy samolot wreszcie się zatrzymał, wyciągnęłam markową torebkę z pod siedzenia, a mój kolega małą walizkę z luku bagażowego. Przepuścił mnie z rzędu, zatrzymując zirytowanych pasażerów, a ja korzystając z sytuacji, seksownie machałam biodrami.

Po przejściu przez granicę, poszliśmy odebrać mój bagaż. Widziałam jak Leon był coraz bardziej zirytowany faktem, że to tak długo trwa. Aby jeszcze trochę go podniecić, upuściłam paszport, a schylając się, stałam tyłem do niego.

- To jest moja! - Wskazałam na brązową walizkę od znanej projektantki, patrząc zalotnie na klienta.

Nie zdążyłam nawet mrugnąć, a my już kierowaliśmy się do taksówki. Uniosłam brwi w uznaniu, kiedy Leon powiedział kierowcy do jakiego hotelu się udajemy. Widziałam jak było mu prędko. Nie mógł się już powstrzymać i złapał mnie za udo.

***

Ubierałam się w pośpiechu oraz ciszy, aby nie obudzić jegomościa. Prychnęłam w myślach. Myślał, że to za darmo. Takich rzeczy nie dostawało się za darmo. Jak dobrze, że zawsze miałam przy sobie Afobam. W momencie, gdy doszło do mnie, że on nie miał zamiaru zapłacić, wsypałam trochę skruszonego leku do wina. Przy takiej dawce potrzebował niecałej godziny, aby odpłynąć. Jak zwykle zrobiłam to jak najlepiej. On nie musiał o tym wiedzieć, ale i tak zapłacił. Wsunęłam stopy w szpilki i sięgnęłam do jego portfela. Miał w nim pięćset dolarów. Może przeważnie brałam mniej, ale co mi szkodziło? I tak więcej byśmy się nie spotkali, a w szukaniu mnie życzyczyłam mu powodzenia. Chociaż patrząc na miejsce, w którym się znajdowaliśmy i tak ta kwota nie zrobiłaby mu większej różnicy.

Wsiadłam do taksówki i podałam adres. Czekało mnie pół godziny jazdy, więc na spokojnie dokończyłam makijaż. Sprawdzając ostatni raz w lusterku swój nienaganny wygląd, podałam kierowcy daną kwotę i wysiadałam z samochodu. Do mariny miałam dosłownie pare kroków, więc po niecałych dwóch minutach siedziałam na statku.

Cała podróż na wyspę minęła spokojnie. Żadnych więcej niespodzianek, czy też flirtów.

Oby na posesji szanownego Owena, było co nieco do zabawy.

Wyspa Sprawiedliwości [INBJN]Where stories live. Discover now