10. Mattias Carpenter - wstęp

21 5 0
                                    

- Pakuj się szybciej, bo nie zdążymy - warknąłem w stronę swojej młodszej siostry.

- Ale nigdzie nie mogę znaleźć tej zielonej kiecki w kwiaty! - wrzeszczała z pokoju obok już od ponad pół godziny.

Westchnąłem. Mieliśmy maksymalnie pół godziny na to, by dotrzeć do portu na czas, a ta mała niezdara nie spakowała się pewnie nawet do połowy. W duchu przeklinałem siebie i swoją lekkomyślność. Że też pozwoliłem zostawić wszystko na ostatnią chwilę, zwłaszcza tak ważną rzecz jak pakowanie się. Walizki powinny stać przy drzwiach już poprzedniego dnia wieczorem.
Zajrzałem do pokoju Melanii. Wszędzie walały się skarpety, ubrania, względnie jakieś kosmetyki.

- Możemy już iść? Mam nadzieję, że masz wszystko...

- Ale to najmodniejsza sukienka tego sezonu! Nie mogę się pojawić na plaży ubrana w cokolwiek innego. - Mówiąc to, uniosła podbródek do góry niczym rosyjska caryca.

Tak, zdecydowanie różniliśmy się od siebie za bardzo. Chyba przejęła większość cech od rodziców, których mi - na szczęście - udało się uniknąć.

- Nie marudź, tylko chodź. - Odsunąłem ją siłą od walizki, do której była przyczepiona niczym rzep do psiego ogona i nie zwracając uwagi na to, czy miała wszystko, zapiąłem suwak i wyniosłem tobołek pod drzwi.

Spojrzałem w lustro. Poprawiłem krawat, wygładziłem garnitur i przeczesałem ręką włosy.

- Kazałeś mi się spieszyć, a sam się mizdrzysz przed lustrem jak jakaś solara z ulicy - ofuknęła mnie.

- Sama jesteś solara - odparłem przyzwyczajony do jej docinek. - Dobra, idziemy.

Wyszliśmy z mieszkania i udaliśmy się na przystanek. Czasu było coraz mniej, ale miałem nadzieję, że ktoś będzie czekał, póki się nie pojawimy. Owen pisał, że niestety nie mógł nas zabrać osobiście, ale wynajął kogoś, by ten dowiózł nas łódką na miejsce.

Wsiedliśmy do i tak już tłocznego autobusu. Oczywiście, na dobro złego, utknęliśmy jeszcze w korku. Świetnie.

Nerwowo patrzyłem na zegarek i uciekające minuty. Egh, gdyby siostra nie była taka ślamazarą... A sama się uparła, że chce jechać - bo sama w mieszkaniu nie zostanie i "to nie fair, że ty masz luksusowe wakacje, a ja nie". Cóż, sprawę przegrałem. Zamknęła się w pokoju, odmawiała jedzenia i nie odzywała się ani jednym słowem. Nie zostało mi nic innego, jak napisać z prośbą do Owena, czy mógłbym zabrać ze sobą młodszą siostrę. Bogu dzięki, że ten się zgodził.
W końcu autobus zajechał na nasz przystanek. Wysiedliśmy, po czym ciągnąc za sobą walizki, pognaliśmy czym prędzej do portu. Rozglądałem się wokół ze zdenerwowaniem, szukając wzrokiem jakieś łódki. Wtem podszedł do nas mężczyzna w czarnym, eleganckim garniturze i równie czarnej muszce. Miał ciemne, nienagannie przygładzone włosy i prawie białe oczy, ukryte za oprawą okularów.

- Witam. Mattias i Melania Carpenterowie? - spytał.

- Tak, to my - odparłem szybko, opadając ze zdenerwowania. Jednak raczyli na nas poczekać, mimo że spóźniliśmy się ponad dziesięć minut.

- Łódka już czeka, proszę za mną - nakazał.

Przeszliśmy przez prawie całą długość portu, nim dotarliśmy do małej, na oko góra trzy-osobowej łodzi. Spodziewałem się, że będzie nieco większa, bo skoro Owen miał własną wyspę, to chyba stać go było na coś lepszego... Nie to, że wybrzydzałem.

Załadowaliśmy tobołki i ruszyliśmy w rejs. Płynęliśmy resztę dnia i całą noc, nim dotarliśmy na miejsce.

Byłem pewny, że podróż będzie znacznie krótsza, ale czego ja się spodziewałem - nawet nie raczyłem się dowiedzieć, gdzie dokładnie leżała Wyspa Sprawiedliwości. Przez kołysanie łódki nie zmrużyłem oka prawie wcale, za to Mela spała jak zabita od chwili, gdy tylko wsiedliśmy. Tej to dobrze, jechała na darmowe wakacje i nie przejmowała się absolutnie niczym.
Ja za to miałem zrobić artykuł o wyspie do gazety. Normalnie robiłem artykuły innego rodzaju, nie o walorach miejsc turystycznych czy prywatnych, do innych magazynów. Ale czego się nie robiło za darmowe wakacje... Za własne pieniądze ledwo starczało mi na utrzymanie mnie i wygórowanych wymagań siostry.

"Wystarczy tylko cyknąć parę ładnych fotek, opisać, co tu ciekawego, wygooglować jakie to gatunki roślin i zwierzaków i voila! Jeszcze przy dobrych wiatrach walnie się jakiś wywiadzik z Owenem i gitara. Potem tylko wysłać do paru wydawnictw piśmienniczych, ktoś na pewno przyjmie pracę mojego autorstwa" - myślałem przez całą drogę.

Jak tylko postawiliśmy stopy na piasku wybrzeża, Melania oszalała z radości:
- O mój Boże! Tu jest nieziemsko! - Kipiąc entuzjazmem, zaciągnęła mnie w jakieś krzaki. - Matti, selfie na insta!

Poprawiła swoje ciemne włosy i okulary przeciwsłoneczne na czubku głowy, następnie zrobiła dziubek i słodką minkę.
Niechętnie wymusiłem koślawy uśmiech. Oczywiście, wyszedłem dziecinnie i niezgrabnie, jak zawsze na zdjęciach, ale średnio mnie to obchodziło.

- O, a teraz z pieskiem na snapa. - Wykrzywiła twarz w kolejną słodką minkę.

- Nie dziękuję, nie lubię udawać psów.

- Ale ty jesteś... - burknęła.

Przywołałem ją do porządku. Wróciliśmy do łodzi, aby wziąć swoje rzeczy i zanieść je do ogromnego budynku. Oczywiście, musiałem robić za wielbłąda i targać dodatkowo bagaż Melanii. Ta wpadała ciągle w istną euforię, a to na widok oceanu, a to plaży, to znowu znajdującego się nieopodal lasu. Rozejrzałem się. Rzeczywiście, miejsce było niesamowite. I pomyśleć, że było to czyjąś własnością... Chociaż, wielu bogatych miało swoje wyspy.
Było gorąco, wręcz upalnie, w przeciwieństwie do miasta. Czułem zapach słonej, morskiej bryzy, rozwiewającej moje włosy. Zieleń lasu uspokajała i wyciszała, zupełnie tak jak widok nieskazitelnie czystej wody i niewielkich fal. W oddali słyszałem krzyki mew, zagłuszane przez szum oceanu.
Po prostu żyć, nie umierać. I pisać artykuł najwolniej jak się dało, żeby siedzieć tu ile wlezie. W końcu, Owen nie określił limitu moich błogich wakacji...

Wyspa Sprawiedliwości [INBJN]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora