11. Gabriella Mather

41 6 1
                                    

Zabłądziłam. Wiedziałam, że powinnam była zejść od razu schodami na dół, a nie zwiedzać. To nie była odpowiednia pora na to. W każdej chwili mogłam natrafić na jedną z tych prostytutek. Jak mogłam dać się tak oszukać? Pomaganie innym zawsze było moją słabością. Doprowadziło do przybycia na wyspę, w dodatku z dziesięcioma innymi osobami, których nigdy nie widziałam. Jak Owen mógł nas wszystkich tak wykiwać? Co chciał tym osiągnąć?

Pokręciłam głową zdegustowana. Dzisiaj mieliśmy go poznać. Miałam nadzieję, że to wszystko nam wyjaśni. Nie zniosłabym myśli dłuższego przebywania z tymi ludźmi. Zwłaszcza tego całego Alejandro, który zachowywał się, jak pies na baby.

Myślałam, że spędzę tu wieczność, gdyby nie przechodzący obok mężczyzna.

- Przepraszam! - zawołałam w jego stronę, czekając, by się zatrzymał. - Powiedz, że znasz drogę do jadalni. - Starałam się by mój głos brzmiał naturalnie, jednak wyszedł dziwnie stłumiony.

Chłopak odwrócił się w moją stronę z uśmiechem na twarzy.

- Tak, myślę, że wiem, gdzie to jest. - Skinął głową. - Chcesz iść tam ze mną?

Głupie pytanie! Oczywiście, że chciałam! Nie cierpiałam ciasnych i strasznych miejsc, a te korytarze przyprawiały o ciarki.

- Jeśli można by było - poprosiłam cicho, oddychając z ulgą. - Ten dom jest naprawdę duży. Po jednym dniu nie łatwo wszystko zapamiętać - wyjaśniłam pośpiesznie. W żadnym wypadku nie chciałam zostać brana pod uwagę, jako nic nie znacząca. Ku moim obawom, chłopak się zaśmiał.

- Rozumiem cię. - Westchnął. - Sam ledwie się tu ogarniam, chociaż już trzy razy urządziłem sobie spacer po placówce.

- Och... Musiało ci się nudzić. Mnie osobiście cała ta podróż okropnie zmęczyła - przyznałam znów odczuwając delikatne znużenie. - Tak poza tym, to nazywam się Gabriella - dodałam, nieśmiało wyciągając dłoń. Nigdy nie wiedziałam, jak prawidłowo zaczynało się rozmowy z osobami płci przeciwnej, a jednak teraz nikogo innego tu nie było. A warto było znać imię swojego towarzysza, prawda?

- Oliver. - Również podał mi dłoń, którą lekko uścisnął. Przeszedł mnie dziwny, a jednakże przyjemny dreszcz. Dłoń schowałam pośpiesznie za siebie, słuchając uważnie kolejnych słów Olivera. - Faktycznie, odrobinę mi się nudziło. - Z jego ust wydobył się uroczy śmiech. - Skąd jesteś? - spytał ze słyszalną nutką ciekawości.

- Stąd. Od małego wychowywałam się w tutejszym miasteczku. I powiem ci, że jeszcze ani razu nie przekroczyłam jego granic. - Uśmiechnęłam się blado. Jak to było chcieć, ale nie móc podróżować? - Ty za to nie wyglądasz na miejscowego. - Zwróciłam mu uwagę.

- Urodziłem się w Hiszpanii - wytłumaczył powoli. - Niestety, gdy miałem dwanaście lat, ojciec postanowił wrócić do Miami, a matka nie protestowała. Mieszkam tam do teraz. - Westchnął ciężko. Jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Uśmiech na jego twarzy się poszerzył i stał się bardziej szczery i ciepły, a sam wyglądał na pogrążonego we wspomnieniach.

- Musisz tęsknić za Hiszpanią - zauważyłam troskliwie. - Zawsze... zawsze możesz postanowić tam wrócić - zaproponowałam cicho.

- To piękne miejsce. - Ponownie westchnął, a ja dostrzegłam, jak za zakrętem zaczynają pojawiać się ogromne drzwi, prowadzące zapewne do jadalni. Ten ornament... były pięknie zdobione. - Planowałem ją odwiedzić już nie raz, ale zawsze coś psuło mi plany.

Przez chwilę milczeliśmy, jakby zastanawiając się, co teraz.

- To chyba tuta. - W końcu podniósł dłoń i wskazał nią na dwuskrzydłowe drzwi. - Chcesz być moim towarzystwem podczas śniadania? - zaproponował. - Jeszcze nie znam tu nikogo poza tobą, więc miło by widzieć obok siebie znajomą twarz.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 08, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Wyspa Sprawiedliwości [INBJN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz