8. Oliver Clarke - wstęp

39 7 0
                                    

Najbardziej znienawidzony dźwięk po raz kolejny wyrwał mnie ze słodkiego snu. Budzik był najgorszym wrogiem człowieka. Jak co dzień punkt szósta wybudzał mnie i coraz bardziej utwierdzał mnie w zdaniu, że nienawidzę tej roboty. Szczęśliwym trafem to akurat mi trafiła się rola przygotowywania kawiarni, w której pracuję przed przyjściem gości. Niesiony pozytywną myślą o wypłacie podniosłem się z łóżka i podszedłem do mojego ulubieńca w tym domu. Ekspres do kawy dodawał mi otuchy każdego poranka.

Po całkowitym wyszykowaniu się wyszedłem z domu i przekluczyłem drzwi. Jak zawsze lekko spóźniony skierowałem się w stronę przystanku, z którego autobus miał zabrać mnie prosto do pracy. Przyspieszając tempa kalkulowałem w myślach czy zdążę. Skończyło się na tym, że ostatnie sto metrów musiałem przebiec, nie ukrywajmy - bardzo szybko. Czego człowiek nie zrobiłby, żeby nie musieć iść następne dwa kilometry na nogach.

Autobus jak zawsze był prawie pusty, więc z miejscem nie było problemu. Przystanek później wsiadła piękna brunetka, która pomimo pustych miejsc postanowiła usiąść obok mnie. Odbyliśmy krótką rozmowę, która swoją drogą była dość interesująca, niestety nadeszła kolej na mój przystanek. Wychodząc podałem jej nazwę kawiarni, w której pracuję.

- Zajrzyj tam, a zapewne mnie spotkasz. - Uśmiechnąłem się. - Mam nadzieję, że niedługo.

Rzuciłem jej jeszcze ostatnie spojrzenie, a ona puściła do mnie zalotne oczko. Zawsze lubiłem dziewczyny i nigdy nie miałem problemu z kontaktem z nimi, nie szukałem jednak żadnej na stałe. Nie lubiłem ograniczeń, a niestety były one nieodłączną częścią związku. Tłumaczenie się z wyjść, ograniczanie flirtu do zera, a także mniej czasu dla znajomych to coś do czego jeszcze nie dorosłem.

Po całym dniu pracy, który praktycznie niczym nie różnił się od poprzednich wróciłem do domu. Było to zbawieniem dla mojej duszy, ponieważ to właśnie popołudniami znajduję czas na chwilę odpoczynku. Zajrzałem do skrzynki, z której wydobyłem kilka listów. Następnie kładąc się na sofie w salonie rozłożyłem się na niej wygodnie i zabrałem się za sprawdzanie kopert. Kilka pierwszych listów dotyczyło opłat, natomiast następne zawierały w sobie reklamy zbiórek dla domu dziecka, karmy dla schroniska oraz innych charytatywnych bzdet. Niepotrzebne papiery wyrzuciłem do kosza, zaś resztę włożyłem do szuflady z dokumentami, by nie zapomnieć zapłacić. Wróciłem do salonu, a tam ukazała mi się jeszcze jedna koperta.

Musiałem o niej zapomnieć - pomyślałem sobie.

Koperta różniła się od pozostałych, była w odcieniu bardzo jasnego beżu. W jej rogach znajdowały się skromne kwiatowe wzorki. „Oliver Clarke" napisane zostało ozdobnymi literami. Otworzyłem kopertę ciekawy, co się w niej znajdowało.

Znalazłem tam sztywną, zdobioną kartkę i szybko zapoznałem się z jej treścią. Dostałem zaproszenie na wakacje na małej, prywatnej wysepce. Spojrzałem na podpis. U.N. Owen. Uśmiechnąłem się lekko. Mężczyzna podpisany na kartce jakiś czas temu pomógł mi uniknąć poważnych problemów. Nie mogłem odmówić, nie jemu. Dodatkowo wakacje i odpoczynek od żmudnej pracy jeszcze bardziej upewniły mnie w podjęciu tej decyzji.

Miałem tam jechać za dwa dni, więc wykonałem szybki telefon do szefowej. Dwa tygodnie wolnego znienacka były dla niej jak kula w serce, jednak po dłuższej rozmowie udało mi się namówić ją na to.

- Nie mam do Ciebie słów, Ollie. - Zaśmiał się głos wydobywający z telefonu.

- Dzięki jeszcze raz. Odwdzięczę się - obiecałem i rozłączyłem się.

Kontakt z szefową oraz z pracownikami to chyba jedyna rzecz, na którą nie mogłem narzekać w pracy.

Gdy nadszedł dzień wyjazdu obiecałem sobie, że tym razem się nie spóźnię. Gotowy do wyjścia i pełny energii po dwóch kawach czekałem na taksówkę, która miała mnie zabrać na pociąg, a stamtąd kilkoma innymi środkami komunikacji prosto na wyspę.

Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i odpaliłem jednego z kilku pozostałych. Nie paliłem dużo, jeden do dwóch dziennie, czysto dla rozrywki. Byłem świadomy tego, że to niszczyło płuca i skracało życie, ale prawdę mówiąc nie bardzo mnie to obchodziło.

Wszystko było dla ludzi, tylko w odpowiednich proporcjach - usłyszałem kiedyś, a teraz sam przekazywałem to innym.

Gdy podjechała taksówka zgasiłem resztę tlącego się papierosa i wyrzuciłem do kosza obok. Nienawidziłem śmieci na ulicy. Z samochodu wysiadł mężczyzna, na oko miał sześćdziesiąt lat. Na jego głowie zrobiła się już całkiem spora łysina, za to pod nosem wychodował sporego, siwego wąsa. Miał przyjemny uśmiech i przyjazny wzrok. Wziął ode mnie walizki, a ja wsiadłem do środka. Przywitał mnie zapach zawieszki o zapachu lasu oraz kawałek ze starej płyty Guns'n Roses. Facet miał gust muzyczny.

Po praktycznie całym dniu podróży dotarłem do miasteczka, z którego łódka miała mnie przetransportować na wyspę. Umierałem z ciekawości i niecierpliwości. Z miejsca, w którym się znajdowałem, miałem pieszo piętnaście minut do portu, więc zdecydowałem się na spacer - ku uldze miesięcznej wypłaty.

Szum wody oraz promienie słońca dodały temu miejscu klimatu. Wszędzie poprzystawiane były małe łódki, niektóre wyglądały na prosto z salonu, inne natomiast moim zdaniem już dawno powinny wyjść z użytku. Rozglądałem się, spacerując po promenadzie pełnej sklepików ze świeżymi rybami, pamiątkami czy małych, klimatycznych restauracji. Prawie na końcu, w miejscu gdzie nie kręciło się już tak wiele ludzi, dostrzegłem łódź. Obok niej stał przewoźnik, machający na mnie dłonią.

Luksusowy dom i wyspa, to coś o czym niejednemu nawet się nie śniło, ale nie będę narzekał, w końcu postanowił się podzielić.

Droga na wyspę okazała się całkiem krótka i przyjemna, a towarzyszące jej widoki na pewno na długo zapadną mi w pamięci.

Gdy podbiliśmy do brzegu zauważyłem ogromny dom, który prezentował się na jeszcze droższy niż się spodziewałem. W drodze do niego mijałem piękne ogrody, ale dostrzegłem też bardziej dziką część wyspy, którą - nie ukrywałem - chętnie zwiedziłbym. Odstawiłem walizki w pokoju, który mi wyznaczono, a następnie bezzwłocznie poszedłem szukać właściciela, niestety moje poszukiwania nie przyniosły oczekiwanych przeze mnie skutków. Zapewne Owen jeszcze nie przyjechał. Wróciłem więc do pokoju, a tam uciąłem sobie godzinną drzemkę.

- Teraz rusz dupę Ollie - powiedziałem do siebie po przebudzeniu. - Pora zapoznać się z okolicą.

Starałem się zapamiętywać położenie różnych pokoi, lecz na tak wielką posiadłość było to nie lada wyzwaniem. Z nudów udałem się na tą wycieczkę po raz drugi, a także trzeci, kolejnym moim celem były ogrody, w których spędziłem następną godzinę. W oczy rzuciło mi się kilka osób, ale żadnej z nich nie znałem. Naprawienie tego nie kosztowało by mnie wiele, ale to robota na inny dzień. Dzisiaj byłem już zmęczony. Poszedłem do pokoju, w którym pozostawione miałem informacje odnośnie podawania posiłków. Ustawiłem sobie budzik, podłączyłem telefon i udałem się do krainy snów, na tak długo, na ile pozwoliłby mi mój ukochany pan czasu.

Wyspa Sprawiedliwości [INBJN]Where stories live. Discover now