7. Georgia Wilde - wstęp

28 7 0
                                    

- Skup się Elena! - krzyknęłam do rozkojarzonej brunetki przecierając oczy, aby się rozbudzić. Następnie podeszłam do ćwiczącej obok mnie dwójki nastolatek. - Sparing mamy w czwartki. Dzisiaj ćwiczymy jedynie konkretny chwyt.

Podeszłam do każdego, aby wytknąć błędy, a kiedy wybiła dwudziesta druga, z ulgą ogłosiłam koniec zajęć. Ten tydzień dopiero się zaczął, a ja już miałam dosyć. Usiadłam na podłodze i oparłam plecami o ścianę. Potrzebowałam chwili odpoczynku, żeby dostać się do domu. Przykryłam dłonią twarz, ponieważ nie miałam siły wyłączać światła.

***

Otworzyłam gwałtownie oczy i zerwałam się na równe nogi. Zasnęłam. Znowu. Była druga w nocy! Jak zwykle spędzę w łóżku nie więcej niż cztery godziny. Wściekła, z bolącym kręgosłupem, narzuciłam sportową torbę na ramię i ruszyłam ku wyjściu. Zamknęłam na klucz studio, w którym uczyłam kobiety samoobrony, jak zwykle mocując się ze starym zamkiem w drzwiach kamienicy. Zeszłam do pobliskiej stacji metra i stojąc niedaleko krawędzi, czekałam na najbliższy transport, który teoretycznie miał pojawić się w ciągu piętnastu minut. Po chwili czekania usłyszałam ciężkie kroki, więc dyskretnie spojrzałam w prawo. Od razu zjeżyły mi się włosy na karku, a serce zaczęło szybciej bić. To się dobrze nie skończy. Tak się dzieje, kiedy o tak późnej godzinie nie siedzę zamknięta w domu. Nie powinno mnie tu być. Historia lubiła się powtarzać. Ten sposób w jaki na mnie patrzył, przyprawiał mnie o odruch wymiotny. W momencie, kiedy dwuznacznie się uśmiechnął, zacisnęłam pięści schowane w kieszeni spranej, szarej bluzy. Błagałam w myślach, aby metro pojawiło się jak najszybciej, ale póki co w moich uszach pulsowała jedynie krew. Nie bałam się tak bardzo jak poprzednio, ale jednak. Szum wiatru i stukot porozrzucanych puszek, wcale mnie nie uspokajał. Pocieszałam się myślą, że teraz już nic mi nie mógł zrobić. Wzięłam głęboki oddech, w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń. Może chciał tylko wiedzieć, która godzina? Prychnęłam na samą myśl o tak irracjonalnym pomyśle. Czego mógł chcieć mężczyzna z takim wyrazem twarzy od młodej dziewczyny, w środku nocy, na pustej stacji metra? Raczej nie zapytałby o miejscowe atrakcje, ani o najlepszą budkę z lodami.

- Mogę całkiem nieźle zapłacić - wyszeptał dotykając mojego ramienia.

Nie musiał długo czekać na moją reakcję. Gwałtownie odwróciłam się mocno chwytając jego rękę, jednocześnie wykręcając ją. Wykorzystując chwilowy szok, kopnęłam go w brzuch. W chwili, gdy zgiął się w pół, walnęłam łokciem w kręgosłup, przez co zboczony typ upadł na ziemię. W uszach wreszcie zabrzmiał upragniony dźwięk podjeżdżającego metra, więc ukucnęłam przy mężczyźnie.

- Już nigdy nie skrzywdzisz żadnej kobiety - wysyczałam mu do ucha.

Wstałam i spojrzałam na niego ostatni raz. Na jego twarz wkradł się grymas bólu, ale nie żałował. Widziałam to w jego oczach. Uniosłam kolano i z całej siły kopnęłam go w twarz. Stracił przytomność oraz zapewne ma złamany nos. Wskoczyłam do metra i ostatni raz rzuciłam mu nienawistne spojrzenie. Tego gatunku nie dało się wyplenić, zawsze się jakiś znalazł.

***

Zmęczona wpadłam do mojej kawalerki. Zaczęło już świtać, a ja dopiero kładłam się do łóżka, jeżeli tak można nazwać kanapę. Jęknęłam, przykrywając poduszką głowę. Na pewno zasnęłabym, gdy promienie słoneczne raziłyby mnie po oczach. Jasne.

Nastawiłam budzik na siódmą, chociaż powinnam wstać wcześniej. Jeżeli nie chciałam być chora, musiałam chociaż przez chwilę się przespać, a rano po prostu nie zjeść śniadania. Do białego rana przewracałam się z boku na bok, rozmyślając nad tym co się dzisiaj stało. Zachowałam się okropnie, przegięłam. To nie ja byłam od wymierzania sprawiedliwości. Ostatnie kopnięcie było przekroczeniem granicy. Zostawiłam go w takim stanie, że podniesienie się, kosztowałoby zbyt wiele, a ja nie potrafiłam odpuścić. Poniosło mnie, emocje wzięły górę i to tego nie mogłam przeżyć. Zachowanie zimnej krwi, to coś, nad czym będę musiała jeszcze dużo popracować.

Nie wiem, kiedy udało mi się zasnąć, ale było to zdecydowanie za późno.

***

Miałam wrażenie, że spałam jedynie godzinę. A może to prawda? Wiedziałam jedynie, że czułam się fatalnie. Włócząc jedną nogę, za drugą zagotowałam wodę na kawę i skierowałam się do łazienki. Nie zdążyłam się wczoraj wykąpać, a przez to, że dzisiaj nie miałam czasu nawet, żeby zjeść śniadanie, jedynie porządnie spryskałam się perfumami. Włosy nie wyglądały bardzo źle, więc oprócz rozczesania, zostawiłam je w spokoju. Zaczęłam zagęszczać ruchy, aby znowu się nie spóźnić. Zalałam wrzątkiem kawę rozpuszczalną, dolałam trochę mleka i popijałam ją, w między czasie ubierając się w coś, czego nie będę musiała prasować - czyli beżowy sweter. W biegu złapałam torbę i pognałam na uczelnię. Nienawidzę porannych wykładów. Powinno zostać wprowadzone prawo zakazujące, tak wczesnych zajęć.

***

Po dotarciu na miejsce, okazało się, że dostaliśmy zastępstwo. Myślałam, że mnie coś trafi. Zirytowana usiadłam na samym końcu sali. Studenci przestali wchodzić, więc to zapewne wszyscy. Jedyny problem w tym, że póki co nikt nie miał zamiaru prowadzić tych zajęć. Postanowiłam nie marnować czasu, więc podłożyłam torbę pod głowę i spróbowałam zasnąć. Niestety debil po mojej prawej miał inne plany. Mruknęłam niezadowolona i odwróciłam głowę w drugim kierunku. Nie zdążyłam zasnąć, a szanowny pan profesor wyświadczył nam tę przysługę i pojawił się na zajęciach. Niechętnie podniosłam się do pozycji siedzącej. Postanowiłam chociaż poudawać, że interesowała mnie ta lekcja. Szukałam w torbie ołówka, który jak zwykle zniknął, dlatego nie słyszałam wstępu.

- ... Sposobów na nią. Niektórzy zmieniają miejsce zamieszkania, a inni po prostu włączą telewizję. - O czym on bredził? Co to miało wspólnego z lingwistyką? - Istnieje pięć rodzajów. Nuda obojętna, regulacyjna, badawcza, reagująca i apatyczna. - Nadal nie znałąm odpowiedzi na drugie pytanie. - Każda osoba preferuje jeden z pięciu rodzajów. Każdego z was zanudziłaby coś innego. Nawet ten wykład może być brany pod uwagę. - Zaśmiał się, a razem z nim część uczniów. - Dzisiaj opowiem wam jak można z niej wyciągnąć korzyści, bądź jak ją zniwelować. A może udowodnię wam, że ją odczuwacie?

***

Chyba pierwszy raz w życiu wykład tak mnie zaciekawił, a jednocześnie zdołował. Przypomniał mi jak bardzo nie cierpiałąm swojego życia. Jak monotonne i przede wszystkim nudne było. Kiedy praktycznie nikogo już nie było, podeszłam do mężczyzny w idealnie skrojonym garniturze.

- Świetny wykład - pogratulowałam. - Nie dostałam odpowiedzi jedynie na jedno pytanie. Mówił pan o wielkich zmianach jak przeprowadzki na drugi koniec Stanów, wakacje, albo o małych, jak zmienienie codziennego menu. Ma pan w zanadrzu radę jak zmienić swoje życie w prosty sposób? - Założyłam krótkie, lekko falowane, brązowe włosy za ucho oraz dodałam po nosem. - Bez wydawania fortuny.

Profesor uniósł w zapytaniu jedną brew na co westchnęłam.

- Nie każdy może sobie pozwolić na wakacje - powiedziałam jakby było to coś oczywistego. Nie siliłam się, na bycie bardzo kulturalną, bo wątpię, abym go jeszcze kiedykolwiek go spotkała. Wygląda raczej na wziętego na zastępstwo z powodu braku innej alternatywy. - Niektórzy muszą sami zapracować na swoje życie.

- A jakbym ci powiedział, że możesz pojechać na darmowe wakacje? Skusiłabyś się? - Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam, więc spojrzałam na niego szczerze zaskoczona.

- Po pierwsze, nie uwierzyłabym - przyznałam. - Ale jeśli byłaby to prawda - wzruszyłam ramionami - zgodziłabym się.

Czekałam aż by mnie wyśmiał, ale nic takiego nie nastąpiło. Wręczył mi jedynie kopertę i wyszedł z tajemniczym uśmiechem. Odprowadziłam go wzrokiem i otworzyłam prezent. Ujrzałam bilet oraz zaproszenie. Uszczypnęłam się, bo było to wszystko zbyt nieprawdopodobne. W pierwszej chwili byłam przekonana, że to żart. Ale bilet nie był podrobiony, dlaczego miałby być? Z drugiej strony, lepszym pytaniem byłoby, dlaczego obcy mężczyzna zaprosił mnie na darmowe wakacje do siebie do domu? Nie za bardzo trzymało się to kupy. Ale kogo to w sumie obchodziło? Miałam dosyć rutyny i jeszcze trochę, a bym się zabiła. Co mi szkodziło? I tak nie miałam nic do stracenia.

***

Za pomocą informacji z zaproszenia, znalazłam się na łodzi, która miała mnie przetransportować na wyspę. Usiadłam na jednej z ławek stojących w słońcu, założyłam okulary przeciwsłoneczne i przez chwilę cieszyłam się piękną pogodą. Chociaż raz, bez żadnych zmartwień.

Wyspa Sprawiedliwości [INBJN]Where stories live. Discover now