Kiedy się obudziłem, nie wiedziałem, kiedy i gdzie byłem. Czułem jakby w mojej głowie ktoś trzepał baseballem mój mózg już od kilku tygodni. Z trudem zagłuszyłem ból i powoli podniosłem się z łóżka. Pierwszą logiczną myślą, która przedarła się do mojej mózgownicy, to świadomość, że miałem kaca. Drugą było uświadomienie sobie, że to nie moje łóżko. Trzecią było to, że ktoś jeszcze w tym łóżku ze mną leżał. Świetnie. Szybko wstałem z łóżka tak, aby nie usłyszała - bo to była kobieta - i naciągnąłem na siebie moje ubrania. Przy drzwiach jeszcze raz spojrzałem na dziewczynę. Była drobną blondyneczką o bardzo dziecięcych rysach twarzy. Wyglądała jak maluch, który bawił się w dorosłość. Wzdrygnąłem się. Nawet nie chciałem myśleć, jak musiało to wyglądać. Nigdy więcej alkoholu.
Miasto śmierdziało. Z takimi przemyśleniami mieszkałem tu już od ośmiu lat. Ludzie, albo gapili się w przyszłość, albo w telefon. Ewentualnie podziwiali walory pijanych dziewczyn w klubach. Zawsze kiedy wracałem do domu z pracy, musiałem przebijać się przez rwący potok ludzi, którzy szli w drugą stronę. Nie widzieli, że tamtemu facetowi wypadła teczka i pośpiesznie zagarniał papiery, aby inni go przypadkiem nie stratowali. Dawno zaginęła tu uczciwość, czy bezinteresowność. Teraz liczyła się tylko kasa. Nie mówiłem, że byłem perłą wśród wieprzy. Trzeba było płynąć z tym prądem, aby przeżyć, bo ci, którzy się sprzeciwiali, zostali zmieszani z błotem. Nikt ich nie pamiętał.
Po pracy zawitałem do kasyna "The Sexy Brutal", jak zwykle w piątki. Zżyłem się z tym miejscem już tak bardzo, że za każdym razem, kiedy słyszałem tę nazwę, mimowolnie się uśmiechałem. Tak, największa w mieście wylęgarnia próżniaków, krętaczy i braku empatii przyciągnęła również mnie. Uwielbiałem obdzierać tych prostaków z kasy, nie koniecznie uczciwie, ale szczęściu trzeba pomagać. Rozejrzałem się po sali. Odróżniłem tych początkujących od tych, którzy nie szczędzili grosza. Podszedłem wolnym krokiem do trzech panów w garniturach i dwóch pań obcisłych sukniach do połowy uda.
- Wchodzę za tysiąc - rzuciłem i zająłem wolny stołek.
Blondynka w czerwonej sukience uśmiechnęła się zalotnie w moją stronę.
- Wiesz chociaż jak się gra? - zapytał kpiąco barczysty mężczyzna. Zauważyłem na jego prawej dłoni kilka blizn układających się w literę "K". "Kanciarz", pomyślałem. "Na tego trzeba będzie uważać". Nie odpowiedziałem i wziąłem swoje karty. Dwójka trefl, dziesiątka karo, dziewiątka trefl, ósemka pik i as kier. Cholera.
- Wymieniam trzy - oznajmiła kobieta w czerwieni z tajemniczym uśmiechem na ustach.
- Jedna - powiedział chudy facet z bujną brązową brodą.
- Dwie. - Odłożyłem dwójkę i asa, których miejsce zajął walet kier i siódemka karo.
Uśmiechnąłem się szeroko, rozsiadłem wygodnie i puściłem buziaka do kanciarza. "Zobaczymy, czy macie jaja".
- Daję tysiąc. - Brunetka w niebieskiej sukience położyła plik banknotów na stół.
- Dobijam. - Brodacz dołożył do puli kolejne pieniądze.
- Przebijam o pięć tysięcy. - Mojemu portfelowi od razu zrobiło się lżej, ale mimo to uśmiechnąłem się do kanciarza.
- Dobijam. - Gość niemal warknął i cisnął pieniędzmi.
- Pięć i tysiąc.
- Dobijam. - Facet z czerwonym krawatem i okularami przeciwsłonecznymi wreszcie się odezwał.
- Pasuję - powiedzieli zarówno brodacz i kobieta w czerwieni.
- Dobijam. - Brunetka nie dawała za wygraną.
Cholera.
- Poddaj się, złotko. - Mrugnąłem do niej. - Przebijam o dwa.
Mężczyzna w okularach już nie wytrzymał, ale kobieta w niebieskim i kanciarz jeszcze się trzymali.
- Przebijam o trzy, "złotko". - Spojrzała się na mnie, jakby chciała zabić mnie wzrokiem.
- Pas. - Kanciarz rzucił karty na stów i z impetem odszedł od stołu.
Blondyna rzuciła się za nim. Uśmiechnąłem się.
- No to zostaliśmy sami. - Oparłem ręce o stół. - Przebijam o dwa.
Kobieta wyglądała, jakby biła się z myślami. W końcu dała mi liścia i wyszła.
- Przyjemność po mojej stronie! - krzyknąłem za nią.
Zacząłem chować swoje łupy po kieszeniach, jednak pomiędzy zielonymi banknotami znalazło się coś, co na pewno banknotem nie było, a raczej kopertą. Wziąłem ją do ręki. Na jednej stronie widniały inicjały "U. N. Owen", a z drugiej strony moje imię i nazwisko. Próbowałem sobie przypomnieć, czy kojarzę to nazwisko. Pisarz? Chyba nie. Może dzisiejszy klient? Nie, na pewno nie. W każdym razie nie można było mówić o pomyłce. Otworzyłem kopertę i wyjąłem kartkę. Była zapisana takim samym pismem, co koperta, a jego treść brzmiała następująco:
Witaj!
Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia - wakacje na mojej wyspie! Wszystko już opłaciłem, a jutro mój człowiek będzie czekał w porcie od dwunastej do osiemnastej. W kopercie znajduje się zaproszenie, w nim znajdziesz dokładniejsze informacje. Czekam z niecierpliwością.Szczerze, to było dziwne. Każdy na pewno rzuciłby to w cholerę i zadzwonił na policję, ale ja naprawdę potrzebowałem wakacji. I były za darmo, więc...
CZYTASZ
Wyspa Sprawiedliwości [INBJN]
HorrorPodobno karma dopada w końcu każdego, prawda? Jedenaścioro ludzi zostaje zaproszonych na wyspę przez tajemniczą osobę, która znana jest pod inicjałami U. N. Owen. Jednak nie jest tak kolorowo jak mogło by się wydawać. Każdy skrywa swoją mroczną taje...