Klęczałam na nierównej ziemi, zupełnie podatna na jej zimność i pagórkowatość. Drobne kamyczki wbijały mi się w kolana, czułam jak niemal przebijały cieliste rajstopy na mojej skórze. Bałam się unieść wzrok w górę, nie byłam pewna, czy mi było wolno spojrzeć, ale nie byłam również pewna, czy odwrócenie wzroku było dobrym pomysłem. Łzy skapywały mi jedna po drugiej, przypominając o bólu i cierpieniu, za które wtedy płaciłam. Moja postura nigdy nie różniła się tak bardzo od tej na codzień, niż w tamtym momencie. Zgarbione plecy, skulone ramiona, głowa opuszczona - to nie byłam ja. Grzmoty i błyskawice, które pojawiły się znikąd, uderzały na około mnie, otaczając, a następnie uniemożliwiając drogę ucieczki. Kiedy już się poderwałam na równe nogi, wiedziałam, że to był mój błąd. Miałam okazywać pokorę i skruchę, tym razem ja po raz kolejny znieważyłam słowa mojego władcy.
- Przepraszam, przepraszam... - łkałam, odważywszy się spojrzeć w jego oblicze. Jednak jego wyraz był obojętny, zimny, obcy.
- Wyba... - Głos uwiązł mi w gardle, gdy tylko usłyszałam jego słowa. - Nie... nie...! - Niepodatnie zasłoniłam się rękoma, jego gniew i tak mnie dopadł.
***
Otworzyłam oczy, czując zimny pot na plecach. To był tylko sen. Tylko sen - powtarzałam niczym mantrę. Po chwili usłyszałam pukanie.
- Panno Mather? Wszystko w porządku? Słyszałam krzyki.
Musisz się otrząsnąć, Gabriello.
- Tak, tak... daj mi moment, Amy! - Szybko się poderwałam w górę i podążyłam do biegnącej obok łazienki. Spojrzałam w lustro, twarz nadal wyrażała paniczny strach. Zupełnie, jakby sen miał się wydarzyć. Gdybym naprawdę miała stanąć przed Bożym Sądem. Po przemyciu twarzy, wykonaniu porannej toalety i założeniu skromnej sukni, otworzyłam drzwi. Nie zdziwiłam się, że Amy wciąż czekała. Służyła mojej rodzinie od pokoleń, była bardzo oddana.
- Jak się Panienka czuje?
- Wydaje mi się, że w porządku.
Nie mogłam kłamać, kłamstwo było nieodpowiednie, złe, niegodziwe. Kłamstwo było grzechem.
- Więc nie jest Panienka pewna co do swojego stanu? - Skrzywiła się.
Pokręciłam głową.
- Nie. Amy, czuję się naprawdę dobrze, a jednak mogę wydawać się być osłabiona. - Westchnęłam. - Proszę, przygotuj pożywne śniadanie, mam przed sobą długą podróż.
Służąca posłusznie kiwnęła.
- Rozumiem. Pojawię się w jadalni za góra piętnaście minut.
Delikatnie się uśmiechnęłam. Wciąż byłam poddenerwowana.
- Dziękuję, Amy. Jesteś najlepsza.
***
Położyłam bagaż na ziemi, wzdłuż nogi, z zaciekawieniem wpatrując się przed siebie. Wyspa Sprawiedliwości. A to ci ironia. Każdego dopadnie sąd. Wzdrygnęłam się przez słowa usłyszane w śnie.
- Również wybierasz się na drugą stronę? - Męski głos odbił mi się tuż obok ucha. Odetchnęłam głębiej, czując ciepło w środku.
- Zgadza się, Panie... - Odwróciłam się z nieukrywaną ciekawością.
- Alejandro. Alejandro Fernandez. - Wyciągnął w moją stronę dłoń.
- Panie Fernandez - dokończyłam.
Mężczyzna nie należał do wysokich, ba - był niewiele wyższy ode mnie. Jego twarz... można powiedzieć, że wyglądał jak model z okładki czasopisma. Jednak dostrzegłam coś, co znacznie mnie zaciekawiło. Błysk w jego oku, czający się w głębi zieleni i ten szaleńczy uśmiech.
- Lepiej już płyńmy - oznajmiłam, czując cięższy podmuch wiatru i szarejące niebo. Chwyciłam za bagaż, jednak Fernandez mnie ubiegł.
- Pomogę ci. - Uśmiechnął się dumnie.
Niegrzecznie byłoby odmówić, więc jedynie przytaknęłam, wpatrując się w jego posturę. Do łodzi wsiadłam chwiejnym krokiem, nie przepadałam za wodą, a tym bardziej morzem. Źle się czułam z myślą, że lada chwila znajdę się na otwartej przestrzeni bez możliwości ucieczki. Usiadłam na desce, dłonie zaciskając na drewnie. Czułam jak mi kostki bieleją, starałam się uspokoić oddech i nie patrzeć wokół.
- Znasz U. N. Owena?
Kiwnęłam głową i odpowiedziałam spod przymkniętych oczu.
- Owszem. Nie bez powodu przybywam na wyspę.
- Więc to ty jesteś jedną z tych striptizerek? - spytał z rozbawieniem.
Słyszałam, jak zduszał chichot.
- Słucham?! - Obruszyłam się, a policzki w mgnieniu oka pokryły się szkarłatem. - Pana zachowanie jest oburzające, Panie Fernandez.
- Spokojnie. Rozumiem... Jak brzmi twa godność? - W jego głosie nadal było można wyczuć rozbawienie.
Co on sobie myślał?
- Mather. Gabriella Mather - odparłam, mierząc go gniewnym wzrokiem.
- Rozumiem Gabriello, że każdy przechodzi trudne czasy, ale zawód striptizerki nie jest taki zły. Zapewne odnosisz z niego wiele korzyści - ciągnął, uśmiechając się przy tym szeroko. Przewodnik jedynie obrzucił mnie szybkim spojrzeniem i powrócił do dawnej czynności.
- Nie mam pojęcia o czym Pan mówi - zastrzegłam, zaciskając zęby.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Och, to miała być tajemnica? Proszę mi wybaczyć, Gabriello. Obiecuję, że ten mężczyzna - wskazał palcem na przewodnika - nikomu nie powie o twoim zawod... - Nie zdążył dokończyć, gdyż moja dłoń znalazła się na jego policzku, uderzając siarczyście.
- Nie jestem prostytutką - powtórzyłam, odwracając głowę w bok.
Wzrok utkwił mi na horyzoncie, nie patrzyłam na fale, a przynajmniej starałam się. Z daleka dobiegł mnie niezrozumiały pomruk mężczyzny i jego cichy chichot. O jakich striptizerkach on mówił?
CZYTASZ
Wyspa Sprawiedliwości [INBJN]
HorrorPodobno karma dopada w końcu każdego, prawda? Jedenaścioro ludzi zostaje zaproszonych na wyspę przez tajemniczą osobę, która znana jest pod inicjałami U. N. Owen. Jednak nie jest tak kolorowo jak mogło by się wydawać. Każdy skrywa swoją mroczną taje...