2

3.4K 125 50
                                    

Odkąd Edmund mnie uratował, zaczęliśmy więcej rozmawiać. Staliśmy się przyjaciółmi. Dowiedziałam się, że w Finchley mieszkamy nie daleko siebie- ale jakoś nigdy nie zauważałam nikogo z rodzeństwa. Skoro mowa o rodzeństwie, oprócz Łucji ma jeszcze brata i siostrę- Piotra i Zuzannę. On nie jest zły, raczej zagubiony i kryje w sobie żal. Nie dogaduje się najlepiej z rodzeństwem, szczególnie z Piotrem. Mam nadzieję, że będę miała okazję poznać Piotrka czy Zuzannę,  ale nie wiem czy jest mi to dane. Czarownica uwzięła się na mnie. Męczy mnie na około, ale jednak mnie nie zabiła- na razie.

 
Tej nocy miałam bardzo dziwny sen. Mówił on o jakiejś wielkiej mocy, dziewczynie z księżyca, o córce dżina i olbrzyma, o śmierci brązowo-okiego,  zdrajcy, który poświęcił się dla dobra jego świata i 5 władcach. Co to ma znaczyć?  Od snu okropnie boli mnie głowa, krew znów leje się z mojej głowy.
-Ty smarkaczu, idziemy- do lochu przyszedł karzeł i popchnął Edmunda w stronę wyjścia. Po chwili zostałam prawie sama. Nuda, cisza i strach były moim towarzystwem. Jednak ciszę przerwał wilk- ten sam, który nazywany był Futrzanstym.
-Pani!  Musisz uciekać!
-Ale dlaczego?  Skąd mam wiedzieć, czy nie pchasz mnie w ręce Śmierci?
-Dotknij mojej głowy- niepewnie wykonałam polecenie. Zalała mnie fala wspomnień. Moi rodzice, zamek, Aslan, Amicum (czyli prawdziwe imię wilka), przepowiednia, Jadis i ucieczka do Anglii. Wszystko.
-Amicum? To naprawdę ty?
-Pamiętasz mnie- i ze szczęścia przewrócił mnie.
-Przepraszam, ale musisz w tej chwili uciekać. Masz moce, które są o wiele silnejesze niż moc Jadis. Ty władasz...
-Och, silniejsze ode mnie, powiadasz?  Nikt nie jest silniejszy ode mnie! Ciebie zdrajco czeka śmierć!- Biała Bestia zamieniła Amicuma w kamień. Łzy mimowolnie zaczęły cieknąć mi po policzkach. To był mój przyjaciel. Zginął przeze mnie. To moja wina.
-A ją- Wiedźma wskazała na mnie- wsadzić to sań. Jedziemy na obiecaną wycieczkę.
  To nie wróżyło nic dobrego. Bo niby Jadis weźmie nas na wycieczkę, by podziwiać krajobraz Narnii?  W to szczerze wątpię.

Zostałam związana i wrzucona do sań na podłogę przy Edmundzie. Chłopak patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem. Przed wyjazdem stawiałam opory, więc zostałam trochę pokiereszowana, pewnie nie wyglądam najlepiej. Nagle gwałtownie się zatrzymaliśmy. Zobaczyłam zwierzątka, które trzymały jakieś przedmioty w łapkach. Nie zobaczyłam, co to takiego, ale Biała Czarownica nieźle się zdenerwowała.
-Więc niby ten starzec przyjechał tu,  po poczuł, że ma po co?! Mikołaj wam to dał i kazał świętować?! Czeka was niechybna śmierć! 
-Stój! 
-Och, mały Edek ma coś do powiedzenia. Rozwiązać i dać mi go!
Sznury oplatające chłopaka zostaly wręcz rozszarpane.
-Nie zabijaj ich- powiedział Edmund.
-Och, widzicie, zaznałyście dobroci... Przed śmiercią!- po chwili zwierzęta były pod postacią kamienia.
Jadis z całej siły uderzyła bruneta. Z jego nosa zaczęła sączyć się krew.
-Przestań!- tym razem krzyczałam ja.
-Wy, zająć się nimi. Ja mam ważniejsze sprawy- pięć karłów zaczęło zbliżać się do mnie i Edmunda ze sztyletami w rękach. Nie mieliśmy nic czym mogliśmy się bronić. Biała Wiedźma odjechała saniami. Zaczęłam się cofać. W tym samym momencie co chłopak potknęliśmy się, w skutek czego runęliśmy na ziemię. Instynktownie wyciągnęłam gwałtownie dłoń w stronę jednego karła, co spowodowało podmuch wiatru. Karzeł ten przewrócił się. Powtórzyłam ruch, i tym razem karła zaatakowała woda.
Mrugnęłam parę razy, aby sprawdzić, czy to nie jakieś omamy i wszyscy leżeli. Ja wstałam,  otrzepałam się, i podałam dłoń Edmundowi.
-Szybko! Musimy uciekać- powiedziałam.  Szybko znaleźliśmy się w głębi lasu.
-Luna, to było niesamowite! A twoje oczy błyszczały!  Były takie...Niebieskie i szare, albo stalowe, albo...
-Cicho, ktoś się zbliża- nie myliłam się.  Po chwili zza drzewa wyłoniły się centaury. Powiedziały, że zaprowadzą nas do Aslana. Ja im zaufałam,  jeden z nich, Astrologus, był moim nauczycielem astronomii. Brunet nie był pewny, chyba nauczył się, że nie wolno ufać tak od razu.
-Edmund, popatrz na mnie. Ufasz mi?  Więc chodź za nimi- zadziałało. Chłopak poszedł z nami.

Byłam zmęczona, bo długo już chodziliśmy. Astrologus wziął mnie i Edmunda na swój grzbiet.
Do obozu Aslana doszliśmy nad ranem. Z Wielkim Lwem rozmawialiśmy dość długo. Podczas rozmowy wytłumaczyłam mu o dziwnym przypadku na skraju lasu. Mam moc władania powietrzem i wodą. Nie mogę się z tym pogodzić.Dodatkowo, jestem pół-narnijką. Jest jeszcze gorsza wiadomość. Jadis moją ciotką! Myślę, że się zaraz załamie. To wszystko dla mnie jest trudne. Siedziałam przy drzewie i próbowałam poukładać to wszystko w mojej głowie. Na marne.
-Luna, czy... Mogę jakoś... Pomóc?
-Władam 2 żywiołami, jestem w połowie osobą, z nie istniejącego świata i osoba,  która chce nas zabić, jest moją ciotką. Chociaż zawsze to lepiej niż jakby była matką- chłopak nie odezwał się, za to poczułam, że jestem przytulona do bruneta. On przytulił mnie. Po tym zrobiło mi się jakoś ciepło na sercu. Było mi lżej.
-Dziękuję- powiedziałam
-Za co?
-Za to, że jesteś przy mnie.
-Tak robią przyjaciele. Chciałabyś poznać moje rodzeństwo?
-Oczywiście!
-Piotr, Zuza, Łucja!
-Luna!- Łucja wykrzyczała na cały głos moje imię i przytuliła mnie.
-Witaj, jestem Zuzanna Pevensie,  a to jest Piotr.
-Witaj, jestem Luna Fortis.
-Luna, myślę, że to już czas, byś nauczyła się tego i owego- rzekł Aslan.
-Coś mi się wydaje, że to będzie trudne.
-Zgadza się, to będzie długa droga.

-Musisz skupić się maksymalnie. Woda i powietrze, to dwa różne żywioły. Oba jednak są bardzo porywcze. Musisz kontrolować swoje emocje, bo może doprowadzić to do wielkiego błędu.
-Aslanie, skąd ty to wszystko wiesz?- zapytałam, na co lew tylko się zaśmiał.
-Zaatakuj mnie.
-Nie potrafię.
-Musisz.
-Ale Aslanie,  ja nie potrafię.
-Z takim podejściem to się nie nauczysz,  drogie dziecko. Zaatakuj mnie. 
  Próbowałam trzy razy, lecz z każdym atakiem na Wielkiego Kota lądowałam w coraz to dalszym miejscu. Za trzecim razem Piotr i Edmund musieli ściągać mnie z drzewa. Wkręciłam się, już nie poddaję się tak łatwo. Po czasie udało mi się powalić Aslana. Wtedy zapowiedział odpoczynek.
-Zbliża się wojna, drogie dziecko. Musisz wypocząć przed jutrzejszym treningiem.
  Znów zostałam sama z myślami. Uciekając przed wojną, zastałam wojnę, w której miałam brać udział.
-Luna, co tym razem się stało?
Wszędzie poznam ten głos. Edmund.
-Ja nie chcę zabijać.
-Nie musisz.
-Uciekliśmy przed wojną i zastaliśmy kolejną wojnę- nie odpowiedział. Znów mnie przytulił, a mnie ponownie otoczyło ciepło bijące od niego.
-Mój ojciec jest na wojnie- tym razem to ja nie odpowiedziałam. Przytuliłam go mocniej. Nie wiem kiedy zaśnęliśmy przytuleni do siebie.

Standardowo przepraszam za możliwe błędy. Rozdział ma prawie 1040 słów. Nie za bardzo mi on wyszedł, ale musiałam zmieścić jakoś te informacje. Dziękuję ;)

Witamy w NarniiWhere stories live. Discover now