4

2.2K 95 15
                                    

Obudziłam się rano z wielkim bólem głowy. Zuzia i Łucja dawno już wstały,  zapewne zjadły już śniadanie. Wyszłam z namiotu i oślepiło mnie światło. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do światła, zobaczyłam Edmunda wychodzącego z namiotu naprzeciw. Zareagował tak samo jak ja: natychmiast zasłonił oczy, by promienie słońca mu nie dokuczały. Po chwili chyba już się przyzwyczaił, więc zapytałam:
-To co, idziemy na śniadanie?
-Z chęcią. Jestem strasznie głodny. Co to słońce tak świeci?
-Bo już godzina 12:00- wtrącił się Piotr.
-Co?  Jak to?- zapytałam jednocześnie z brunetem. Blondyn się zaśmiał i odpowiedział:
-Próbowałem was obudzić, ale na marne. Spalicie jak zabici. Już zaczynałem się martwić.
-Luna, Edmund, idźcie na śniadanie. Albo wczesny obiad?  No dobra, teraz nie ważne. Ciebie wołał Aslan, a ty braciszku masz lekcje władania mieczem- powiedziała Zuzanna.
Zjedliśmy więc śniadanie (albo obiad)  i poszliśmy na lekcje.

Trening był wyczerpujący, ale Aslan powiedział, że niedużo mi brakuje do pełni możliwości.
-Najmilsza, obiecaj, że będziesz ćwiczyć. To ważne. Nie oddalaj się od Edmunda, będziecie potrzebować siebie nawzajem. Uważaj na siebie dziecino, i idź zjedz teraz kolację. Musisz być bardzo zmęczona- gdy lew wypowiedział to zdanie poczułam się senna i od razu poszłam do namiotu, aby wreszcie się wyspać. Jednak nie było mi to dane. Przypomniały mi się słowa poddanych Czarownicy. Z tego wynika, że Aslan miał zginąć dziś w nocy. Ale to nie możliwe. Była już noc. Wyszłam z namiotu podążając w stronę Aslana, który zapewne wyszedł już wcześniej na miejsce swojej śmierci. Zatrzymały mnie dwie osoby- Łucja i Zuzanna.
-Martwiliśmy się!  Tak nagle znikłaś i...
-Ciszej!
-Dlaczego za mną idziecie?- zapytał łagodnie Aslan.
-Pozwól nam, proszę iść z tobą. Gdziekolwiek idziesz, my chcemy być z tobą- odpowiedziałam.
-Tej nocy przyda mi się towarzystwo. Możecie iść za mną, pod warunkiem, że zatrzymacie się kiedy powiem i pozwolicie iść dalej samemu.
-Obiecujemy ci, Aslanie. Dziękujemy ci bardzo!- powiedziała Zuzanna.
-Aslanie, czy ty jesteś chory?  Stało się coś?
-Nie, Łucjo. Ale czuję się osamotniony i smutny.
Po pewnym momencie lew rzekł:
-I tu, kochane dziewczynki, musicie pozostać. Cokolwiek się zdarzy, nie pozwólcie, aby was zauważono. Żegnajcie. Lew wszedł samotnie na szczyt wzgórza. Na około Kamiennego Stołu zebrał się wielki tłum. Były tu i wilki, wilkołaki, duchy złych drzew, wiedźmy, zmory, widma, wampiry, karły, ifryty, harpie i orki. Zebrali się wszyscy poplecznicy Białej Bestii. A pośrodku, przy stole stała ona- moja ciotka.
-Głupiec!  Natychmiast związać głupca!  Byle bardzo mocno! Wiedźmy z zachwytem rzuciły się na Lwa, widząc, że nie stawia oporów. Po chwili inni ruszyli z pomocą.
-Świetnie! Teraz ogolić mu grzywę!- na wszystko patrzyłam ze strachem, smutkiem i bezradnością. Gdy biedny Aslan został już bez swojej grzywy, co dla lwów jest utratą honoru, poddani Wiedźmy nabrali odwagi i zaczęli krzyczeć:
-Przecież to tylko kocur!
-Zmutowany kocur!
-Ile myszek złapałeś, kotku?
-Dać ci mleczka, co?- różne głosy przekrzykiwały się wzajemnie.
-Teraz nałożyć mu kaganiec!
Po tej jakże brutalnie wykonanej czynności, Jadis rozkazała:
-A teraz do mnie go! No już! Do roboty!- jedni popychali Go, inni ciągnęli, aż wreszcie Aslan leżał na kamiennej płycie przed tym Białym Potworem. Raz jeszcze zaciśnięte stare więzy i dodano nowe.
-Tchórze! Oni boją się biednego Aslana. Przecież jest związany!  Dlaczego On nie reaguje! Przecież mógł ich pokonać!- Łucja płakała coraz bardziej. Wiedźma zaczęła ostrzyć nóż. Nie był wykonany ze stali, raczej z krzemienia- miał złowrogi oraz dziwny kształt. Stała już przy głowie Lwa. Jej wyraz twarzy był wykrzywiony w grymaz złej namiętności, za to wyraz Jego twarzy- wciąż spokojna: ani zła, ani przerażona, tylko odrobinę smutna. Patrzył się w stronę ciemnego nieba. Jadis podniosła nóż i powiedziała głosem drżącym z podniecenia:
-I co,  ty zapchlony kocie?  Kto zwyciężył? Ty idioto, miałeś nadzieję, że uratujesz tych ludzkich zdrajców?  Zamiast tamtej dwójki zaraz zabiję ciebie, tak jak omówiliśmy i dajemy zadość uczynienie Wielkim Czarom. Ale gdy ty, a raczej twoje ciało będzie gniło, oni również będą martwi. Bo kto powstrzyma mnie przed zabiciem również ich?  Kto ich wyrwie z moich rąk?  Nikt. Czy teraz już wiesz, że straciłeś Narnię na zawsze, straciłeś życie i wcale nie uratowałeś tych małych ludzkich zdrajcy?  Teraz nikt nam nie przeszkodzi i już zawsze będziemy panować w Narnii!  Teraz, z tą świadomością—giń!- nie mogłam na to patrzeć. Łzy ciekły mi z oczi niczym rzeka. Z całych sił powstrzymywałam się, by przypadkiem nie wywołać tornada. Wszystko miażdżyło mnie wręcz, gdyż to wszystko to moja wina. Zginął z mojej winy. Mogłam umrzeć zamiast Jego. On był potrzebny, a ja nie. Teraz wiem, że ostatni sen był sztuczką Jadis na złamanie mojej psychiki (co szło jej całkiem dobrze).  Przyjaciele, których naprawdę mam, uświadomili mi, że również jestem potrzebna. Wiem za to jedno- nie zawiodę cię, Aslanie.

Witam drogi czytelniku! Przepraszam bardzo, ale dziś rozdział trochę krótszy- prawie 800 słów. Mimo tego przepraszam za błędy, które mogły się pojawić.  Dziękuję ;)

Witamy w NarniiWhere stories live. Discover now