3

2.8K 94 21
                                    

Była noc. Ciemno i zimno. Otworzyłam oczy, Edmunda już nie było.
-Luna- jakiś donośny głos wyraźnie mnie nawoływał.
-Luna, chodź do mnie- nie panowałam nad tym. Ruszyłam przed siebie, mimo że tego nie chciałam.
Znajdowałam się na środku lasu.
To co zobaczyłam o mało nie spowodowało u mnie zawału. Pod moimi nogami leżał martwy Astrolugus. Zaraz obok niego było całe stado centaurów. Dalej martwy Amicum i moi rodzice. Mnóstwo krwi, widoku, którego tak bardzo nie lubię. Martwe fauny, minotaury,  posiekane drzewa. Zobaczyłam również bezwładnie leżącego Piotra, dalej Zuzannę i Łucję. To, co zobaczyłam w tej chwili, sprawiło mi największy ból. Aslan bez grzywy, martwy i moja ciotka trzymająca sztylet przy gardle Edmunda.
-Zostaw go!
-Och, Luna, nareszcie. Ileż można na ciebie czekać?
-Dlaczego ich zabiłaś?!
-Byli zdrajcami i oszustami. Nie masz przyjaciół, nigdy nie miałaś.
-Ale Amicum...
-Jak myślisz, czemu jest po mojej stronie?  Nigdy cię nie lubił, to była tylko gra. Jesteś niepotrzebna.
-A Piotr i Zuzanna...
-Dopiero cię poznali, a już cię nienawidzą. Jesteś niepotrzebna.
-Za to Łucja....
-Ona tylko kłamała. Ona też cię nienawidzi. Jesteś niepotrzebna.
-Edmund... Powiedz coś... Proszę...
-On jest zdrajcą!  On cię zdradził, a ty próbujesz sobie wmówić, że masz przyjaciół!  To nie prawda! Jesteś niepotrzebna!- i w tym momencie wbiła sztylet w serce chłopaka. Tak po prostu. Jakby była to  codzienność, a on za parę chwil się obudzi. Jednak to nie prawda. On nie żyje.  To koniec.
-Nie!- krzyknęłam na cały głos. Łzy ciekły po moich policzkach.
-Luna! Co się dzieje?  Od jakiegoś czasu strasznie się szarpiesz, krzyczysz. Co się dzieje?- to był on. Jego głos. Edmund. Momentalnie przytuliłam go. Od oddał uścisk i powiedział:
-Aslan prosił, byś przyszła do jego namiotu. To chyba ważne, że budził nas w nocy. I gdy tak płakałaś, obok ciebie powstała ogromna rzeka.
Dopiero teraz zauważyłam wielką rzekę która otaczała mnie i Edmunda. Przez 15 minut męczyłam się, aby usunąć wodę, ale uznałam to za trening.

-Witaj, moja droga.
-Aslanie.
-Mam nadzieję, że pamiętasz swój sen,  o którym mi opowiadałaś. Był to bardzo wiele znaczący sen- doskonale go pamiętałam.
-Astrolugus już wie, co on oznacza. Wyjaśnisz, proszę?
-Oczywiście, Aslanie. Wiemy, że córka olbrzymów i dżinów, to Jadis. Ty jesteś córką księżyca, i ty posiadasz wspomniane wielkie moce. Za to 5 władców nawiązuje do innej przepowiedni. Ty, Łucja, Edmund, Zuzanna oraz Piotr zasiądziecie na tronach w Ker-Paravelu i zaprowadzicie pokój w Narnii.
Za to martwy brązowo-oki to może być... On zginie z rąk Białej Czarownicy...- mój nauczyciel nie dokończył.
-Błagam nie, żeby nie był to Edmund. Proszę, powiedz, że to nie Edmund.
Astrolugus spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, Aslan wyszedł z namiotu a ja znów zaczęłam bezgłośnie płakać.
-Kochana, przepowiednia nie musi się spełnić. Bo wtedy te dwie części przepowiedni wykluczają się i...
-Przepraszam, ale muszę pobyć teraz sama- i wybiegłam z namiotu. Usiadłam na drzewie. Przez przypadek ponownie wywołałam rzekę. Rzekę żalu i smutku. Mój najlepszy przyjaciel ma umrzeć. Był dla mnie bardzo ważny.
-Luna, ja... Ja słyszałem przepowiednię. Znaczy twój sen proroczy. Dla mnie jest to trochę trudne... I ja nie chcę cię opuszczać- co jakiś czas brunet robił odstępy między zdaniami. Było mu naprawdę ciężko, bo dodatkowo usłyszał kłótnie pomiędzy Zuzanną a Piotrem. Zuzia twierdziła, że jeśli nie zjawiliby się w Narnii, Edmund nie byłby zagrożony, za to Piotr mówił, że i tak mogłoby do tego dojść.
-Luna, proszę, wiem, że tu jesteś. Wyjdź i pokaż się. Proszę cię- w końcu zeskoczyłam z drzewa i tym samym zaskoczyłam chłopaka. Ostatnim razem wraz z bratem musieli mnie ściągać z niego ściągać. Sprawnym ruchem dłoni usunęłam rzekę i pobiegłam do chłopaka. Przytulił mnie. Wiedział, że jest mi równie ciężko co jemu.
-Mam ci tak wiele do powiedzenia...- poczułam, jak po policzku chłopaka spływa pojedyńcza łza. Brunet puścił mnie i popatrzył na mnie. W tej chwili moje oczy stały się całe białe. Świeciły. W mojej głowie usłyszałam głos Wiedźmy:
-Do zobaczenia, skarbie- straszne zimno i ból przeszyło moje ciało. Zemdlałam.

Nie wiem, ile spałam, ale obudziłam się w namiocie. Obok mnie leżał zmartwiony Edmund.
-Edek... Ile ja tu leżę?- brunet momentalnie zerwał się i podszedł do mnie.
-Całe 2 dni. Martwiłem się.
-Edmund!  Weź wyjdź wreszcie z tego namiotu!
-Co się tak wydzierasz, Piotrek. Ona dopiero wstała.
-Czy ty całe dwa dni siedziałeś ze mną?- zapytałam.
-No jasne, a gdy ktoś powiedział, żeby chociaż położył się spać odpowiadał, że zaraz się obudzisz i nie może- powiedziała Łucja wchodząca wraz z Zuzanną do namiotu. Czułam, że było mi bardzo zimno, jednak jakieś ciepło rozlało się po moich policzkach. Byłam cała czerwona. Edek zresztą też.
-Panno Luno, panienki ciotka przybyła- momentalnie zbladłam.

-Uwaga przejście! Pani na Samotnych wyspach, Cesarzowa Narnii- darł się w niebogłosy karzeł. Czwórka cyklopów niosła tron,  na którym siedziała Jadis.
-Aslanie, macie wśród was zdrajców! Ten chłopiec- Biała Bestia wskazała na Edmunda- i moja siostrzenica- wskazała na mnie- dadzą gardło na kamiennym stole.
-Nie zgodzę się.
-Ich krew należy do mnie. Jeśli mi ich nie oddacie, Narnia zapadnie się, spłonie i zatonie oraz....
-Znam prawa Narnii, gdyż byłem przy spisywaniu ich!- ryknął lew.
-Może wejdziesz i omówimy tą sprawę?-zapytał spokojniej lew.
-A co tu jest do mówienia?- złapałam bruneta za rękę. Lew tylko ryknął, a Jadis weszła niezadowolona do namiotu. Całe południe wszyscy siedzieli w napięciu. W końcu Wiedźma wyszła z namiotu. Aslan ryknął:
-Czarownica wyrzekła się krwi człowieczej!- narnijczycy krzyczeli ze szczęście. Tą wesołą chwilę przerwała ciotka:
-Mam nadzieję, że dotrzymasz obietnicy- w odpowiedzi Wielki Kot warknął groźnie. Czarownica odeszła. Wszyscy na nowo się cieszyli. Ale ja wiedziałam, że jest gdzieś haczyk. Po chwili weszłam do namiotu Aslana:
-Więc co jej obiecałeś, Aslanie?
-Tym nie musisz się przejmować, najmilsza. A teraz chodź. Czas na trening.

Władanie żywiołami szło mi coraz lepiej, jednak ja dalej ćwiczyłam. Edmund wraz z Piotrem ćwiczyli władanie mieczem, a Zuza wraz z Łusią strzelały do tarczy. W pewnym momencie przez przypadek trafiłam wodą w chłopaków. Oni wzięli mnie na ręce i wrzucili do rzeki.
-Dobra, dobra, koniec tego dobrego. Edmund, pomóż mi- brunet podał mi rękę, a ja pociągłam ją i Edek wylądował obok mnie. Teraz to ja wraz z Piotrem się śmiałam.
-Ta zniewaga krwi wymaga!- i zaczął chlapać na mnie. Byliśmy cali mokrzy. Po chwili spojrzał na mnie i już wiedziałam, o co mu chodzi. Tym razem Piotr był cały mokry, również wylądował w rzece z małą pomocą wiatru. Dołączyły do nas dziewczyny i bawiłyśmy się do nocy.

Wszyscy już śpią, jednak ja postanowiłam jeszcze potrenować. Ćwiczyłam, gdy zobaczyłam żołnierzy Jadis. Powaliłam ich na ziemię, jednak oni zaśmiali się. Pojawiło się ich więcej, otoczyli mnie. Ktoś rzucił we mnie tarczą, przewróciłam się.
-To stanie się jutrzejszej nocy! 
-Wielki zginie!
-Zostaniesz sama! 
Cały czas śmiali się. Było ich coraz więcej. Walczyłam, ale nie zabijałam. Padałam ze zmęczenia. Nagle stało się coś niezwykłego. Księżyc w pełni wyłonił się zza chmur i dodał mi sił.
Pokonałam wiele osób, i jakaś ich część uciekła. Powróciłam do namiotu. Zasnęłam na podłodze.

Dziś rozdział ma 1150 słów, więc błędy są bardzo możliwe. Jeśli jakieś znajdziecie, przepraszam bardzo. Dziękuję :)



Witamy w Narniiजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें