VII.

6.3K 351 53
                                    

Cały czas się zastanawiam, dlaczego ktoś taki jak Lena chciałby zapraszać mnie na imprezę. Nie przypominam modelki, ani z twarzy, ani z figury, nie mam bogatych rodziców (w zasadzie to w ogóle ich nie mam), nie ubieram się w drogich sklepach, tylko w ciucholandach, nie jestem charyzmatyczna, oryginalna, czy specjalnie mądra - oceny mam raczej do bólu przeciętne. Nie zdobywam odznaczeń na konkursach, nie wykazuję się na lekcjach spostrzegawczością, czy znajomością którejkolwiek z dziedzin, których się uczymy. Jedyne, co w miarę mi wychodzi, to rysowanie i pisanie. Opowiadań, wierszy. Wszystko, rzecz jasna, do szuflady. Nie przepadam za dzieleniem się swoją twórczością w jakiejkolwiek formie.

Lena zaś, z tego, co zauważyłam, otacza się raczej osobami "z wyższej półki". Osobami, które są ode mnie o wiele ciekawsze, a przynajmniej takie sprawiają wrażenie.

Nie przywykłam do tego, że ktoś daje mi zaproszenie na zabawę. Nigdy nie byłam na żadnej domówce, a to, co wiem o takich spotkaniach, znalazłam na blogach i stronach internetowych. Wnioskuję z tego tyle - alkohol, narkotyki, marihuana, bijatyki i seks. Domyślam się, że to przerysowana i podkoloryzowana wersja tego, co naprawdę dzieje się na parapetówkach, domówkach i innych takich balangach, ale mimo wszystko na pewno jest w tym jakieś ziarno prawdy.

Zaczynam poważnie zastanawiać się nad tym, czy iść na imprezę. Przecież może być całkiem nieźle, prawda? Zresztą, muszę się jakoś wyluzować po wizycie u psychiatry; w końcu nie mam pojęcia, czego się spodziewać.

- Ala? - głos babci wyrywa mnie z zamyśleń. Kobieta wchodzi do pokoju i zamyka za sobą drzwi. Spoglądam na nią.

- Tak?

- Dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blada. Jak ci się spało? - w jej tonie wyczuwam troskę i niepokój. Rutyna.

- Kiepsko, ale żyję. O której dokładnie mam wizytę u psychiatry?

- Jedenasta, ale wstaniemy przed dziesiątą, żeby być trochę wcześniej - oznajmia. - Zrobię ci śniadanie, co?

- Nie jestem głodna.

- Alicjo Julio Aleksandro - mówi karcąco. - Nawet mnie nie denerwuj. Zrobię ci rogalika z dżemem jagodowym.

- Dobrze, dobrze. Tylko żartowałam.

Babcia wychodzi z pokoju, a ja idę za nią.

W kuchni patrzę, jak krząta się między szafkami i smaruje dwie połówki rogala najpierw masłem, a potem fioletową mazią.

Kładzie jedzenie na talerzu i podaje mi go.

Zaczynam jeść, ale gdy jestem w połowie, w salonie dzwoni telefon. Babcia szybko wybiega z pomieszczenia i wtedy rodzi się okazja - chwytam rogalika w ręce i po cichu wyrzucam go do kosza. Dla niepoznaki zostawiam sobie mały kawałek, i kiedy kobieta znowu pojawia się obok mnie, "kończę" jeść.

- Dzwoniła jakaś Lena, mówiła, żebyś oddzwoniła. Smakowało ci? - pyta.

- Bardzo - kłamię, idąc z powrotem do swojego pokoju.

Zegar wybija dwunastą, gdy wykręcam numer i przykładam słuchawkę telefonu stacjonarnego do ucha. Po czterech sygnałach Lena odbiera.

- Co chciałaś? - pytam.

- Wiem, że miałaś dać mi znać jutro, ale po prostu musiałam do ciebie zadzwonić. Jak się czujesz? Wszystko dobrze?

- Tak, czemu pytasz?

Cisza. Tylko szum w słuchawce.

- To będziesz na imprezie?

- Mówiłam, że powiem ci jutro w szkole. Dlaczego pytasz, jak się czuję? O co chodzi?

- Po prostu się martwię.

- O mnie? Czemu?

Znowu cisza. Zaczyna mnie to irytować.

- Dlaczego się o mnie martwisz? No, halo?

- Po prostu jakoś gorzej wyglądasz ostatnio.

Ostatnio.

- Aha - warczę. - Miłego dnia, jestem zajęta. Pa.

- Ala, czekaj...

Rozłączam się.

𝙋𝙧𝙯𝙚𝙠𝙡𝙚𝙣́𝙨𝙩𝙬𝙖 𝙖𝙣𝙤𝙧𝙚𝙠𝙩𝙮𝙘𝙯𝙠𝙞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz