XXVI

2.8K 194 37
                                    

– I jak tam, Ala? – pyta pan Robert, gdy przychodzę do dyżurki na drugie śniadanie. Siadam na kozetce, stawiam na parapecie za sobą swój kubek z wodą mineralną i biorę jabłko z oddziałowej lodówki. Tym razem jest całkowicie zielone, nieco większe, niż ostatnio. Odczuwam niepokój, ale staram się go zignorować. W końcu miałam dać sobie pomóc, a akceptacja wielkości jabłka to pierwszy krok do sukcesu, nie? Średnie ma jakieś dziewięćdziesiąt kalorii, więc to liczy około setki, tak na oko. Nie jest źle.

– Jakoś się trzymam – stwierdzam, przymierzając się do ugryzienia owocu. Piękne, zielone jabłuszko, zdaje się do mnie uśmiechać i zachęcać, bym pochłonęła je szybko i ze smakiem. Może dali mi jakieś nowe leki? Na przykład na apetyt?

– To dobrze. Nie ćwiczysz już?

Być szczerą, czy udawać?

– Raz się zapomniałam – mówię wreszcie. – Ale to tylko jeden, jedyny raz. Wczoraj. Od tej pory nie zrobiłam już ani dwóch brzuszków!

– No, to świetnie. Zapiszę to w raporcie – mruga do mnie, uśmiechając się przyjaźnie. Odwzajemniam gest i... cholera, chyba się rumienię. Nie, nie, nie. Głupi współczulny układ nerwowy.

– Proszę pana, mogę o coś zapytać?

– Pewnie.

– Co z tym chłopakiem, którego przyjęli wczoraj wieczorem?

– Nie powinienem udzielać ci informacji na temat stanu zdrowia innych pacjentów...

– Okej, no szkoda.

– Co konkretnie chciałabyś wiedzieć?

– Za co siedzi.

– A jak myślisz? Agresja, alkoholizm, czy narkotyki?

– Wszystkie trzy?

– Bingo. Takiego intrygującego, złożonego pacjenta od dawna nie mieliśmy – podśmiewa się pielęgniarz. – Przygotuj się na to, że od tej pory na oddziale nie będzie tak miło i spokojnie, jak dotychczas. Chłopak będzie dostawał leki na uspokojenie, ale nawet one są tylko półśrodkiem. Musi przejść detoks, mieć wykonane parę niezbędnych badań, ogólnie dość sporo. No, i zapewne raczej szybko stąd nie wyjdzie.

– Narkomani długo siedzą?

– Oj, bardzo długo. Zazwyczaj są w cholernie złej kondycji psychicznej, trzeba wspomagać ich stan takimi lekami, by ich nie uzależniły, a dały zadowalający efekt. To ciężka droga. Gdy już się ustabilizują, często są przekazywani do innych ośrodków. Na przykład do lecznic nerwicowych.

– Wiele razy miał pan do czynienia z takimi ludźmi?

– Parę razy się zdarzyło. I nie wspominam tego dobrze. Dlatego ostrzegę cię, żebyś nie zbliżała się zbytnio do tego chłopaka. Może próbować tobą manipulować.

– Jasne, rozumiem.

Odnoszę kubek i w miarę dyskretnie zaglądam na korytarz. Wcale, ale to wcale nie ma kamer. Pan Robert na pewno nie widzi, że szukam tego nowego Michała-narkomana. Pewnie zaraz mnie opieprzy.

– Ala, co ty robisz? – a nie mówiłam?

– Nic? Nic, proszę pana, tylko patrzę – tłumaczę się pospiesznie i wracam do pokoju. Po chwili widzę, że Michał przechodzi obok naszej sali i patrzy przez przeszkloną część drzwi do jej wnętrza. Odnajduje mnie wzrokiem i przystaje. Cały czas mierzy mnie spojrzeniem, a ja zaczynam czuć się bardzo nieswojo. Mimo to, nie odwracam oczu i również uparcie się na niego gapię. Ma mocną szczękę i rysy twarzy, przez co wydaje się być dosyć chudy, wręcz wychudzony – powiedzieliby niektórzy; przydługawe, lekko kręcone, ciemno–brązowe włosy opadają mu na czoło. Jest przystojny, to akurat muszę przyznać. I cholernie blady. Pod dużymi oczami zauważam wyraźne cienie i wory. Na ramiona ma narzuconą szeroką, bordową bluzę, przez co nie mogę dokładnie określić, jakiej jest postury. Toczymy zażartą walkę na spojrzenia, dopóki w progu pokoju nie pojawia się pielęgniarz i nie każe Michałowi iść na salę. Chłopak posyła mi ostatnie spojrzenie, jakby rzucał wyzwanie. Które ja z przyjemnością przyjmuję.

𝙋𝙧𝙯𝙚𝙠𝙡𝙚𝙣́𝙨𝙩𝙬𝙖 𝙖𝙣𝙤𝙧𝙚𝙠𝙩𝙮𝙘𝙯𝙠𝙞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz