Prolog

3.2K 244 78
                                    

Osamotniony, pozbawiony schronienia i szczęścia. Nadal kochający, jednak nie będący kochanym. Ślepo wierzył, że wszystko ułoży się po tym, gdy jego matka spotka nowego mężczyznę, który miał zastąpić mu ojca. Który miał go nadal wychowywać i opiekować się nim, jakby byli spokrewnieni. Myślał, że w jego rodzinie normalne było karanie za błędy. Uderzenie w twarz za jedno słowo za dużo, nawet te normalne. Szarpanie za włosy, gdy wtrącał się do rozmowy, chcąc wyrazić tylko swoje zdanie. Karany cieleśnie za nieposłuszeństwo. Za głupie niepodanie kawy, za wyjście na ogródek, bez wcześniejszego poinformowania. Można by rzec, szkolony na niewolnika. Bojący się, gdy ktoś tylko unosił wyżej dłoń. Teraz błąkał się po mieście ze spuszczoną głową i wzrokiem skupionym na swoich zniszczonych adidasach, które posiadał od dwóch lat. Ich podeszwy były popękane do tego stopnia, że wejście w najpłytszą kałużę powodowało dostanie się wody do środka.

Co jakiś czas jednak się rozglądał, chcąc zorientować się, gdzie właściwie jest. Robił to, gdy w pobliżu nie było nikogo. Nie chciał czuć tych ciekawskich spojrzeń, przepełnionych współczuciem lub kpiną. Niektórzy naśmiewali się z niego w szkole za to, że miał podbite oko, rozcięty łuk brwiowy czy spuchnięty policzek. Był obiektem kpin i uważano go za osobę, która nie potrafi się obronić. Wszyscy uważali, że to któryś z rówieśników doprowadził go do takiego stanu, jednak nikomu nie przeszło nawet przez myśl, że to był jego kat, z którym musiał mieszkać pod jednym dachem - jego ojczym.

Niebo zmieniło swój kolor, sprawiając, że wszystko na ziemi przybierało granatową barwę. Jedynie lampy psuły ten wspaniały obraz, jednak z każdym jego krokiem miał wrażenie, że jest ich coraz mniej. Oddalał się od miasta, mijał kolejne budynki, patrząc, jak daleko położone są od siebie. Nie wiedział już nawet, gdzie jest. W pewnym momencie straciło to dla niego znaczenie. Jakby zdał sobie sprawę, że i tak nikt do niego nie zadzwoni, by zapytać, gdzie się znajduje, jak się czuje i czy czegoś potrzebuje. On chciał usłyszeć tylko jedno słowo, nieważne od kogo. Po prostu chciał je usłyszeć za te wszystkie krzywdy, które go spotkały. Tylko jedno słowo - przepraszam. Wybaczyłby wszystko bez zbędnych pytań. Wtuliłby się nawet w pierś swojej matki, która była świadkiem jego "szkolenia", lecz nie ruszyła nawet palcem. Jakby poczucie winy i strach nie pozwalały jej się odezwać, oplatając jej szyję sznurem stworzonym z łez jej własnego syna.

Chłopiec nie zauważył nawet, że po jego policzkach ponownie płynęły łzy. Łzy, które jako jedyne go nie opuściły, które jako jedyne dawały mu ciepło. Miał wrażenie, że jego smutek już wylewał się przez oczy. Choć może był to strach? Temperatura wciąż spadała, a on odziany był jedynie w bluzę, cienką koszulkę na krótki rękaw oraz zwykłe jeansy. Wątpił w to, że dotrwa do rana, że po zamknięciu oczu, ponownie je otworzy. Tracił nadzieję na to, że jednak przetrwa.

Jego myśli zostały przerwane przez głośne śmiechy i krzyk kobiety, która po chwili zaczęła prosić o wolność. Zaciekawiony nastolatek poszedł w tamtym kierunku. Widział dwóch roześmianych mężczyzn, którzy dobierali się do młodej brunetki, ledwo łapiącej oddech przez łzy i strach, który sprawiał, że jej ciało drżało, a kolana same się uginały. Jimin zacisnął dłonie i postanowił pomóc ofiarze, uważając, że i tak nie ma nic do stracenia. Zdawał sobie sprawę, że mogą go zabić, choć dla niego wydawało się to lepszą opcją niż dalsze błąkanie się po obcych terenach.

— Dobrze się panowie bawią? — powiedział, by zwrócić na siebie uwagę nieznajomych. Schował dłonie do kieszeni, idąc w kierunku mężczyzn.

— Znakomicie, więc nie przeszkadzaj nam dzieciaku i stąd spadaj — warknął jeden z nich i kontynuował rozbieranie kobiety.

— Tej pani chyba niezbyt się to podoba — zauważył, łapiąc nadgarstek mężczyźnie ubranemu na czarno, by przestał pozbawiać brunetki jej odzienia. — Więc ją zostaw. — te słowa powiedział poważniej, ostrzej. Jakby nie chciał pokazać, że strach powoli paraliżował jego ciało.

Nieznajomy spojrzał na niego, a kobieta wykorzystała okazję i uciekła. Jednak żaden z napastników nie próbował jej dogonić. Obydwoje skupieni byli na nastolatku, który wyczuł od nich alkohol. Żałował, że nie mógł dostrzec twarzy niedoszłych gwałcicieli. Chociaż sekunda by wystarczyła z jego pamięcią, która uznawana była za ponad przeciętną. Jednak cień okrywał całe ciała dorosłych.

— Kim, zabawka nam spieprzyła — odezwał się mężczyzna, który stał dalej od nich, podpierając się o drzewo.

— Trudno. Tutaj mamy nową. — po tonie głosu Park miał wrażenie, że jego wcześniejszy rozmówca się uśmiechnął.

Przełknął nerwowo ślinę, będąc gotowym do obrony lub ucieczki, jednak silne i niespodziewane uderzenie w brzuch sprawiło, że zgiął się w pół, zaraz opadając na liście, które zakrywały trawę. Czuł, jak ból promieniował od pępka do płuc, lecz z każą chwilą jakby coraz bardziej ogarniał podbrzusze. Kolejne uderzenie, tym razem w twarz, które całkowicie miało powalić go na ziemię i uniemożliwić ucieczkę. Czuł, jak krew zaczęła spływać z nosa do ust. Łzy powoli wypełniały jego oczy, jeszcze bardziej ograniczając widok. Jednak mimo bólu szarpał się, gdy mężczyzna, który go uderzył, zaczął ściągać mu spodnie. Przez strach, ból powoli przestawał mieć znaczenie. Krzyczał, obrażał, by później przepraszać i błagać o spokój. Niestety, nie słuchali tego. Gdy już pozbawiony został spodni wraz z bielizną, podszedł drugi z nich, śmiejąc się głośno. Jimin wiedział, że tego śmiechu długo nie zapomni.

***

W końcu został sam. Wykorzystany, brudny, zapłakany. Pozbawiony godności leżał na ziemi, pusto patrząc przed siebie. Czuł wciąż te dłonie, które błądziły po jego ciele. Które dotykały go w miejsca, w które nie powinny. Słyszał te śmiechy, obraźliwe słowa, głosy pełne satysfakcji.

Zostawiony na pastwę losu, na pewną śmierć. Porzucony z ranami na całym ciele, nie mający wystarczająco dużo siły, by wstać. Powoli zamykał oczy, mając nadzieję, że więcej ich nie otworzy. Wszystkie chęci do życia go opuściły, nie zostawiając po sobie śladu. Był bliski omdlenia lub zwykłego zaśnięcia, nie wiedział dokładnie. Jednak zanim jego powieki opadły, zauważył ostrze, które odbiło światło, rzucone przez przejeżdżający samochód. Powoli usiadł, co było dla niego nadludzkim wysiłkiem. Niepewnie chwycił rękojeść dość dużego noża, który splamiony był jego krwią. Wtedy chęci do życia zastąpiła chęć zemsty. Momentalnie jego ciało ogarnęła złość. Czysta nienawiść płynęła w jego żyłach. Było jej tak dużo, że zaczął drżeć.

Ubrał się, starając się nie robić zbyt gwałtownych i szybkich ruchów, wziął nóż i podszedł do drogi, podpierając się o każde drzewo. Czekał, aż ktoś zwróci na niego uwagę, zmartwi się. Zawiezie go do szpitala i pozwoli pozbyć się tych osób, które zabrały jego czystość. Przysiągł sobie, że wróci do tego lasku, gdzie, jak dowiedział się później od pewnej pani, często znajdywano zgwałcone kobiety i zabije każdego, kto będzie chciał dokonać tego czynu. Pomści każdą z ofiar, odbierając życie głupcom, którzy postanowili pobawić się w koszmar, kata. Którzy kochają niszczyć innym życie.

Jednak dalej pozostanie niewinny. Nadal w świetle dziennym będzie niewinnym nastolatkiem, który stał się ofiarą gwałtu. Stanie się wręcz niewinnym zabójcą.

###

Kolejne opowiadanie, tym razem podchodzące pod kryminał. Jakby ktoś dziwił się zachowaniom napastników:
Osoby różnie reagują na alkohol. Ci mężczyźni byli podnieceni, mieli ochotę się zabawić, ale nie byli agresywni pod tym względem, by kogoś bić do nieprzytomności. Troszkę trudno to wyjaśnić, ale mam nadzieję, że wszyscy zrozumieli, o co chodzi.

Innocent Killer ⚛ j.jk+p.jmWhere stories live. Discover now