Rozdział LXI

1.3K 130 59
                                    


Gryfonka właśnie schodziła do Pokoju Wspólnego, gdy zobaczyła jej przyjaciela wchodzącego doń z zewnątrz. Szedł powoli, jego włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj, a wzrok niemrawo lustrował otoczenie.

Podeszła do niego i zagadnęła.

– Cześć, Harry.

– Cześć Ginny.

Popatrzyli na siebie.

– Czy tym razem zechciałbyś pójść ze mną na szybką przekąskę przed egzaminem? – rzekła dziewczyna i wolno ruszyła w kierunku przejścia.

– Och, tak chętnie – mruknął gryfon i podążył za nią.

Brunet starał się nadążyć za koleżanką, lecz wiele części ciała bolało go po nocy spędzonej w niewygodnej pozycji. Czy było warto? Nie planował tego, co się stało, ale przecież nie zrobił nic zakazanego, poza oczywiście wałęsaniem się o późnej porze wieczornej.

Dogonił ją dopiero przy ostatnich schodach prowadzących już bezpośrednio ku Wielkiej Sali. Dziewczyna jednak nie skręciła w prawo, tylko w lewo, na półpiętro pod poziomem parteru, z którego można było dostać się do lochów. Teraz rozstawione były tam stoły z kanapkami i owocami, a nieliczni uczniowie krzątali się w pobliżu, nakładając na talerze przekąski, by posilić się przed wysiłkiem umysłowym. Para gryfonów również poszła w ich ślady. Chłopak ruszył nałożyć im obu kanapki, a dziewczyna sięgnęła po szklanki, by napełnić je sokiem dyniowym. Uważny obserwator mógłby dostrzec, że do szklanki Pottera, oprócz pomarańczowego płynu, trafiła też zawartość fiolki, którą rudowłosa wyciągnęła z kieszeni swej szaty.

Gdy już zjedli kilka kanapek i popili sokiem, stanęli z boku i zaczęli rozmowę.

– No tak. Zapomniałem, że podczas egzaminów to tutaj można coś zjeść – odparł Harry.

– Całe szczęście, że całkiem sporo tu miejsca; blisko kuchni, a dzięki temu Wielka Sala może od początku być przygotowywana.

Chłopak spojrzał na wielki zegar stojący przy ścianie, między stołem z jadłem na zimno a rządami ławek.

– Za kwadrans siódma – zauważył – Może pójdziemy już pod drzwi?

Ginny przytaknęła i obaj ruszyli. Po chwili przystanęli przed zamkniętymi wrotami.

– Już tutaj, za pół godziny, będę musiała zmierzyć się z pierwszym w moim życiu SUMem – westchnęła.

– Na pewno znakomicie sobie poradzisz, jak ze wszystkim – powiedział wolno gryfon.

Nagle zamilkli, każde myśląc o swoich sprawach. Myśli rudej ciągle kierowały ją ku stojącemu obok chłopakowi, lecz na pierwszy plan wychodził stres przedegzaminowy. Trochę mdliło ją, prawdopodobnie dlatego, że nie wiedziała dokładnie, czego się spodziewać po drugiej stronie. Te egzaminy mogły zarówno pomóc jej zrealizować pragnienia realizowania się w tym samym zawodzie, który wymarzył sobie starszy od niej o rok brunet.

On za to zmagał się z innymi problemami. Jego głowę zaprzątały myśli pełne strachu przed samotnością. Zdawał sobie sprawę, że ten tydzień będzie musiał spędzić głównie w swojej obecności. Oczywiście była Ginny, ale nie mogła ona zastąpić pary dwóch równych mu wiekiem przyjaciół. Hermiona, była pewnie teraz z rodzicami, a Ron? Chłopaka bardzo interesowało, czemu ten nadal nie nawiązał żadnego kontaktu. Czy postanowił się wypiąć na wszystkie sprawy związane z pokonaniem Voldemorta? A może to jego rodzice zastosowali taką żelazną kurtynę informacyjną, by ten nie mógł kontaktować się ze światem zewnętrznym? Rudzielec na pewno mógłby w jakiś sprytny sposób to obejść, ale zdawał się być z tego gatunku ludzi, którzy nie nadużywają możliwości swojego mózgu bez potrzeby.

Po chwili wrota rozwarły się, by egzaminowani mogli już zająć miejsca. Na pożegnanie Ginny rzuciła się Harry'emu na szyję i pragnąc ucałować go w usta na pożegnanie, lecz zręcznie uchylił się i poklepał dziewczynę po głowie, mówiąc:

– No no, wszystko będzie dobrze, powodzenia i do zobaczenia.

Ta spojrzała na niego dziwnym wzrokiem i bez słowa weszła do sali.

***

Szczęście me | Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz