Rozdział LXXXVIII

812 70 3
                                    


Dłuższa chwila, spożytkowana na dojście do gabinetu dyrektora, minęła wszystkim w ciszy. Pierwsza korytarze przemierzała Minerwa – idąc dostojnym krokiem przewodziła grupce. Tuż za nią niepewnym krokiem człapał Harry – pogrążony w myślach nie zwracał uwagi na otaczającą go rzeczywistość. Zbyt bolesna strata właśnie go dotknęła; czymże były małe problemy, gdy tu dzieje się taka tragedia?

Na ostatku dreptał Draco. Już nawet nie udawał, że zależy mu na czymś. Wciąż czuł się osłabiony, mimo że minęło już trochę czasu od wybudzenia. Odczuwał ogóle osłabienie organizmu, więc najchętniej położyłby się z powrotem do twardego szpitalnego łóżka, nawet pomimo hordy Weasleyów lamentujących tu obok. A tak musiał wlec się po korytarzu.

Wreszcie dotarli na miejsce. Nauczycielka mruknęła coś do posągu, a ten odskoczył, robiąc im miejsce do wejścia na schody. Wszyscy troje weszli na stopnie i odczekali chwilę, aż te zawiodą ich na górę.

– Siadajcie proszę – powiedziała czarownica i wskazała im wolne krzesła.

Usiedli. Harry niemal natychmiast, lecz potem zamiast spojrzeć przed siebie, zerknął w bok; na okno. Słońce już powoli zbliżało się ku horyzontowi. Krajobraz właśnie zyskiwał tę złotą barwę; w której kąpie się świat tuż przed zmrokiem. Szkoda tylko, że ludzie tak często nie doceniają tej pory dnia, kiedy to prawdziwe piękno natury wychodzi spod okrycia blasku promieni. No cóż, niektórzy widzą tylko czubek własnego nosa.

– Panie Malfoy, panie Potter... Panie Potter! – zaczęła nauczycielka, zwracając się powtórnie do jej ucznia, który i może fizycznie znajdował się w tym samym miejscu, co ona, lecz na pewno nie mentalnie.

– O, pani pro... pani dyrektor – odparł nieco zdezorientowany chłopak, wyrywając się nagle z zadumy – Przepraszam, już słucham

– Pozostaje pewna kwestia, którą niechybnie trzeba omówić – kontynuowała powoli, starannie dobierając słowa – Wiem, straciliście bliską sobie osobę, ale... – przerwała w tym momencie, słysząc prychnięcie, które wymsknęło się ślizgonowi.

– Mógłbyś się okazać chociaż odrobinę kultury w takiej chwili – powiedział gryfon, dusząc w sobie ostrzejsze słowa, nie chcąc rozpoczynać konfliktu w obliczu takiej chwili.

Blondyn już miał się odgryźć, ale nauczycielka spojrzała na niego wymownie, więc ostatkiem sił pohamował ripostę.

– Myślę nie tylko o odejściu... mojego ucznia, panie Malfoy – zauważyła kobieta, zawieszając na chwilę głos – O ile wiem, na dobre stracił pan kontakt z rodziną. A na pewno z matką.

Dracona zamurowało. W końcu nie minęło wiele czasu, odkąd wydobrzał, ale nie zdążył jeszcze dobrze sobie tego przemyśleć. W końcu jego własna matka wyrzekła się go, chociaż kiedyś przysięgała, że bez względu na wszystko relacje miedzy nimi zawsze pozostaną takie same.

– Przechodząc do meritum – kontynuowała niezrażona – Jak się pewnie domyślacie, czas waszego pobytu w szkole dobiega końca.

– Słucham? – wyrwało się Harry'emu.

– Tak jak mówię. Za kilka dni kończą się egzaminy i szkoła opustoszeje. Wtedy i wy będziecie musieli ją opuścić.

Zapadło krótkie milczenie. Chłopacy analizowali właśnie, na jakie koleje losu przyjdzie im natrafić tym razem.

– Wiem, Potter, że dyrektor... zlecił ci zadanie do wykonania – rzekła kobieta, zerkając niepewnie na blondyna – Nie wnikam już w jego istotę, ale domyślam, że będziesz dosyć zajęty.

– Tak. Raczej tak.

– Uznałam... uznaliśmy więc, że przy twojej aprobacie pan Malfoy mógłby tymczasowo zamieszkać przy Grimmauld Place 12 do czasu, aż nie znajdzie się lepsze miejsce. Na razie to kryjówka idealna – na dom nałożone jest Zaklęcie Fideliusa, zawsze jakiś... auror będzie na miejscu. Co o tym myślisz, chłopcze?

Chłopak podumał przez chwilę. W końcu sam miał plan tam przebywać, najpewniej z Hermioną to tam będą wyszukiwać kolejne cele. A ten ślizgon już i tak sporo wie, to jego pomoc może być przydatna.

– Oczywiście, pani dyrektor – odparł – To na pewno będzie dobre rozwiązanie.

***

Szczęście me | Harry PotterNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ