Rozdział XCIII

803 64 19
                                    


Dormitorium męskiej części uczniów piątego roku w Wieży Gryffindoru było niemal opustoszałe. Niemal, bo spośród wszystkich prycz wszystkie oprócz jednego były wolne. To pojedyncze łóżko jednak zajęte było przez jednostkę, która już tyle zdziałała dla czarodziejskiego świata Wielkiej Brytanii, a przed którą jawiły się jeszcze ogromne możliwości.

Wszystkie kotary były zasłonięte, jednak w pomieszczeniu panował półmrok. Słońce wzeszło ponad horyzont już jakiś czas temu i teraz z uporem usiłowało zaznaczyć swą obecność w tym miejscu. I udało się – minęło zaledwie kilka minut, a młody wybawiciel świata magicznego zaczął się poruszać. Najpierw otworzył jedno oko i leniwie zlustrował swoje otoczenie. Z nadmiaru ostatnich wrażeń był trochę oszołomiony i starał się ustalić, gdzie i kiedy się obecnie znajduje. Powiódł spojrzeniem po otoczeniu; ujrzał tylko niewyraźne kontury, ale to mu wystarczyło. Rozpoznał w nich baldachim nad swoim hogwardzkim łożem. To wystarczyło, by otworzyć drugą powiekę i wyrwać się z w końcu z objęć tego mitycznego Morfeusza, który toczył zażartą, aczkolwiek nierówną walkę, usiłując wywołać syndrom „poleżenia jeszcze chwilkę".

Chłopak usiadł i na szybko rozpoczął remanent swoich wspomnień. Rona już nie ma z nimi, ale pojawiła się Hermiona. Ginny nadal blisko przy nim, ale chwilowo niedostępna. Chociaż to on raczej zgrywał przez ostatni czas niedostępnego; odrzucał jej mniej lub bardziej natarczywe zaloty. Nie miał wyjścia – zbyt dużo niebezpieczeństw czaiło się, a nie mógł pozwolić, by miała narażać się, zwłaszcza przy szukaniu hokruksów. Tak naprawdę jednak to wiedział, że każda pomoc mogła tutaj się przydać, jednak w tej roli Hermiona będzie idealna. A rodzina Weasleyów, no cóż, na razie przynajmniej jej najmłodsza część, nie przejawiała jakichś wybitnych zdolności umysłowych.

Rona nie mógł odrzucić. Jego wieloletni przyjaciel musiał towarzyszyć mu przy horkruksach, inaczej kto wie, jak by się zachował. Wystarczy przypomnieć, co odwaliło mu przy okazji Turnieju Trójmagicznego, kiedy ubzdurał sobie, że jego Poterowy przyjaciel zgłosił się sam na tę samobójczą misję i przez pół roku zerwał z nim wszelkie kontakty. Szczęście w nieszczęściu – problem sam się rozwiązał.

A Ginny. Ginny, ech. Trzeba oddać, że co wyczyniała z drążkiem miotły, to jego. Jakie akrobacje na nim wyprawiała, co niejednokrotnie uratowało tyłek drużynie. No ale trzeba przyznać – jak umiejętność gry w qiudditcha mogła przydać się przy ściganiu Voldemorta? Nie pozostało mu tylko, jak tymczasowo odrzucić jej uczucie, by nie przeszkadzała mu w spełnianiu celów zadania. A co będzie po wojnie, czas pokaże.

A, no i jeszcze pewna kwestia koloru blond. Dziwił się, że decydenci ustalili, że Malfoy razem z nim ma zamieszkać przy Grimmauld Place 12. Miał nadzieję jednak, że było to spowodowane potrzebą czasu na przygotowanie nowego lokum i zostanie wreszcie sam na sam z Hermioną w domu swojego chrzestnego, by w samotności analizować dane potrzebne na namierzenie cząstek duszy Tego, Którego Imienia Nie Wolno wymawiać.

Harry otrząsnął się z rozmyślań. Chyba za bardzo nakręcił się, snując te przypuszczenia, bo jedna z części ciała dosyć mu stwardniała. Czuł mianowicie mocno napięty mięsień w swojej łydce, bo noga podczas snu ułożona była w dosyć dziwnej pozycji i teraz nadchodził efekt w postaci skurczu.

No nic. Trzeba jak najszybciej doprowadzić się do jakiego takiego stanu i porozmawiać z przyjaciółką.

***

Szczęście me | Harry PotterWo Geschichten leben. Entdecke jetzt