Rozdział 4

1.9K 60 4
                                    

Rano znalazłam list. Adresat miał bardzo staranne, nienaganne
i wysublimowane pismo. „Proszę przeczytaj- Twój Eric" widniało na papierze.

Ręka mi zadrżała, nie wiedziałam czy chcę to w ogóle otwierać ale drugiej strony ciekawość bardzo pchała mnie do otwarcia i w końcu wygrała, bo chwilę później rozrywałam kopertę. W środku widniało to samo piękne pismo. Szkoda, że ja tak bazgrzę, trzeba przyznać, że takie kaligraficzne pismo to naprawdę coś niezwykłego.

„Droga Caroline, Najdroższa,

Nie chciałem cię wczoraj przestraszyć, lekarz mówi, że nie możesz się denerwować, bo to może źle wpływać na twój stan. Na twoją pamięć konkretniej ujmując. A twojej pamięci, twoich utraconych wspomnień pragnę jak niczego innego na świecie. Nieistotne.

Chciałem tylko wyjaśnić, że nie zamierzałem nikogo skrzywdzić. Wampiry gdy są zdenerwowane wysuwają kły. Nie panujemy nad tym tak do końca. To tak jak nieświadome zaciskanie pięści w złości. Oczywiście wysuwamy kły kiedy chcemy ale zdarzają się sytuacje, że tego nie kontrolujemy. Nie wierzę, że pisze wyjaśnienia, nigdy nie musiałem ci się tłumaczyć, zawsze wszystko rozumiałaś, ufałaś mi od początku. Teraz jest inaczej ale nie ciesz się- niedługo i tak będziesz moja. Twój oddany groźnie wyglądający ale łagodny jak baranek Eric"

Złapałam głęboki oddech i upuściłam delikatnie list na kołdrę. Wszystkie jego słowa przewijały się w mojej głowie, jedne myśli biły się z drugimi. Zrodziło się tyle pytań. Czemu nie jestem z Gabrielem? Jak to się stało, że pokochałam kogoś, kogo nienawidziłam najbardziej na świecie? Kogoś, kim gardziłam, bałam się. Potępiałam Sookie za wybór partnera. Czemu mama opowiedziała mi i Michelle zupełnie dwie różne historie? Czemu nie miałam kontaktu z siostrą. Czemu się wyprowadziłam na ponad 4 lata zaledwie 60 km od domu a w ogóle nie odwiedzałam rodziny?
Co robiłam? I czy byłam szczęśliwa? Z tym wampirem?

Nic nie rozumiem. Moje rozmyślania przerwała moja siostra, która wpadła do pokoju szczebiocząc wesoło coś pod nosem. Przyniosła mi tuzin białych róż w szklanym wazonem wypełnionym wodą.

- Naprawdę?- zadrwiłam z niej trochę- przyczołgałaś wazon z wodą?

- Tak, wiozłam autem wazon z wodą. Oj Caroline- zachichotała i pokiwała głową.

- Wodę nalałam w łazience, to takie miejsce gdzie można załatwić potrzeby fizjologiczne i umyć się. Może to też zapomniałaś. Ponownie się zaśmiała. Odwzajemniłam jej uśmiech. Obserwowałam ją jak przekładała torbę przez głowę, jej złociste włosy falowały wprawione w ruch przez jej sprawne ręce. Po chwili siedziała obok mojego łóżka i trzymała mnie za rękę.

Była bardzo piękną kobietą. Blond długie włosy, zielone bystre oczy, piękne pełne różowe usta, figura modelki i uśmiech księżniczki. Dopiero teraz dostrzegłam,
że wyglądała jakoś inaczej, dojrzalej, jakby rzeczywiście minęło kilka lat od naszego spotkania. Była bardzo podobno do matki, nie dziwię się, że miały zawsze lepszy kontakt. Były do siebie podobne pod względem wizualnym ale i też charakterem. Obie uparte, obie inteligentne, ambitne. Nie to co ja, szara myszka, z której matka chciała zrobić gwiazdę. Ale byłam za bardzo podobna do ojca, nie miałam tej lekkości, swobody. Przynajmniej tak twierdziła nasza matka, gdyż ojciec zostawił nas gdy byłyśmy małe. Michelle zawsze była numerem jeden.

- Jak się czujesz?- zapytała z wyraźną troską w głosie.

- Dziękuję, coraz lepiej. Głowa niestety pobolewa ale jest dużo lepiej.

- Co to?- Złapała liścik, nie zdążyłam go przechwycić, gdyż Michelle energiczne stanęła na równe nogi i zaczęła go ekspresowo czytać.

Małżeństwo z wampirem ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now