Rozdział 11

2.4K 49 8
                                    

/////////////////Rozdział zawiera scenę 18+\\\\\\\\\\\\\\\\\\

Gdy obudziłam się rano rudzik znów przywitał mnie swoim pięknem śpiewem, uśmiechnęłam się do niego błogo się wyciągając. Czułam się znakomicie, zero bólu, l zero siniaków, czułam, że mogłabym góry przenosić, tyle energii i werwy dała mi krew Erica. Wstałam zuchwale z łóżka, by powitać nowy dzień, rudzik skakał na gałęzi dotykającej okno i wpatrywał się we mnie tymi małymi czarnymi oczkami. Był śliczny, sięgnęłam ostrożnie po telefon i z niebywałą powolnością godną żółwia cyknęłam mu trzy zdjęcia zanim odfrunął. Na szczęście udało mi się uchwycić jego piękno. W telefonie przejrzałam zdjęcia z wypadu za miasto z Gabrielem, miałam pokazać te zdjęcia Ericowi ale kompletnie o nich zapomniałam, zrobię to dziś jeśli będę miała okazję. Eric! Och Eric.... jaki on był.... niesamowity. Zaczęłam się zastanawiać czy Gabriel był moim pierwszym czy Eric, z moich wspomnień nie przypominam sobie bym z Gabrielem robiła coś oprócz dotykania i całowania, a Eric... Eric był bezwstydny, zachłanny, niecierpliwy. Na samą myśl jest mi gorąco. Co ja zrobiłam? Poszłam z nim do łóżka po tak krótkiej znajomości.

„Jest twoim mężem, więc to żadna ujma" mój rozum jak zawsze był w gotowości, ale nie byłam do końca przekonana, czy to ma mnie usprawiedliwiać?

Wciągnęłam dresy i sportową bluzkę, miałam tyle energii, że musiałam ją spożytkować, wyszłam z domu i pobiegłam wprost przed siebie, okolica była przepiękna, gdzieniegdzie stały domy z wystawnymi ogrodami, w dalszej części panoszył się piękny las, nieopodal rozpościerały się wielkie pola, zielone, złote. Mieszkaliśmy na jakimś odludziu, ale na całe szczęście byli gdzieś w tym wszystkim ludzie. Jacyś. Chociaż znałam tylko Deana. Stwierdziłam, że w drodze powrotnej mogę do niego zawitać, podziękować za wczorajszy dzień. Słuchając ostrej żywiołowej muzyki biegłam ile sił w nogach, w ogóle nie czułam zmęczenia. Czułam się naładowana nieznaną dotychczas mi mocą, czułam, że mogę osiągnąć wszystko. Wracając tą samą drogą pobiegłam w stronę domu Deana i nieśmiało weszłam na jego posesję, podeszłam do drzwi i zapukałam cicho. Zero odzewu, chyba jednak moje pukanie jest zbyt lekkie, a on jest przecież już staruszkiem, więc słuch też nie najlepszy. Zapukałam tym razem głośno i dosadniej i czkałam. Już miałam odejść gdy drzwi otworzyły się z cichym szczękiem.

- Caroline?- Dean był tak samo zaskoczony moją wizytą co i ja. Było to spontaniczne spotkanie, przecież nawet nie planowałam, że go odwiedzę.

- Biegałaś? -zapytał przerażony.

- O boże wejdź, coś ty sobie myślała!- Nakrzyczał na mnie a ja poczułam się jak małe dziecko karcone przez rodzica.

Poszedł do kuchni a ja weszłam za nim bojąc się jego wzroku.

- Usiądź i napij się wody- usiadłam na wskazanym miejscu i upiłam łyk wody, którą mi podał. Dean złapał mnie agresywnie za rękę, niemalże wypuściłam przez to szklankę z wodą.

- Co się stało z twoimi siniakami?

- Twoje, oczy, twoja cera. - wyszeptał.

- Rozumiem- odrzekł puszczając moją rękę a mi się zrobiło cholernie wstyd. Jak mogłam do niego przyjść dzień po tym jak piłam krew Erica i w dodatku pozwoliłam mu pić swoją. O boże mam nadzieję, że nie mam śladu na szyi.

- Tak, wiem- zaczęłam nieśmiało, chciałam się wytłumaczyć ale co mu miałam powiedzieć? Sama nie znałam odpowiedzi, po prostu to stało się tak szybko.

- Nie musisz mi się tłumaczyć Caroline, to, że jestem stary to nie oznacza, że jestem bardzo konserwatywny i staromodny. Jeśli robisz to z miłości to nie jest nic złego, nie popijasz chyba krwi obcych wampirów?- zapytał kpiąco.

Małżeństwo z wampirem ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now