#4. abduction

9K 408 24
                                    

Wróciłam do domu pobudzona. Cieszyłam się gdy ojca nie było w domu, często wyjeżdżał w delegacje przez co mogłam robić co dusza zapragnie. Zrzuciłam z siebie ciężką czarną bluzę razem z bluzką, zostając w okręconym lekko już zżółkłym bandażu. Nigdy nie nosiłam biustonosza, nie miałam takiej potrzeby. Moje piersi były małe. Chciałabym by znikły, tak samo jak duchy, które krążą ciągle wokół mnie szukając ukojenia. Ja tego nie chciałam. Właściwie to niczego nie szukałam, ani nie szukam. Moje myśli zajmują tylko rzeczy jakie lubię zajmuję się i spełniam. 

Mulistym krokiem podeszłam do okna. Przekładając prawą nogę i trzymając się klamki weszłam na parapet. Uważnie obserwowałam słonce, które starannie próbowało przebić się przez moją twarz . Ale kiedyś słońce zawiedzie. Nie będzie na co patrzeć. Ludzie będą uciekać nie chcąc zostać sparzonymi, a tym bardziej przypalanym żywym ogniem. Czy jestem dziwna mówiąc, że ja chciała bym być takim człowiekiem? Zostać przypalanym świeżym słońcem. 

Zeskoczyłam z parapetu nie zważając na zdrętwiałe nogi. Podeszłam do szafki i wyjęłam z niej pierwszą lepszą książkę. O moje palce ocierała się struktura pergaminu. Lecz gdy do moich nozdrzy dotarł jego zapach z całych sił rozdarłam ją na pół wywołując rozsypanie się kartek po całym pomieszczeniu. Wróciłam wzrokiem do małego pudełeczka znajdującego się po drugiej stronie pokoju w kącie. Nie minęła sekunda, a ja z chytrym uśmiechem wpatrywałam się w srebrne narzędzie moich tortur w bladych palcach. Co jakiś czas opuszki zasmakowały smaku ostrza. Zazdrościłam im. 

Przeklęłam słysząc dzwonek do drzwi. W tak ważnym momencie ktoś musiał się napatoczyć. Jakiś marny człowiek. Bez zasad i zakazów, iż nie wolno mi nigdy przeszkadzać. Byłam pewna, że moje oczy zrobiły się czarne, a z moich nozdrzy dla mnie nie widoczne zaczęły wydobywać się czarne smugi dymu. 

- W takiej chwili nie wolno mi przeszkadzać. - powiedziałam ostro gdy usłyszałam, że nieznajomy zaczął aż się dobijać do drzwi. Ciągle ignorując nędznego osobnika ziemi podążyłam, by zakluczyć wejście do mojego pokoju. Następnie podgłosiłam muzykę jak najbardziej się dało, po czym usiadłam na podłodze.

Spojrzałam na popękany sufit śledząc jego drogę. Czasami nuciłam teks piosenki, jednak nie słyszałam nic oprócz własnych nieprzewidzianych myśli. Myślałam, że skończę inaczej. Jako księżniczka czy piosenkarka. Czas by zabrała mnie śmierć, która czeka na mnie od kiedy się urodziłam. Zawsze czyha na mnie za ścianą. Nigdy nie daje mi spokoju.

Nagle miałam wrażenie, że ziemia się zatrzęsła. Od razu pomyślałam, że to mój czas, ziemia rozstępia się pode mną bym znikła z tego świata. Ale przecież nic nie zrobiłam, nie zdążyłam. Zamglonym wzrokiem rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zmarszczyłam brwi widząc wyważone drzwi i rozmazaną barczystą postać. Zmrużyłam oczy i zobaczyłam tego samego gbura. 

- Co tu robisz?- spytałam powracając wzrokiem na sufit. Nie obchodziło mnie jak się tu znalazł. I tak za chwilę mnie nie będzie.

- A co ty robisz?- zagrzmiał jego poważny głos. Nie odzywałam się, nie rozumiałam dlaczego przyszedł. Do mnie. Do dziewczyny której w ogóle nie znał. Poczułam mocne trzęsienie ramionami dlatego spojrzałam nie niego wrogo. Ponownie ignorując chłopaka przymknęłam oczy. Nagle poczułam coś zimnego na nadgarstkach. Spojrzałam zdezorientowana na dłonie i zdusiłam w sobie krzyk, gdy zobaczyłam kajdanki. Wciągnęłam głęboko powietrze.

- Masz to zdjąć. - zażądałam - Natychmiast. - brunet spojrzał na mnie lekceważąco i złapał mnie w talii żeby po chwili niosąc mnie na ramieniu. Krzyczałam i biłam go, by ekspresowo mnie puścił. To nie to samo co na dennym lunchu w szkole. Tu mam kajdanki i zostaje wyniesiona ze swojego własnego domu. 

- Puszczaj psycholu!- krzyknęłam, gdy siłą włożył mnie do samochodu

-Uważaj na słowa kochanie. - pogłaskał mnie po głowie. Jak psa! Prawdziwe zwierze.

- P u s z c z a j nie rozumiesz? A może jesteś głuchy?- spytałam lekceważąco kontynuując szarpanie.

- Przepraszam skarbie.

Nagle poczułam ukłucie w szyje. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Wzrok stał się rozmazany i zamglony. Przed oczami zaczęło mi się robić czarno, aż w końcu ciemność pochłonęła mnie całą.

Uniosłam powoli powieki czując rozrywający mnie ból głowy. Przeraziłam się gdy zobaczyłam tą samą sypialnie co we śnie. Wszystko było tak samo. Łóżko, meble, kolor ścian a nawet ten sam cholerny baldachim. Jakby zapominając o bólu usiadłam szybko do siadu, przez co moja głowa pulsowała i to mocno. Zacisnęłam powieki i stanęłam na zimnych panelach. Próbując nie upaść czasami podpierając się meblami stawiałam powoli stopy w kierunku wielkich dębowych drzwi. Niestety przez moją nieuwagę upadłam podpierając się rękami przez co syknęłam. Uniosłam głowę słysząc otwieranie drzwi. Moje oczy od razu powędrowały do góry i odetchnęłam z ulgą widząc zamiast tego potwora, rudą dziewczynę.

Po figurze było można poznać, że jest kilka lat starsza, ale jej okrągła twarz wyglądała na dziecinną cała w piegach. Jej włosy były mocno kręcone w kolorze soczystej pomarańczy. Zrobiłam zniesmaczoną minę gdy zauważyłam, że ma na sobie ciemno zielona rozkloszowaną sukienkę. Zmarszczyłam brwi widząc jej przestraszone i pragnące wolności oczy. 

- Luno wybacz powinnaś leżeć. - powiedziała. 

- Nie jestem Luna. - zauważyłam podnosząc się. Teraz widać było jaka niska była.

Kobieta postawiła tacę z jeszcze parującym jedzeniem na stole podchodząc do mnie powoli. Odsunęłam się na co ona stanęła.

- Luno musisz się położyć. - powtórzyła się.

- Ile można tłumaczyć - podniosłam ręce i dopiero wtedy widziałam, że nie mam kajdanek. Zostały tylko czerwone ślady. - Idę do domu.

- Nie możesz nas zostawić. Bez ciebie będziemy słabi. - powiedziała ze łzami w oczach na co zmarszczyłam brwi. Kogo zostawić?

- Co ty pieprzysz?- warknęłam. Powoli traciłam cierpliwość do tej dziewuchy.

W tej samej chwili wszedł chłopak. Nadal nie znałam jego imienia i nie zamierzałam. Przeskanował mnie całą, a następnie szybkim okiem rzucił na rudą i znowu na mnie.

- Beth idź już - powiedział nie odrywając ode mnie wzroku.

Tak zwana Beth skłoniła się i szepnęła coś czego nie usłyszałam. Zdziwiło mnie to, że się skłoniła ale nie dałam po sobie tego poznać i nadal stałam niewzruszona. Gdy ruda wyszła zostaliśmy sami. Mogłam dokładnie usłyszeć nasze oddechy, moje szybkie bicie serca, czy szumiący las za oknem. Brunet podchodził do mnie, z każdym krokiem odsuwałam się. Nie chce być blisko niego. Nie chcę mieć nikogo blisko.

Wciągnęłam powietrze gdy niespodziewanie natrafiłam na ścianę. Dzieliło nas niemal parę centymetrów. Teraz w zupełności mogłam dokładnie przyjrzeć jego twarzy. Miał ostre rysy. Czarne brwi i malinowe usta, które teraz były rozciągnięte w ogromnym uśmiechu ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Wróciłam wzrokiem do oczu, które były złote i wpatrywały się we mnie uważnie z widoczną miłością i zawahaniem.

- Kochanie jestem Drake, i zaraz wszystko ci wytłumaczę.

Oryginał: 19 stycznia 2018                    Poprawka: 22 wrzesień 2018                Słowa: 1087 

:)

Wszystko dla ciebieWhere stories live. Discover now