Rozdział 9. Proszę, zrozum

1.6K 304 79
                                    

Po męczącym poniedziałku, kiedy to przeżył swoją pierwszą  próbę samodzielności, zauważył, że stawał się coraz silniejszy. Następnego dnia bowiem poszedł na wuef i, nie zważając na inne dziewczyny, rozebrał się bez skrępowania, ukazując też swój bandaż. Na komentarze, których ilość nieznacznie zmalała, nie odpowiadał. Nie wydzwaniał też do Antoniego co chwilę, zrozumiał bowiem, że mężczyzna również miał swoje życie i pracę. Nie urwał z nim jednak kontaktu, ponieważ co wieczór potrafili odbywać kilkugodzinne połączenia. 

W ten środowy wieczór siedział w swojej sypialni, czekając na powrót matki. Chciał w końcu ją przeprosić i przeprowadzić trudną, lecz konieczną rozmowę. Nie mogli dłużej żyć w ten sposób — razem, ale z dala od siebie. Byli rodziną, matką i synem. I chociaż nigdy nie czuł od niej wielkiej miłości, zapewniła mu wszystko, czego potrzebował. Niedługo skończy osiemnaście lat i odejdzie z domu — miał wrażenie, że ta rozmowa mogła być ich ostatnią szansą na naprawienie relacji. Lub ich ostateczne zniszczenie.

Stres zjadał go od środka, kiedy patrzył co chwilę na zegarek. Wskazówki przesuwały się powoli, mozolnie docierając do godziny dziewiętnastej. Kamil po raz kolejny powtarzał sobie w głowie cały plan. Każde słowo miał zaplanowane i nie chciał nawet dopuścić myśli, że coś mógłby pójść nie tak.

Kiedy usłyszał dźwięk otwieranego zamka, poderwał się z łóżka. Stanął na środku swojego pokoju, wziął głęboki oddech i czekał. Jego matka zawsze wykonywała ten sam rytuał po powrocie z pracy — odkładała torebkę w sypialni i przechodziła do swojego gabinetu, gdzie przez godzinę czy dwie wypełniała jakieś firmowe druczki, jakby przez cały dzień było jej za mało.

Kamil odczekał kilka minut i wyszedł z pokoju, kierując się prosto do gabinetu. Chociaż targały nim wątpliwości, chociaż najchętniej uciekłby i dalej żył na dnie szafy, zmusił się, by zapukać do drzwi. Od razu otrzymał odpowiedź:

— Wejdź, proszę.

Matka siedziała za biurkiem i spoglądała na niego bez szczególnego wyrazu twarzy. Widać było, że przerwał jej pracę, bo w dłoni trzymała pióro, a przed nią leżał notatnik.

— Możemy porozmawiać? — zapytał, powoli podchodząc do krzesła. Kiedy kiwnęła głową, odsunął je i usiadł.

— Tak, tak, oczywiście. Czy coś się stało w szkole?

Kamil miał ochotę wybuchnąć nerwowym śmiechem. Czy w szkole coś się działo? Tak, zdecydowanie tak. Czy był to jego największy problem? Niestety nie. Wcale też nie zdziwił go fakt, że matka zapytała go najpierw o naukę, nie o samopoczucie. Zawsze tak robiła.

— Nie — skłamał gładko. — Chcę cię przeprosić za moje słowa. Za to, co powiedziałam w piątek.

Matka sztywno skinęła głową, a on zauważył na jej twarzy grymas smutku. Cały czas w głowie miał ten wieczór, kiedy po cudownym dniu w Poznaniu z Antonim wrócił do domu. Gdy kobieta go zobaczyła, zaczęła krzyczeć i pytać się, co „ona najlepszego zrobiła”. Był na to gotowy, wiedział, że taka będzie jej reakcja. Jednak całkowicie nie spodziewał się jej następnych słów: „Jeśli masz nadzieję, że zaakceptuję takiego potwora jak ty…”. Wiedziony wściekłością, wykrzyczał to, co od dłuższego czasu lęgło się w jego myślach. Odepchnął matkę i wbiegł do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Okropne słowa wciąż miał na wargach, tak, jakby miały pozostać tam na zawsze. „Może i jestem potworem, ale to ty tego potwora urodziłaś. I uwierz mi, brzydzę się tobą bardziej niż ty mną”.

— Byłam na ciebie zła i jakoś tak wyszło. Naprawdę nie chciałam tego powiedzieć — kontynuował.

— Przeprosiny przyjęte — odpowiedziała i uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu. — Nic się nie stało.

Gorzka kawa ✔Where stories live. Discover now