Rozdział 12. Nasze jutro

1.7K 288 135
                                    

Kamil chodził nerwowo po pokoju, zerkając na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła siódma, Antoni wciąż nie przyszedł. Matka ustawiła już dwa talerze na stole — nie wiedziała, że mają spodziewać się gościa. Chłopak z roztargnieniem wygładził koszulę, pod którą miał nowozakupiony binder. Poprawił krawat, który zaczął go uwierać w szyję.

— Chodź, możemy zaczynać — zawołała go matka, uśmiechając się. Nie zauważyła jego dziwnego zachowania.

Wyglądała pięknie, pasując do przystrojonego salonu. Jej długa, bordowa sukienka spływała aż do ziemi, upodabniając się do skrzydeł motyla.

Kamil minął stojącą w rogu choinkę, obwieszoną złoto-czerwonymi ozdobami, i podszedł do stołu. Matka już czekała, trzymając w dłoni dwa kawałki opłatka. Miała podać jeden z nich nastolatkowi, kiedy rozbrzmiał dzwonek. Chłopak odetchnął w duchu, dziękując bogom za ratowanie sytuacji.

— Kto chodzi po domach w Wigilię? — zapytała kobieta, marszcząc brwi.

— Nie wiem — skłamał. — Pójdę sprawdzić.

Ominął matkę i szybkim krokiem, nie kryjąc już uśmiechu, przeszedł do drzwi. Otworzył je i ujrzał Antoniego z czerwoną twarzą i śniegiem we włosach. Wyglądał pięknie i Kamil najchętniej powiedziałby mu to, jednocześnie całując chłodne policzki, ale nie mieli okazji na okazywanie sobie czułości.

— Spóźniłeś się — powiedział nastolatek z wyrzutem.

Nie zważając na wilgotny, zimny płaszcz mężczyzny i trzymane przez niego torby przytulił go. Tęsknił — przez kilka ostatnich dni nie mieli czasu na spotkania. Kamil przez ten czas stresował się i próbował ułożyć w głowie plan na rozmowę z matką. Męczyło go to, jednak teraz, kiedy Antoni był już przy nim, chłopak poczuł spokój.

— Przepraszam za to, ale…

Kamil odsunął się od niego nagle, nie pozwalając na dokończenie zdania. Kroki matki chłopaka szybko zbliżały się, powodując u obu mężczyzn szybsze bicie serc i nerwowy uścisk w żołądkach.

— Kamil, kto przyszedł? — zapytała kobieta, wchodząc do korytarza. — O, dobry wieczór.

Wyglądała na nieco zaskoczoną, widząc młodego mężczyznę, który nie wyglądał ani na bezdomnego, ani na żadnego pracownika roznoszącego ulotki.

Kamil wziął głęboki oddech i, nie patrząc na konsekwencje, złapał chłodną dłoń Antoniego. Dawało mu to otuchę — w końcu miał właśnie powiedzieć coś, co mogło spowodować katastrofę. Kolejne wyjście z szafy — zdawał sobie sprawę, że całe jego życie będzie pasmem coming outów, ale był pewien, że nigdy nie da rady się do tego przyzwyczaić.

— Mamo, to Antoni — zawahał się, przy czym zadrżał mu głos. Jego dłoń została mocniej sciśnięta w geście wsparcia. I już nie liczył się niepewny wyraz twarzy matki, a spokój i miłość w oczach Antoniego. — Mój chłopak.

Kobieta spojrzała na syna dziwnie, jakby sens jego słów nie do końca do niej dotarł. Zmarszczyła brwi i skrzyżowała ramiona na piersi. Nie powiedziała ani słowa, a cisza wręcz przytłaczała. W końcu Antoni postanowił ją przerwać — chyba jako jedyny był w stanie to zrobić, biorąc pod uwagę stan zaskoczonej kobiety i umierającego z nerwów Kamila.

— Dobry wieczór, miło panią poznać. — Wyciągnął ku niej dłoń, która po chwili została uściśnięta.

— Kamil, zaprowadź, proszę, naszego gościa do salonu i przyjdź do kuchni, pomożesz mi przygotować dodatkowe nakrycie — powiedziała spokojnie, ale widział, że uśmiech na jej twarzy był nieco wymuszony.  

Gorzka kawa ✔Where stories live. Discover now