12. Krzyk

415 29 9
                                    

Czuła się tak, jakby była w transie, Izadora na drżących nogach wbiegła po schodach, zatrzymując się przed drzwiami gabinetu Carlisle'a i zawahała się. Słyszała urywany oddech Isabel oraz słabnące bicie jej serca, ale nawet mając świadomość, że jest jedyną osobą, która w tym momencie jest w stanie pomóc Belli, nie była w stanie ruszyć się z miejsca. Nóż ciążył jej, zupełnie jakby został wykonany z ołowiu, zaś raz po raz powracając dreszcze sprawiały, że co chwila kilka kropel ciepłej wody w misce przelewało się ponad brzegiem naczynia i chlapało na podłogę. Gdyby sytuacja była normalna, Izadora w życiu by na to nie pozwoliła, dysponując zbyt wyostrzonymi zmysłami i poczuciem równowagi, ale przy obecnym stanie rzeczy wszystko wydawało się prawdopodobne, nerwy zaś wydawały się jej jak najbardziej uzasadnione.

Weź się w garść, Izadoro, skarciła się w duchu. A teraz pośpiesz się, zanim będzie za późno.

Zwłaszcza ta druga myśl sprawiła, że dziewczyna w pośpiechu zapanowała nad ciałem i nacisnąwszy klamkę, weszła do środka. W przypadku jej myśli, nigdy nie mogła być pewna, czy krążące w jej świadomości słowa należą do niej, czy może pojawiły się jako ostrzeżenie, dlatego wolała nie ryzykować. Nie potrzebowała zresztą żadnych specjalnych zdolności, żeby zorientować się, że jej siostra w każdej chwili może umrzeć, zwłaszcza, że dziecko nie tylko starało się wygryźć sobie drogę na zewnątrz, ale również z powodu obecności ledwo panującego nad swoimi reakcjami nowonarodzonego.

Carlisle jak zawsze okazał się przewidujący, dlatego gabinet już wcześniej został odpowiednio przygotowany, na wypadek nagłej akcji porodowej. Oczywiście żaden z nich nie przewidziało, że Isabel zacznie rodzić akurat tego dnia i to na dodatek w momencie, kiedy nikogo przy niej nie będzie. Izadora mimo szczerych chęci nie potrafiła być tym odkryciem zaskoczona, bo do przewidzenia było, że po wszystkich problemach, które już do tej pory zdążyły spotkać ją i Isabel, taki obrót spraw wydawał się najbardziej prawdopodobny. Dziecko najwyraźniej odziedziczyło po mamie skłonność do nieprzewidywalnych zachowań i chociaż może ten żart wydałby się komuś zabawny, Dora zdecydowanie nie miała powodów do śmiechu.

Oliver stał przy oknie, obie ręce wspierając na parapecie i to tak mocno, że chyba jedynie cudem przy tym go nie zniszczył. Izadora zawahała się i przez kilka sekund wpatrywała się w jego plecy, nawet pod ubraniem widząc, że mięśnie wampira są napięte do granic możliwości, a zwykle alabastrowa skóra, jest jeszcze bledsza niż zazwyczaj. Wampir nie oddychał, ale bez wątpienia musiał wiedzieć, że się pojawiła, bo po chwili odwrócił się, żeby spojrzeć w jej stronę. Na jego twarzy malowała się czysta agonia, zaś czarne niczym dwa rozżarzone węgielki oczy, jasno dały Izadorze do zrozumienia, że wampir nie tylko nie powinien, ale nie chce się w tym miejscu znajdować.

Izadora westchnęła cicho, czego zaraz pożałowała, bo do jej płuc wdarł się słodki, kuszący zapach krwi Isabel. Sama dziewczyna leżała na zajmującym centralny punkt pokoju stole operacyjnym, nieruchoma i tak blada, że gdyby nie ledwo wyczuwalny puls, można by było pomyśleć, że już jest martwa. Plama krwi na brzuchu wciąż wydawała się powiększać i jedynym pocieszeniem było to, że dziecko nareszcie przestało się poruszać, być może podświadomie przeczuwając, że wkrótce znajdzie inny sposób na to, żeby się wydostać. Izadora przynajmniej chciała wierzyć, że tak jest, a jej siostrzenica – oczywiście pod warunkiem, że Bella miała rację – fatycznie jest już na tyle bystra, żeby zrozumieć, iż robi matce krzywdę. Oczywiście to nie zmieniało faktu, że sytuacja wciąż prezentowała się nieciekawie, ale działanie zdecydowanie miało być łatwiejsze, jeśli tylko dziecko przestanie samoistnie wyrywać się na świat.

Miska ponownie zadrżała w rękach Izadory, dlatego dziewczyna w pośpiechu położyła już na skraju stołu operacyjnego. Od zapachu krwi zaczynało się jej kręcić w głowie, chociaż nie tyle z powodu pragnienia, ale przede wszystkim obrzydzenia, które wywoływała w niej krew. Czując, że Oliver wciąż ją obserwuje, odłożyła na bok kuchenny nóż i raz jeszcze podwinęła zakrwawioną koszulkę Belli, odsłaniając poraniony brzuch. Nawet nie starała się być delikatna, dlatego kawałek materiału został jej w rękach. Natychmiast wykorzystała go i zamoczywszy w wodzie, zaczęła ostrożnie zmywać krew ze skóry Isabel, żeby łatwiej było jej przejść do... zabiegu. Samo to słowo przyprawiało ją o dreszcze, dlatego starała się go unikać, ale ostatecznie i tak musiała przyznać przed samą sobą, że tak właśnie powinna powiedzieć, jeśli już miała być ze sobą szczera i nazywać rzeczy po imieniu.

ANOTHER TWILIGHT STORY [KSIĘGA IV: RENESMEE]Where stories live. Discover now