24. Intruz

410 25 8
                                    

Błyskawicznie odwróciłam się za siebie, zaskoczona. Jeszcze w czasie ruchu, wychwyciłam znajomy zapach i uprzytomniłam sobie, że nie mam się czego obawiać. Chociaż w pierwszej chwili miałam ochotę zacząć warczeć, kiedy już spojrzała na Jacoba, na moich ustach zagościł nieco złośliwy, ale jak najbardziej przyjazny uśmiech. W końcu mogłam się spodziewać, że to właśnie zmiennokształtny będzie za nami podążał, jak zwykle bezbłędnie przewidując, kiedy może spotkać się z moją córką, nie ryzykując przy tym konieczności znoszenia obecności większej liczby wampirów.

Jacob wyszczerzył się w odpowiedzi, rzucając mi przelotne spojrzenie. Już przestał klaskać, w zamian łącząc ręce razem, wzrokiem zaś ponownie uciekł w stronę mojej zadowolonej z siebie córeczki. Renesmee uśmiechnęła się promiennie, po czym zaskakująco pewnie pokonała ostatnie metry. Kiedy znalazła się przy mnie, nawet nie próbowałam jej zatrzymywać, dobrze wiedząc, że jej celem w gruncie rzeczy jest Jacob.

– No cześć, maleńka – ucieszył się, natychmiast kucając przed nią. Był znacznie wyższy ode mnie, Nessie zaś w porównaniu z nim wyglądała jak porcelanowa laleczka, ale mojemu przyjacielowi najwyraźniej nie przeszkadzało to, że musiał trochę się wysilić, zanim zdołał schylić się na tyle nisko, żeby móc zajrzeć wprost w błyszczce, czekoladowe oczy Renesmee. – Jak się ma moja ulubiona pół-wampirzyca? – zapytał, machinalnie rozkładając ręce, kiedy mała wpadła mu w ramiona.

Mimowolnie uśmiechnęłam się, w duchu dziękując, że Edward jednak nie poszedł z nami. Wiedziałam, że nie był zadowolony z tego, że Renesmee tak entuzjastycznie reagowała na Jacoba, chwilami wręcz domagając się jego obecności. Jacob stał się stałym elementem jej życie i sądzę, że w którymś momencie uznała go za kolejnego członka naszej rodziny. Byłam ja, był Edward i pozostali Cullenowie, również moja siostra, Oliver, Mary i Santiego – no i był Jacob. W oczach Renesmee było to oczywiste, a jakiekolwiek podziały rasowe nie wchodziły w grę. Mała zdawała się nie zwracać uwagi na to, że nie wszystkie relacje ze zmiennokształtnym nie są... przyjazne. To, że Rosalie czy Edward mieli cokolwiek przeciwko Jacobowi, w gruncie rzeczy jej nie obchodziło, a żadne z nas nie zamierzało próbować jej wyjaśnić, że Jake tak naprawdę do nas nie pasuje.

Obserwując tę dwójkę, doszłam do wniosku, że właściwie Renesmee ma absolutną rację. To, co poszczególni członkowie rodziny myśleli o Jacobie, nie powinno mieć wpływu na to, czego ona mogła oczekiwać. Obecność Jake'a sprawiała jej przyjemność, zmiennokształtny zaś jak na razie nie zachowywał się wobec mojej córeczki niewłaściwie, dlatego nie istniał żadne powód, dla którego mielibyśmy uniemożliwiać im kontakty ze sobą. W końcu było dokładnie tak, jak powiedział Jacob – chcieliśmy dla niej wszystkiego co najlepsze, prawda?

Co jednak nie znaczyło, że miałam być zachwycona tym, że być może patrzę na przyszłego zięcia. Zdecydowanie nie wyobrażałam sobie tego, że już na tym etapie wszystko mogło być postanowione. Owszem, próbowałam być wyrozumiała – w końcu wpojenie nie było czymś na co Jacob miał wpływ – ale nie znaczyło jeszcze, że Renesmee jest rzeczą, którą właśnie sobie zaklepał. Co prawda Jake zapewniał mnie, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę i da Renesmee pełną swobodę, jeśli chodzi o wybór ewentualnego partnera życiowego, ale obawiałam się, że to wcale nie będzie takie proste.

Szybko przestałam o tym myśleć, stanowczo karcąc się w duchu za to, że przejmuję się aż tak daleką przyszłością. Renesmee może i rozwijała się szybciej niż zwykłe dzieci, ale jak na razie wciąż była maleństwem, któremu jeszcze długo w głowie nie miały być miłość i szukanie partnera... A przynajmniej miałam taką nadzieję.

– Jake – odezwała się pogodnie Renesmee. Zawsze skracała jego imię, bo tak po prostu było jej łatwiej, odniosłam zresztą wrażenie, że skrót bardziej przypadł jej go gustu.

ANOTHER TWILIGHT STORY [KSIĘGA IV: RENESMEE]Where stories live. Discover now