Prolog

584 29 95
                                    


"1 dzień wiosny, 531 rok lisiego ogona.

Drogi mi Przyjacielu,

Wybacz, że długo zwlekałem z listem. Dawno Cię nie widziałem i nie ukrywam, że liczę na Twoje odwiedziny. Muszę się czymś podzielić, pewną historią. Jak sam pewnie wiesz, ostatnie wydarzenia zasiały w mej duszy niepokój.

Doskonale pamiętam ten dzień. Spojrzałem w niebo. Leciał. Wznosił się na niebie wielki orzeł – piękny i dumny z rozpostartymi skrzydłami; symbol wolności, o którą wielu będzie musiało w przyszłym czasie zawalczyć. Będzie świadkiem początku wydarzeń, które, jak się okaże, na zawsze odmienią ten krajobraz. Orzeł go zna, widzi codziennie, gdy szybuje wśród łąk, rzek i licznych lasów. Spogląda pod siebie, jakby czegoś szukał, jakby miał cel, który został mu powierzony.

Niespodziewanie ptaka oślepił dziwny blask. Były to odbite promienie słońca z pancerzy setek żołnierzy znajdujących się na ziemi. Przyodziani w najpiękniejsze napierśniki z rozmaitymi wzorami, często przedstawiającymi sceny walk lub po prostu herb rodziny. Na głowach hełmy, nieraz podobne do pyska czorta, wzbudzające strach. Prócz nich naramienniki i tarcze, które były niczym mur. Zawsze dopasowane do wojownika, by umożliwiały swobodną i nieskrępowaną walkę. Dzierżyli również miecze, torujące im drogę po zwycięstwo. Niektórzy pragnęli triumfu, inni odczuwali wielką dumę, biorąc udział w Turnieju Hegemona, odbywającym się pierwszego dnia wiosny. Odnosili wrażenie, jakby zmierzali na najpiękniejszą i najważniejszą ucztę w swoim życiu. Byli gotowi doznać uczucia glorii lub otrzymać inną nagrodę - wieczną chwałę po śmierci za ojczyznę.

Trzech króli siedziało na swych tronach, mając przed sobą długi stół. Na nim znajdowała klepsydra. Połowa zawartości zdążyła się już przesypać; upłynęło pół czasu pierwszej rundy Turnieju. Lecz to nie na tym przedmiocie była skupiona uwaga władców. Podziwiali oni zmagania swoich wojowników. Kto wygrywał igrzyska, ten dostawał władzę na kolejne dziewięć lat; taki panował tutaj zwyczaj.

Niespodziewanie do nóg króla, siedzącego na środkowym tronie, padł zwiadowca z wieściami. Władca królestwa Allendry, Goran nor Savour, wysłuchał informacji. Chwilę pogładził swoją brodę, wstał i obrócił się do pozostałych dwóch rządzących, rzucając im wymowne spojrzenie. Byli to Kocsawar z Nativii oraz Wongutal Wielki, pochodzący z Calondieru.

Po otrzymaniu nowin monarcha przerwał cały turniej; pierwszy raz w dziejach. Wśród obserwujących wybuchło zainteresowanie, nikt nie wiedział, co też się wydarzyło; z jakiego powodu wstrzymano igrzyska. Każdy z królów rozesłał generałów do reprezentantów z wieściami. Biorący udział w Turnieju wojownicy, dowiedziawszy się, co zaszło, rozgoryczeni jego przerwaniem; dosiedli koni i ruszyli galopem, wyjeżdżając z Placu Siły. Gnali na południe, do mostu, a następnie w górę rzeki Boun, gdzie prowadzi jej dopływ.

Ponad trzystu konnych dojechało do młyna wodnego, gdzie zobaczyli przerażający widok. Kilka tysięcy wojowników maszerowało w kierunku gospodarstwa szlachcica Celrina, by otworzyć sobie drogę do miasta Coulien, a następnie całego królestwa Allendry. Wyglądali dziwnie, groteskowo a wręcz kuriozalnie. Nosili zupełnie inne odzienie od mieszkańców Kornotu. Część wojsk wroga zdążyła zająć się już walką z obrońcami młyna - garnizonowymi z miasta Coulien, którzy dostali rozkaz obrony posiadłości, oraz osobistymi najemnikami Celrina. Na polu walki dało się również zauważyć zakapturzone postacie w czarno-granatowych strojach, które świetnie radziły sobie w walce, nikt ich nie rozpoznawał, lecz nie to było ważne; istotne było to, że walczą po słusznej stronie.

Burza Liści [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz