Stanowisko
Pinaear szedł wraz z Lioxem do zamku, a po drodze mijali chmary ludzi. Przemierzali rynek, a następnie minęli budynku milicji. Tam się rozdzielili - Liox ruszył sprawdzić, co z Boztanem. Pinaear natomiast szedł załatwić swoje cotygodniowe sprawy z szeryfem. Znów musieli porozmawiać o kwestii opodatkowania, wcześniej jednak miał wstąpić do Komendanta Milicji i omówić kilka spraw, bo z wiadomych przyczyn Boztan nie mógł tego zrobić.
Pinear nie patrzył pod nogi, bo głowę zaprzątały mu pieniądze. Cały czas myślał, co też powinien tym razem powiedzieć, by w końcu szeryf zrozumiał jego punkt widzenia. W całym Kornocie panował prosty system pobierania podatków. Od obywateli zbierana była niewielka opłata przeznaczana na klasztory i szpitale oraz kilka innych instytucji. Nieważne, że usługi bywały biedne - mieszkaniec musiał mieć świadomość, że w razie choroby będzie miał opiekę. W teorii. Allendra i Nativia zawsze były za tą idea, Calondier wiele razy wychodził z pomysłem odstąpienia od leczenia osób, których podatki nie obejmowały; biednych. Będąc w unii musieli jednak stosować się do panujących zasad.
Pinaear również był przeciwny darmowej opiece, ogólnie był przeciwnikiem podarunków, większych lub mniejszych; na sukces trzeba zapracować, zawsze mawiał. Każdy by brał, ale robić nie ma komu.
Dotarł w końcu do budynku milicji.
— Zastałem jego ekscelencję? – zapytał z miejsca Pinaear.
— Kogo?
— Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
— Co?
— Gówno! Stary jest?
— Przepraszam Pana. Pan nietutejszy?
— Ty idioto. Jestem w tym mieście... ehh ... nieważne. Jest Komendant?
— Jest. W swoim gabinecie.
Nastała cisza. Pinaear spojrzał na pomocnika, a pomocnik na Pineara. Spoglądali na siebie tak długą chwilę, a oczy jednego z nich tęskniły wyraźnie za rozumem. Dało się usłyszeć jęki więźniów z lochów. Wtem brodaty urzędnik nie wytrzymał i przemówił.
— Długo tak będziemy na siebie spoglądać?
— Ale o co chodzi?
— O gówno! Bogowie! Skąd się tutaj urwałeś człowieku!
— Znikąd się nie urwałem. Przyszedłem, bo jestem potrzebny.
— Jestem Pinaear. Mówi ci to coś? Nie? Tym gorzej dla ciebie. Zarządzam tym cholernym miastem. Ty nie jesteś w stanie zarządzić własną dupą najwyraźniej. Skończyłem.
Pinaear machnął ręką i postanowił bez zapowiedzi wejść do pokoju Komendanta. Nie spodziewał się widoku, który zastał; zza stołu wystawała głowa mężczyzny. Nie był to jednak człowiek, którego szukał Pinaear. Nieznany młodzieniec spojrzał speszony i wstał szybko. Był nagi; wziął swoje odzienie i niemalże wybiegł drugimi drzwiami; było to prawdopodobnie awaryjne wyjście na wypadek jakiegoś incydentu. Jeden incydent właśnie nastąpił.
Zarządca Hatap wszedł do pomieszczenia z lekkim uśmieszkiem na twarzy, zamknął za sobą drzwi i wziął z ziemi leżące ubranie. Chrząknął znacząco, stanął i czekał. Nie minęła chwila, gdy zza biurka zerwał się mężczyzna. Na widok Pineara speszył się okrutnie - również był nagi, więc gdy tylko ujrzał gościa, szybko zasłonił dłońmi genitalia. Był przeciętnego wzrostu, z lekkim zarostem i gustownie obciętymi włosami. Czarne włosy i ciemna karnacja sprawiały, że wyróżniał się w tłumie, przez co wzbudzał zainteresowanie kobiet. Tym bardziej, że był Komendantem Milicji.
YOU ARE READING
Burza Liści [+18]
FantasyWlewają w gardła wino. Głowy opanowało pożądanie. Bogowie to tylko posągi, a magia bajką dla dzieci. Allendra, Nativia i Calondier, najważniejsze państwa Kornotu, zostają zaatakowane przez Intruzów zza lasu. Lasu tak strasznego, że wielu boi się wyp...