Rozdział V - Relacja, Oko Orła i Włócznicy

67 9 52
                                    

Relacja

Strzał oddany prosto w środek, najlepszy łucznik w całym Kornocie. Jeszcze jeden strzał; prawdopodobnie oddany, by usłyszeć kolejne pochwały i zachwyty niewiast. Przystojny mężczyzna wykorzystujący swoje wdzięki i talent, by zaznać w łożu przyjemności z kobietą.

— Perrus! Chodź! – krzyknął król Cossawars do swojego adiutanta i osobistego strażnika. Ten musiał zaprzestać uwodzenia jednej z dwornych uczestniczek treningu, nie wywołało to na jego twarzy jednak żadnego gniewu. Wiedział, że wieczorem, jeśli będzie miał ochotę, zdobędzie kolejną kobietę; zawiedziona była tutaj jedynie niewiasta, patrzyła się w jego twarz jak w obrazek.

Szli w słoneczny dzień przez duży plac treningowy, gdzie kładziono nacisk na szkolenie, by godnie wypaść w co dziewięcioletnim Turnieju Hegemona. Miejsce znajdowało się w zachodnim skrzydle miasta z brukowanym chodnikiem prowadzącym prosto na rynek; podczas parad to tam prezentowano wojsko wychodzące z ich kuźni. Było to jedyne miejsce wykonane w całości z drewna dębowego, świętej rośliny allendrańczyków. Nie bez powodu plac treningowy, czyli przypuszczalnie najbezpieczniejsze miejsce, znajdowało się koło wielkiego dębowego drzewa nazwanego Baginatis. Nie wiadomo, czy zbudowano go ze względu na starodrzew czy odwrotnie, jedna rzecz jest natomiast pewna; jedno bez drugiego istnieć nie mogło.

Udali się do gabinetu Pinaeara, gdzie zastali już Boztana, prawdopodobnie weszli w trakcie rozmowy, sądząc po minie zaskoczonego namiestnika. Powitali się i zasiedli przed zawalonym papierami stołem gospodarza pokoju, podjęli temat, o którym rozmawiali kilka dni temu.

— Czy zatem coś wiadomo na temat naszego oddziału specjalnego? – zapytał Cossawars gospodarza, rozsiadając się na krześle. 

— Mamy już kandydatów, połowa się zgodziła. Są to głównie najemnicy, kilku złodziei, dostać również chciała się banda łowców skarbów, ale tacy są gorsi od złodziei. Zawsze im mało.

— A co z moimi kandydatami? – zapytał Boztan.

— Trudno im zaoferować coś, czego nie mają, a na groźby nie reagują – odpowiedział urzędnik.

— Wyślij do nich Wrosunga lub Kesagena, sam wiesz najlepiej, na co ich stać. A jak kwestia organizowania wojska? Ile czasu do wymarszu?

— Z raportów Lioxa wynika, że wojsko będzie gotowe do wymarszu za dwa dni.

— Zatem niedługo się zacznie! Wyruszymy w ten przeklęty las... — Cossawars zatarł ręce i zaczął rozglądać się gwałtownie po pokoju; prawdopodobnie, by uczcić to kielichem wina, jak każdą ważną okazję w jego życiu. Chociażby rano, na pierwszy posiłek, butelka wina w podzięce bogom za przeżytą noc i ofiara na cały nadchodzący dzień.

Już miał się odezwać do Pinaeara o napitek, gdy do pokoju wbiegł i prawie się przewrócił opalony od słońca, łysy, brudny i spocony chłop z podartą szatą. Na ramieniu miał długą i krwawiącą ranę. Prawdopodobnie szarpał się z szyldwachami po drodze, ponieważ wbiegli moment za nim, łapiąc go sztywno i przewracając na ziemię w zemście, że zdołał im się wymknąć. Boztan dał znak, by go puścili i przemówił:

— Panie – mówił łapiąc łapczywie powietrze. – Panie, widziałem ich! Widziałem duchy w lesie. Stali w oddali i patrzyli się w nas! Było już szaro, ale było widać ich kształt, jakby duże osoby w kapturach!

— Co z resztą? – zapytał Pinaear.

— Zgłupieli – wrzasnął wstrząśnięty chłop.

— Jak to?

Burza Liści [+18]حيث تعيش القصص. اكتشف الآن