Rozdział IV - Wielki Las Kermowy

108 11 37
                                    

 Wielki Las Kermowy

Świece paliły się w świecznikach na ścianach dużej komnaty, oświetlając ją na tyle, by rozpoznawać twarze, a uniemożliwiać czytanie; był półmrok, a za oknem rozpoczynała się noc. Na środku pomieszczenia stał stół na tyle duży, by przyjąć około ośmiu gości, naprzeciwko drzwi wejściowych pod ścianą było duże łoże zdolne pomieścić nawet do trzech spragnionych snu osób.

W jednym końcu stołu siedziała postać opierająca głowę na łokciach, w drugim były trzy osoby, z czego jedna trzymała w ręku puchar i popijała co jakiś czas zawartość. Gość, najmłodziej z nich wyglądający, rozglądał się z ciekawością po dużym pokoju, natomiast trzeci z wizytatorów siedział cierpliwie i wpatrywał się w człowieka naprzeciwko siebie – władcę ogromnego królestwa Nativii; króla Cossawarsa.

Wszyscy znajdowali się w pokoju dla przyjezdnych. Oficjalnym miejscem do przyjmowania gości królów był zamek lub budynki przystosowane do goszczenia ważnych osobistości; z pełnymi luksusami wraz z ochroną. Ten pokój – jak i wiele innych - był nieoficjalnym miejscem, o którym wiedziało małe grono podwładnych. Bez luksusów, ale z dobrym jedzeniem i wyjątkową obsługą: gdy zstępowało się z pierwszej kondygnacji budynku, trafiało się do miejsca, z którego niejeden człowiek nie chciałby wyjść do końca życia; do burdelu.

- Jeszcze wina? – zapytał przyjmujących swoich gości król, spoglądając na nich z dozą lekkiej ciekawości; miał stawić się tylko namiestnik Allendry, przybyły trzy osoby.

- Nie, dziękuję, jestem na służbie – odpowiedział natychmiast Liox, po czym wstał i stanął za swoimi mocodawcami.

- Ja również dziękuję,ale na tę rozmowę muszę utrzymać sprawny umysł – odpowiedział Worsung spoglądając w oczy swojemu rozmówcy, jak gdyby prowokował go na samym początku rozmowy.

- A ja się napiję. – Boztan wiedział, ile może wypić, do tego nawet mocno podchmielony potrafił radzić sobie w kryzysowych sytuacjach, czym dla niego była tego typu rozmowa. Król nalał mu wina i podał.

- Wezwałem cię tutaj - przerwał i spojrzał na nich wszystkich – was wszystkich tutaj, by omówić kwestię wymarszu do Kermowego Lasu. Jak wiecie, chyba większość posłów nie zgadza się z tym pomysłem, nawet ja go nie popieram, lecz jestem zobowiązany wspierać królestwo Allendry. Ludzie boją się jak ognia tego boru, nasze społeczeństwo dawno odeszło od praktyk czczenia bóstw i przesądów, ale to miejsce ich przeraża. Natiwijczycy, których dzieli wielka odległość, słyszeli wiele o tym miejscu i nie zamierzają tam wstępować.

- Dobrze, a co na to Wongutal? Dlaczego nie ma go na tym spotkaniu?

- Ta marionetka? Wongutal Wielki? Ten samozwańczy król posłów? – Odpowiedział ze złością.

- Marionetka? Dlaczego tak uważasz? Nie będę ukrywał, że kwestia królestwa Calondieru nie jest mi po drodze. Większość – przerwał na chwilę – zdecydowaną większość czasu spędzałem w podróży. Obce mi nowinki dworskie.

Worsung przyodziany w chiton bez rękawów przekręcił głowę w stronę Boztana i spojrzał na niego beznamiętnie. Jest niewiele osób, którym nie wybaczyłby takiej nieznajomości ważnych dla namiestnika informacji, tym bardziej, przesiadując ramię w ramię i rozprawiając o losach królestwach Kornotu. Siedział zdumiony i jednocześnie próbował nie dawać po sobie znać, by nie dać okazji do satysfakcji królowi Nativii. Postanowił wyręczyć Cossawarsa i przybliżyć tę postać bliżej.

Burza Liści [+18]Where stories live. Discover now