Rozdział XI -Mentor i Zamiejscowy czas

43 5 6
                                    


Mentor

Wszedł do kuchni, wycierając swoje białoszare włosy po kąpieli; Heartis spojrzała na niego popijając herbatę. Woda właśnie zaczęła się gotować ponownie, zestawił ją więc i wyjął z półki swój kubek; drewniany z wyrzeźbionym na jednej stronie ptakiem, a z drugiej pentagramem, wszystko otoczone runami i innymi wzorami upiększającymi jego małe naczynie. Na stole leżała książka i miska po jedzeniu.

— Piękne jest to miejsce, i pomimo jego ogromu pomieszczenia są... takie przyjazne. Ta roślinność i zwierzęta. Naprawdę piękne – powiedziała Heartis.

— Dziękuję, staram się dbać o nie najlepiej jak mogę. Jeszcze herbatki? – zapytał Kesagen.

— Nie, dziękuję. Chciałabym wrócić i spotkać się z moim wujem i jego przyjacielem.

— Dobrze, ale nalegam byś również odpoczęła. Pobyt w lochach oraz pomoc przy ofiarach ze szpitala na pewno cię wykończyły.

— To prawda, ale chcę wrócić do Hatap. Muszę porozmawiać o wielu rzeczach z wujem Adanem. Już trzy dni tutaj siedzimy, a ja nie wiem, co się z nim dzieje i czy lepiej się czuje.

— Dobrze. Wyruszymy, kiedy będziesz chciała. – Spojrzał w jej kierunku. – Ale mam również kilka pytań do ciebie. Z natury jestem człowiekiem ciekawskim i dociekliwym. Mam jeszcze wiele innych atutów, ale nie będę się już więcej chwalił. Powiem wprost, a rzadko to robię. Umiesz kontrolować swój ... że tak powiem, dar? Rozumiesz chyba, że nie bez powodu zostałaś wykupiona z lochów? Każde działanie w tym świecie motywuje cel lub korzyść.

— Dar? Chyba przekleństwo.

— Uważasz to za wadę? Nie myślałaś, by zaprzyjaźnić się ze swoim wrogiem? Okiełznać go. Nikt wtedy by ci nie zagroził. Drzemie w tobie ogromna siła, co najgorsze lub może najlepsze, wielka nieokiełznana siła.

— Możliwe, że masz rację. Ale skąd masz pewność, że nie będę czynić jeszcze więcej zła niż dotychczas? Moje wypadki zraniły tuzin osób. Nauczyłam się z tym żyć, ale nie wiem co będzie dalej.

— Nauczę cię wszystkiego. Nie bój się.

Heartis spojrzała na niego z lekkim niepokojem, ale również i nadzieją, że ktoś w końcu jej pomoże. Tyle już przecież lat była odrzucana z powodu jej „defektu". Trzymała w ręku kubek po wypitej już herbacie; jej zielona tunika zlewała się z otaczającymi ich zielonymi roślinami i ścianami pomalowanymi na ten sam kolor.

— Zapewne ty również będziesz miał w tym jakiś interes?

— Zapewne tak, sam jeszcze nie wiem jaki, ale przeznaczenie pokaże.

— Zatem niech to twoje przeznaczenie się dzieje. Uprzedzam, że jeśli to przeznaczenie będzie za bardzo na mnie wpływać to mu grzecznie podziękuję. Sam wiesz, na co mnie stać.

— A wiem, dlatego pij więcej zielonej herbatki. Uspokaja.

Wrzucił liście z półki do swojego kubka i zalał napar. Czekał, aż będzie gotowa. W tym czasie na stole pojawiła się jego ulubiona modliszka kwiatowa, zaczął ją delikatnie głaskać zewnętrzną stroną palców. Zaczęło zachodzić słońce, do pomieszczenia wpadały resztki promieni słonecznych.

— Zatem jutro rano wyruszymy, a dziś może już pierwszy trening? Po co tracić czas? Szykuj się. Za chwilę wyjdziemy na zewnątrz.

Kesagen zamyślony wpatrywał się w ścianę przed sobą, popijając herbatę. Co jakiś czas tylko jego ręka podnosiła się do góry i wskazywała coś niewidzialnego. Heartis natomiast oglądała z zachwytem wielki dąb rosnący pod kopułą. Zachwycił ją za pierwszym razem, gdy tylko go ujrzała, a potem za drugim i każdym kolejnym. Trzymała na ręce modliszkę, a ta ze spokojem siedziała. Stali tak przed drzewem, również się zamyśliła. Z zadumy wyrwał ją Kesagen mówiąc, by zostawiła owada na którymś z liści i poszła za nim.

Burza Liści [+18]Where stories live. Discover now