Rozdział VII - Zguba, Gra, Nieodziany płomień i Zwrot

51 7 63
                                    

Zguba

Ktoś zapukał w drzwi i nagle nastała cisza w pomieszczeniu - podłużnej małej sali z długim stołem na środku. Czterej mężczyźni siedzący w pokoju spoglądali na siebie. Świece paliły się leniwie w świecznikach. 

— Idź otwórz – polecił jeden z nich. Najmłodszy z obecnych wstał, kopiąc przy tym niezdarnie leżące butelki przy stole i zataczając się lekko. Otworzył drzwi. Do pomieszczenia wszedł Liox z dwoma flaszkami wina.

— O nie! Dosyć tego! – Pinaear energicznie wstał, po czym zatoczył się i oparł o stół. – Po ostatniej popijawie i obrzyganych drzwiach odwidziało mi się wasze kulturalne konsumowanie win, by lepiej się myślało. – Tutaj spojrzał na leżącego na podłodze i opartego od ścianę z prawie zamkniętymi oczami Cossawarsa. – I dla zabicia czasu. Moje biuro nie różni się niczym od przydrożnej karczmy, gdzieś na wschodniej granicy Nativii!

—No ale Nativie to Ty szanuj! – otworzył nagle oczy Cossawars i krzyknął. Napił się wina i wrócił do poprzedniej pozycji. Pinaear widząc to tylko złapał się za głowę.

— Dobrze, Liox, usiądź, ale nie otwieraj więcej wina.

— To chędoż się ... — wymamrotał Cossowars pod nosem, wziął kolejny łyk wina, po czym odłożył na bok już opróżnioną do końca butelkę i zamknął oczy, mrucząc do siebie przekleństwa.

— To co mamy robić, Panie? – zapytał Liox, prawdopodobnie jako jedyny trzeźwy lub najbardziej sprytny, by wykręcać się od przymusowego picia.

— Jutro rano dzień wymarszu. Boztana nie ma. Najważniejszej osoby do dowodzenia wojskiem i go nie ma. Nie widziałem go od południa. Ja zostanę tutaj, wezwij strażników, by wzięli to ... — pokazał palcem na Cossawarsa – ... i idźcie go szukać. Poślę na miasto moich informatorów, możliwe, że ktoś go widział. Jeśli się nie odnajdzie do jutra rana... będzie trzeba opóźnić wymarsz. To licho!

— Dobrze, to kto ze mną idzie? – zapytał Liox, patrząc na Worsunga i Perrusa.

— Coście tacy zdziwieni? No, ruszcie się! – powiedział podwyższonym głosem Pinaear.

Wszyscy trzej wyszli za drzwi, Liox polecił szyldwachom zabrać Cossawarsa i odnieść do jego pokoju. Gdy zmierzali do wyjścia, spotkali wchodzących do środka Kesagena i rudowłosą dziewczynę. Brudną i odzianą w długą szmatę zarzuconą na ramiona, sięgającą jej do kolan. Włosy miała długie do łokci i kręcone, co znacznie powiększało ich objętość.

— Co to? – Spojrzał zniesmaczony Perrus. Jako młodzieniec z wielkim powodzeniem u kobiet nie śmiałby nawet starać się o powodzenie tak zaniedbanej niewiasty. Kto wie, czy nie ma wszy? Tyle się słyszy o tych przybłędach!

— Gówno! – Uderzył go w kark Wrosung. Jak nikt szanował kobiety; prawdopodobnie dlatego tak często odwiedzał burdele.

— To ... — Kesagen spojrzałna Perrusa – ... Heartis. Przywitaj się, piękny młodzieńcze. – Uniósł brwi patrząc na niego.

— Witaj, moja Pani. – Ukłonił się lekko. Zachowanie towarzyszy musiało wprowadzić go w zakłopotanie. Kesagen przywitał się z każdym silnym uściskiem dłoni, tylko do Cossarwarsa machnął ręką uśmiechając się. Przedstawił po kolei każdego nowo przybyłej Heartis. Gdy zapoznawał ją z Lioxem nie było wiadomo, kto odczuwa większy dyskomfort, on czy ona. Liox spuścił tylko głowę i poczekał, aż Kesagen zaprowadzi dziewczynę, by poznała Pineara.

Burza Liści [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz