1|klikamy odtwarzanie|1

656 73 27
                                    

KLIKAMY ODTWARZANIE | nagietek_

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

KLIKAMY ODTWARZANIE | nagietek_

Dziś przychodzę do Was z recenzją cudownego albumu, jakim jest Wish You Were Here zespołu Pink Floyd.

Jednak zanim zacznę, mam pewne ogłoszenie. Jeśli chcecie, by redakcja oceniła wybrany przez Was album jakiegokolwiek wykonawcy rockowego, napiszcie w komentarzu lub w wiadomościach prywatnych tytuł płyty i zespół, a postaramy się w kolejnym numerze zrecenzować wybrane przez Was najciekawsze tytuły!

Wracając jednak do tematu albumu Wish You Were Here.

"""

WISH YOU WERE HERE

Album został wydany w 1975 roku i trwa prawie pięćdziesiąt minut - co oznacza prawie godzinę wspaniałej muzyki.

	Album został wydany w 1975 roku i trwa prawie pięćdziesiąt minut - co oznacza prawie godzinę wspaniałej muzyki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Aby odrobinę przybliżyć Wam informacje na temat członków zespołu, (tworzących akurat tę płytę) poniżej zapisałam kilka szczegółów.

	Aby odrobinę przybliżyć Wam informacje na temat członków zespołu, (tworzących akurat tę płytę) poniżej zapisałam kilka szczegółów

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

DAVID GILMOUR - wokal i gitara

NICK MASON - perkusja

ROGER WATERS - gitara basowa i wokal

RICHARD WRIGHT - keyboard, pianino i wokal

Natomiast teksty do każdego z utworów napisał Roger Waters.

"Wish You Were" to absolutnie idealnie zrobiony album. Wszystkie efekty specjalne są oszałamiające, a głosów Gilmoura i Watersa nie jest w stanie zastąpić tu nawet najlepszy muzyk. Świdrująca gitara elektryczna sprawia, że raczej spokojna muzyka robi się coraz ostrzejsza, ale zawsze pozostawia dystans. I ten dystans jest tutaj najlepszy. Lecz nie tylko gitara elektryczna sprawia, że koło płyty nie można przejść, nie zatrzymawszy się. To właśnie w głównej mierze perkusja i rytm nadają muzyce tego wyrazistego charakteru, za który tak kochamy Floydów.

Pierwszy utwór, "Shine On You Crazy Diamond (Parts 1-5)" (który, nawiasem mówiąc, wprost uwielbiam) już nadaje początkowi płyty charakter całokształtu. Rozkosz dla ucha trwa prawie czternaście minut, co stanowi naprawdę kawał dobrej roboty.

Początek (trwający prawie cztery minuty!) jest tajemniczy, wprawiający w zadumę, melancholijny. W tej części króluje keyboard, czyli nieśmiertelny Richard Wright. [*]

Następna część jest - moim zdaniem - najlepszą ze wszystkich pięciu części. Wchodząca perkusja i gitara wprowadzają w muzykę trochę więcej energii.

Trzecia i czwarta (w której wreszcie, bo w ósmej minucie, zaczyna się wokal) część jest wprost idealna. Nic dodać, nic ująć. Zresztą, końcówka (numer pięć) również jest wspaniała.

Jeśli chodzi o tekst, to nie będziemy dokładnie go analizować, ale wspomnę tylko, że cała piosenka jest kierowana do Syda Barretta, który opuścił zespół z powodu swoich problemów z psychiką. Ogólnie rzecz biorąc - posądzano go o schizofrenię. O szczegółach możecie przeczytać w biografii Pink Floyd.

Drugi utwór "Welcome To The Machine" zaczyna się efektami pracującej maszyny. Zresztą, w całym utworze są zawarte właśnie te efekty.

Wokal Rogera jest tutaj przytłumiony, dochodzi z daleka i jest zdecydowanie poważny, a nawet rozpaczliwy.

Tekst jest niesamowity, polecam sobie zerknąć.

Trzecim kawałkiem jest "Have A Cigar", piosenka, która jest naprawdę specyficzna. Trzeba się nieźle wczuć, żeby zrozumieć głębię tego utworu, bo u mnie za pierwszym razem nie było łatwo. Dopiero po kilkunastu przesłuchiwaniach piosenka bardzo mi się spodobała.

No i perełka płyty. Utwór "Wish You Were Here", wokal Watersa i Gilmoura. Tekst fantastyczny.

Ta piosenka działa na mnie niesamowicie. Czasem przy niej płaczę, czasem odwrotnie - śmieję się i jestem szczęśliwa. Zdecydowanie ten utwór jest moim ulubionym z całej płyty.

No i tutaj należy wskazać pewną prawidłowość. Piosenka "Wish You Were Here" pokrywa się z ostatnim utworem na płycie, a mianowicie z "Shine On You Crazy Diamond (Parts 6-9)". Kiedy pierwsza z nich kończy się odgłosami silnego wiatru, druga właśnie się nimi zaczyna i - jak ktoś słucha płyty w odtwarzaczu - można nie zauważyć momentu zmiany utworów.

Co do "Shine (Parts 6-9)", to jest to kolejna cudowna piosenka. Osobiście wolę "Shine (Parts 1-5)", ale tę drugą również bardzo lubię.

Podsumowując; album jest naprawdę wyjątkowy i na pewno spodoba się wszystkim fanom rocka oraz muzyki lat siedemdziesiątych – naprawdę warto posłuchać. 

outside the wall | magazyn muzycznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz