•supermarket flowers• lellinger

700 53 12
                                    

Andreas od zawsze lubił kwiaty. Nie ważne czy były to konwalie, lilie czy goździki - uwielbiał je wszystkie. Skąd ta fascynacja? On sam tego nie wiedział, jednak zawsze w jego mieszkaniu, w wazonie, musiała znaleźć się przynajmniej jedna mała róża lub tulipan. To dodawało zwykle odrobinkę radości do tej ponurej pustki.

Życie skoczka narciarskiego już tak jest ułożone. W domu pojawiasz się okazyjnie, gdy masz przerwę pomiędzy treningami i zawodami, więc nie ma czasu na żadne porządki, a co dopiero by zrobić zapasy do lodówki! Przecież prędzej czy później to wszystko straci datę ważności, a pozostanie w takim samym stanie - nie tknięte przez brak czasu.

Jednak Andi starał się zawsze pamiętać o tym jednym, malutkim szczególe. Gdy wracał z konkursu, który zakończył na podium nie musiał iść do żadnego sklepu - zwykle na ceremonii, w takich okolicznościach - dostawał ogromny bukiet, który pięknie pachniał. Jednak były i dni kiedy wylądował naprawdę daleko - czasem nawet w trzeciej dziesiątce. Wtedy wracając do domu, wchodził do miejscowego supermarketu po jakikolwiek mini bukiecik lub jednego samotnego kwiatka.

Nikt oprócz jednej osoby tak naprawdę nie wiedział o jego zamiłowaniu do tych roślinek. Stephan rozumiał, że Wellinger po prostu potrzebuje więcej radości z życia. Kwiaty sprawiały, że stawał się jedną wielką kulką szczęścia. Co prawda wszyscy myśleli, że taki już jest - wiecznie szczęśliwy, zabawny i przyjazny i tak było, jednak w dużej mierze była to zasługa Stephana i bukietów, które sam sobie fundował.

Stephan, co tu dużo mówić. Andreas był jego przyjacielem i obydwoje bardzo dobrze się dogadywali. Jednak gdzieś tam w głębi ich serc tliła się miłość, która nie miała szansy wypłynąć na powierzchnie.

Z czasem obydwoje zaczęli chcieć więcej i więcej. Powoli odkrywali siebie na nowo i poznawali nie znane sobie wcześniej kawałki duszy. Jednak jednego wieczora wszystko się zmieniło.

Stephan wiedział, że dłużej już nie wytrzyma. Za długo ukrywał to, że zakochał się w Wellingerze. Chciał mu to jakoś oświadczyć, ale bardzo bał się odrzucenia. W końcu udało mu się zebrać w sobie. Ubrał odświętne ubranie, wypsikał się perfumami i poszedł na spotkanie z przeznaczeniem.

Co prawda od razu nie dotarł na miejsce. Najpierw musiał wstąpić do kwiaciarni. Nie znalazł tam wiązanki, która mogłaby go przekonać więc postanowił skomponować własny bukiet, prosto z serca. Znalazł się w nim chyba każdy rodzaj kwiatów jaki znajdował się w tym miejscu.

Gdy udało mu się już złożyć całą kwiatową kompozycję, udał się do domu Andiego. Pociły mu się dłonie ze strachu, ale to chyba normalne. Przecież za chwilę miał wyznać miłości swojego życia, co do niego czuje.

Tak mało, a jednak tak wiele.

Zapukał. Spokojnie poczekał na otwarcie drzwi przez tą młodą kulkę szczęścia. Andreas zawsze, jako jedyny potrafił rozweselić Stephana, a był to jednak nie lada wyczyn. Leyhe na codzień nie był jakimś szczęśliwym typem czlowieka, ale przy młodym zawsze stawał się weselszy.

- Hej Steph, co ty tu robisz? - Chłopak naprawdę zdziwił się widząc przyjaciela, który przyszedł do niego bez zapowiedzi.
- Andi ja już po prostu nie mogę. Przepraszam, jeśli to co teraz powiem Ci się nie spodoba, ale proszę - nie kończ naszej przyjaźni i wysłuchaj mnie. - Wziął głęboki oddech - Zakochałem się w tobie Andi. Zauważyłem to dosyć niedawno, ale jednak wiem, że jest to bardzo głębokie uczucie. Kocham cię, Andreas.

Wellinger zaniemówił, ale po chwili wpił się w usta starszego. Niczego bardziej nie pragnął, niż by Stephan wypowiedział te dwa słowa właśnie do niego.

- Jezu, Steph... Ja ciebie też kocham, bardzo! - Andreas wtulił się w niego chwilę po tym gdy ich usta się rozdzieliły.
- Czyli to znaczy, że zostaniesz moim chłopakiem? - Stephan wyjął bukiet kwiatów z zza pleców.

Chłopak zaniemówił, a jego oczy zrobiły się ogromne - tak jak gdyby zobaczył, że został pięciokrotnym mistrzem olimpijskim. Dawno nie widział tak wspaniałego bukietu. Jednak ten był wyjątkowy. Został skomponowany z miłości i wyróżniał się na tle innych tym, że był po prostu cudem nad cudami. Dlaczego?

Bo Stephan wiedział, pamiętał i to wykorzystał.

- Oczywiście!

Znów ich usta zaczęły wspólny taniec, a zapach kwiatów - tym razem nie z supermarketu - dodawał jeszcze więcej wspaniałego klimatu oraz radości.

Bo tylko tyle było potrzeba Andreasowi do szczęścia. Miłości, kwiatów i Stephana.

————
Coś uroczego, chociaż średnio mi wyszło :(
Przepraszam przy okazji, że w tamtym tygodniu nic się nie pojawiło, ale niestety wylądowałam w szpitalu i wena mnie opuściła całkowicie...
Postaram się teraz dodawać częściej :)
Buźka

ski jumping one shotsWhere stories live. Discover now